Wampiryzm był realnym zjawiskiem, które przytoczyło się po Europie, jednak nie miało on nic wspólnego z kinowymi i telewizyjnymi przebojami dla niedojrzałych emocjonalnie dziewcząt. Wampiryzm był pozostałością kultury semickiej, która w połączeniu z prawdziwą eksplozją chrześcijańskiej ciemnoty (efekt teologicznych polowań na czarownice) dał naprawdę odrażający rezultat. Wampiryzm był po prostu religijną histerią, zmuszająca ludzi do bezczeszczenia grobów.
Lilith, według starej semickiej tradycji, jest pierwszą niewierną żoną Adama, która znienawidziła potomków Ewy (gdyż ta zastąpiła ją u jego boku). Do świata biblijnego Lilith trafiła z mezopotamskiego, który tradycyjnie dał początek całemu światu żydowskiemu. Uważana była za boginię wampirzycę. Jednak pomimo iż jej imię pojawiało się nawet w innych kulturach, to w zasadzie poza światem żydowskim (nie licząc komiksów, kiepskich horrorów i demonologii), nie przetrwało.
Eksplozja wiary w „dzieci Lilith”, czyli właśnie wampiry (w Islamie były to dżiny), następuje oczywiście wraz z „Młotem na czarownice”, ale też wydaniem przez papieża Innocentego VIII swojej bulli z 1484 r. „Summis desiderates affectibus”, w której poświęca on wiele uwagi walce z gusłami (rozumianej jednak jako rozpowszechnianie guseł). Oczywiście główną troską autorów Młota i papieża Innocentego były czary i czarownice, jednak tak wilkołaki jak i wampiry również znalazły się w kręgu zainteresowań Kościoła.
Według ówczesnej teologii wampir był zmarłym, który po zjedzeniu własnego całunu opuszczał grób w poszukiwaniu pożywienia. Zwykle epidemie wampiryzmu pojawiały się razem z epidemiami tradycyjnych chorób. Ich połączenie przypisuje się kanonikowi Williamowi z Newburgh (Anglia), który już około 1200 r. w ten właśnie sposób starał się tłumaczyć wybuch epidemii (dżumy?).
Wampiry nazywano różnie – strigoi, moroii, varcolaci i pricolici (to nazwy z Rumunii i Węgier), upiyr po rosyjsku, epir po bułgarsku, upier po polsku. Kościelna łacina wprowadziła wówczas słowo vroucolacasa. Wiara w wampiry cieszyła się znacznie większą popularnością w swojskich nam regionach, niż w Niemczech, Francji i Hiszpanii. We Włoszech w zmartwychwstałych niemal nie wierzono, lecz wampira zastąpiono czymś podobnym – pewnym rodzajem czarownicy, która wysysa krew z dzieci.
Wampirem mogły zostać osoby nikczemne za życia (w szczególności kobiety), samobójcy, mężczyźni którzy nie jedli czosnku, nieochrzczone zmarłe dzieci. Kobiety w ciąży, co nie jadły soli. Dzieci, które urodziły się z zębami lub z czerwoną plamą na ciele. Ci, którzy podczas głębokiego snu (gdy ich dusza opuszcza ciało) zmienią pozycję ciała i ich głowa znajdzie tam, gdzie poprzednio znajdowały się nogi. Noworodki przyszłe na świat w owodni. W tym ostatnim przypadku ciekawostka – jeśli położna wie co robić, dziecko urodzone w owodni weźmie na tył domu i powie: „Narodził się wilk, który pożera ludzi, ale wilk, który będzie pracować i przyniesie szczęście” – tu niejako ów „niedokończony wampir” stawał się symbolem szczęścia (pozostałość tego przesądu mamy obecnie u tzw. „urodzonych w czepku”, czyli właśnie w worku owodniowym:)
Wskutek epidemii wampiryzmu cmentarze w dużej części Europy zaczęły być masowo profanowane. Wystarczyła jakaś zaraza, nagła i niewytłumaczalna śmierć, czasami nawet krwawe sny lub głupie plotki, by sprawców tych nieszczęść zajadle szukać na cmentarzach.
Zadziałał tu ten sam mechanizm, co w przypadku wiary w wilkołaki – niezachwiana wiara z Kościoła trafiła nie tylko pod proste strzechy, ale też pod sklepienia uniwersytetów. Niektórzy „ludzie nauki” posuwali się do wydawania własnych traktatów o wampiryzmie, np. Philips Rohr napisał w 1679 r. sławne dzieło o postępowaniu w przypadku epidemii, wywołanej przez wampira. Ów Philips Roch był profesorem uniwersyteckim z Lipska …
Całe szczęście, że oskarżonymi byli zwykle nieboszczycy. Owym potencjalnym zmartwychwstałym wytaczano absurdalne procesy i gdy zapadły wyroki o ekshumacji i unicestwieniu rzekomego wampira, rozpoczynała się profanacja grobów. Jednak wielokrotnie nie przejmowano się sądem, tylko wykopywano bez pozwolenia nieboszczyków, odrąbywano im głowy, wrzucano trumny do rzek, przebijano czaszki gwoździami, palono całe ciało lub tylko wycięte serca, a popiół rozpuszczony w wodzie kazano pić chorym, lub rodzinie „wampira”. Innym, dość niezwykłym sposobem unieszkodliwienia wampira było wyklęcie przez duchownego.
Był taki okres w historii Rumunii i na Węgrzech w zasadzie każde zwłoki były odkopywane (dziecka po 3, dorosłego po 5, starca po 7 latach). Jeśli wystąpiły jakiekolwiek objawy wampiryzmu, co można rozumieć na wiele sposobów (nie nastąpił całkowity rozkład, stawy nieboszczyka były wciąż ruchome, usta otwarte z wyszczerzonymi zębami, itd.) – wbijano kołek w pępek lub wyrywano serce, by je spalić.
Gdy umierał ktoś kogo podejrzewano o to, że może stać się wampirem, na wszelki wypadek nieboszczykowi wsypywano ziemi do ust, lub wkładano tam monetę (zwyczaj praktykowany też na naszych terenach), przecinano ścięgna w nogach lub okaleczano w inny sposób, by nie mógł się poruszać.
W przypadku wampiryzmu również powiało sceptycyzmem i to nawet w łonie samego Kościoła. Na pewno należy wspomnieć traktat biskupa Davanzati „Dysertacja o wampirach” (Neapol 1744), który sprowadza problem do fantazji, przesądów i wprost nazywa go straszliwą głupotą. Jednak mimo tego przejawu zdrowego rozsądku, pomimo iż do uznania wampiryzmu za przesąd skłaniał się nawet jeden z nieco światlejszych papieży, Benedykt XIV, to jednak ciemnota zyskała już taką popularność i tylu obrońców, że niezwykle trudno było ją wykorzenić.
Na szczególny wspominek zasługuje też reakcja królowej Marii Teresy, która miało serdecznie dość doniesień o procesach sądowych przeciwko zmarłym, czy też nieustannych profanacji cmentarzy, i w swoim rozporządzeniu z marca 1755 roku pod wyjątkowo surowymi karami zabroniła tego typu praktyk. Maria Teresa usiłowała zneutralizować działalność wielu duchownych, którzy według niej: „swoimi opiniami nadali wampirom realny kształt, z zaciekłością znęcając się nad martwymi ciałami”.
Gerhard von Swietten, jeden z najwybitniejszych uczonych Europy, na zlecenie Marii Teresy przygotował specjalny raport (Protomedicus et Bibliothecarius), w którym wykazuje, że wiara w wampiry jest zupełnie bezzasadna, a Kościół w największej mierze odpowiada za te haniebne zjawisko. Von Swieten opisuje wiele przypadków, gdy wydawano „wyroki ognia” (czyli spalenia nieboszczyka) tylko z tego powodu, że czyjaś babka nie była kiedyś dobrze widziana przez lokalną społeczność. Albo palenia wszystkich nieboszczyków pochowanych na tym samym cmentarzu co wampir, ponieważ ten miał „przekazywać swoją złośliwość”. Na uznanie też zasługuje wskazanie niebezpieczeństwa pochowania żywcem, co później powodowało ślady, jakoby nieboszczyk próbował wydostać się z grobu.
Trudno oszacować skalę tego cmentarnego szaleństwa, które przetoczyło się przez Europę, a nawet znalazło naśladowców za oceanem. W niektórych krajach, jak np. w Rumunii i na Węgrzech, profanacja grobów był czymś zupełnie naturalnym, wręcz trudno było znaleźć nietknięty. W innych, jak Niemcy, ten proceder był dużo mniej spotykany, a we Włoszech zdarzał się tylko sporadycznie. W zasadzie im bardziej na zachód tym mniej przypadków księży, którzy na czele sfanatyzowanego tłumu rozgrzebują groby.
Nasz kraj należał do tych bardziej dotkniętych tym paskudztwem. W 1659 roku sekretarz królowej Polski Ludwiki Marii Gonzaga pisał, że wampiryzm jest w Polsce prawdziwą plagą. Antonio Davanzati, jeden z nielicznych oświeconych duchownych wyższego szczebla, o wszystkie przypadki tych absurdalnych wybuchów fanatyzmu oskarżał kler żerujący na lękach społecznych. Najbardziej zasłużeni w tym względzie byli niewątpliwie jezuici, a ich działania przypominają zorganizowana kampanię.
Erberto Petoia „Wampiry i wilkołaki”
Chande Le Couteux „Tajemnicza historia wampirów”
P.S.
Ostatni i sławny jasnogórski zlot egzorcystów także zajmował się sprawą wampiryzmu …
Inne tematy w dziale Kultura