W 1487 roku w Technotitlan, wspaniałym mieście Azteków, w ciągu trzech dni złożono w ofierze słońcu (ucieleśnieniem słońca był bóg Huitzilopochtli) rzekomo aż 20 tys. jeńców wojennych. Ten bóg słońca (ale też i wojny) w swej wędrówce po niebie, podczas której rodził się wraz ze wschodem i umierał z zachodem, potrzebował siły, a uzyskać ją mógł jedynie z krwi i drgających serc ofiar. Azteccy kapłani jednym pchnięciem obsydianowego noża (jest on twardszy od stali) wycinali drogę pod mostkiem do serca, następnie wprawną ręką wyrywali je, by jeszcze bijące okazać słońcu i wciąż żywej ofierze. Rzekoma liczba ofiar (owe sławne 20 tysięcy) pochodzi z późniejszych podań konkwistadorów i jest zdecydowanie (co najmniej 10-krotnie) przesadzona, gdyż mimo niewątpliwej biegłości kapłanów azteckich, mogących cały ten potworny obrzęd wykonać w ciągu minuty, to mało prawdopodobne jest to, że ołtarze ofiarne pracowały na pełnych obrotach przez 72 godziny.
Nie ulega jednak wątpliwościom, że ten region jest niezwykle ciekawy, jeśli chodzi o ofiary składane bogom.
Dla boga kukurydzy (Xipe Totek) dosłownie obdzierano ofiary ze skóry, a kapłan paradował w takim odrażającym i krwawym płaszczu nawet przez kilka dni. Wspomniany bóg miał sam zedrzeć z siebie skórę, by ludzie mogli uprawiać kukurydzę. W zamian zażądał dla siebie właśnie ofiar z ludzkiej skóry. Jest on nawet przedstawiany jako „odziany” w cudzą skórę z wiszącymi rękami i nogami, oraz maską na twarzy.
Zanim jeszcze doszło do kiełkowania ziaren, Xipe Totec zapładniał ziarnami swoją matkę, Coatlicue, matkę także Huitzilopochtli, Quetzalcoatla i Xolotla (których to urodziła oczywiście jako dziewica:), boginię ziemi, odkupicielkę zjadającą grzechy. Boginię kapłani wspierali nawadniając ją (ziemię) krwią i wtykając w nią ucięte głowy i ręce ofiar.
Niewątpliwie ciekawostką jest Tezcatlipoca (dymiące zwierciadło) bóg magii, wojny i nocy. Na jego cześć wybierano z pojmanych i najurodziwszych wojowników żywe wcielenie. Przez rok był on czczony jak bóg, przez ostatni miesiąc piękne kobiety zaspokajały jego zachcianki, niczego mu nie brakowało. Ale po roku dobrowolnie kładł się na ołtarzu, kapłan wycinał mu serce a ciało kroił na kawałki, które były później pokarmem dla ludu. Dosłownie spożywali ciało boga (jakieś skojarzenia?)
Majowie z Jukatanu zależni od deszczu i głębokich studni, mieli jeszcze ciekawsze pomysły – odgrywali mecze piłkarskie. Dwóch walczących odbijało piłkę udami i biodrami, starając się nią trafić w kamienną obręcz. Nie wiadomo tylko czy życie oddawał (zabijany jako wcielenie boga śmierci) zwycięzca czy przegrany … Te rytualne mecze były niezwykle popularne. Ofierze ścinano głowę mieczem drewnianym wyposażonym w obsydianowe, niezwykle twarde ostrza. Najprawdopodobniej strumienie krwi wyskakujące z szyi nawet na 1,5 metra (ogromne ciśnienie) stanowiły wróżbę, gdyż doczekały się przedstawień artystycznych, na których krew upodabnia się do węży.
Cenoty, źródła słodkiej wody (miejsca świętsze i okazalsze od piramid) również były świadkiem okrutnych rytuałów. Jaskinie wypełnione wodą były jedynym oprócz deszczu źródłem pitnej wody, i wierzono, że tam właśnie tworzą się też chmury. Bóg deszczu (Chac na Jukatanie) był zatem wyjątkowy i domagał się też wyjątkowej ofiary – ludzkiego dziecka. I pobożni kapłani oczywiście składali ofiary z małych, zwykle kilkuletnich dzieci. Sprowadzano je do jaskiń, podcinano gardła i wrzucano do wody. Wiele wskazuje na to, że w trudnych czasach (susza) bóg deszczu nie dał się przebłagać, mimo setek dziecięcych ofiar.
Niektórzy Majowie, zwykle szlachetnie urodzeni, przelewali nawet własną krew w masochistycznych rytuałach – np. kalecząc własne języki (przewlekając przez nie rzemienie z kolcami) wywoływali duży upływ krwi, omdlenia i idące za nimi „rozmowy z duchami”. Ten krwawy obowiązek zwykle spoczywał na żonach władców:)
Kapłani kultury Moche (Mochica) również tęsknie wyglądali deszczu. Wierzyli też, że opady deszczu można przywołać. Swoim ofiarom podcinali gardła, zaś krew wypijali z ofiarnych kielichów (uważając ja za krew boga). Ciekawe jest to, że podczas anomalii pogodowych, związanych z uciążliwymi opadami deszczu (El Nino, nazwa „dzieciątko” pochodzi od dzieciątka Jezus) kapłani również chłeptali krew, jednak tym razem by zatrzymać kiedyś upragniony, obecnie przerażający deszcz …
By zapewnić urodzaj, zapobiec kataklizmom, czy po prostu na wszelki wypadek przypodobać się bogom, ludzie składali ofiary ze zwierząt, z ludzi, nawet z samych siebie. Skłonność do okrucieństwa wzrasta, gdy rzekome poświęcenie rzekomego boga dla ludzi jest większe – (gdy bóg umiera za ludzi, to ludzie powinni też umierać za boga), albo gdy po prostu nastają trudniejsze czasy i ludzie stają się bezradni.
Tu kawałek o europejskim „krwawym orle” i innych, już europejskich ciekawostkach z tego tematu:
http://ryuuk.salon24.pl/392564,krwawy-orzel-i-wikinskie-tortury
P.S.
Łatwo zauważyć, że pewne zwyczaje, obrzędy, czy też ogólne podejście do religii, jest podobne do religii semickich. Bo czy czarownice palone stosie, prześladowani heretycy, w końcu bezrozumne podejście do niewytłumaczalnego dla nich wtedy świata nie jest wspólne dla nich wszystkich? Czym się różniło okrucieństwo uczestników wojen kwietnych od krzyżowców? Czy chrześcijańscy teolodzy ze swoimi kosmicznymi bredniami byli (i są) mądrzejsi od kapłanów Moche? Albo co różni uprawiającą masochizm żonę azteckiego wodza od niektórych świętych, nieraz znacznie bardziej okrwawionych?
Majowie, Aztekowie i wszyscy ci okrutni rzeźnicy, wycinający serca czy obdzierający ludzi ze skóry, palący innych na stosach, mieli jeden problem – byli po prostu zbyt religijni. Naprawdę głęboko wierząca osoba jest tylko krok od szaleństwa …
Inne tematy w dziale Kultura