Najpopularniejszym autorytetem szermierczym w naszym kraju jest niewątpliwie Wojciech Zabłocki, dawniej znakomity szermierz sportowy, później osoba znana z publikacji i programów traktujących o szermierce. Jego dwie książki: „Polskie sztuki walki. Miecz oburęczny i szabla husarska” oraz „Cięcia prawdziwą szablą” traktują, czy raczej mają traktować o dawnych metodach walki przy pomocy miecza i szabli.
Jeśli chodzi o miecz, to mistrz Zabłocki stworzył swój własny system tzw. miecza oburęcznego, z którego to możemy się już tylko pośmiać. Każdy kto ma nieco pojęcia o tradycyjnej szermierce (a obecnie zdobycie tej wiedzy i umiejętności nie jest już takim problemem) dziwaczne rady mistrza Zabłockiego (według których m.in. miecz trzyma się lewą ręką od jelca, sposób poruszania jest żywcem wyjęty z planszy sportowej a podstawą walki jest w zasadzie twarda zasłona ostrze-ostrze) traktuje jak zbiór cudacznych absurdów.
Trochę inaczej jest w przypadku polskiej szabli, gdyż, odmiennie niż w przypadku miecza, nie zachowały się żadne wiarygodne źródła o szermierce tą bronią. Czy to znaczy, że szermierka szablą u nas po prostu nie istniała, może była ograniczona jedynie do walki konnej, albo też nie wyszła poza poziom prymitywnej rąbaniny? To oczywiście jest możliwe, choć osobiście chciałbym w to wątpić. Szabla to głównie broń kawaleryjska, co ogranicza w dużym stopniu repertuar stosowanych technik. Trzeba też powiedzieć szczerze, że większość użytkowników tej broni posługiwało się nią z finezją maczugi, o czym pamiętniki z rojącymi się obciętymi palcami najlepiej zaświadczają. Jednak trudno mi uwierzyć, że nie istnieli ludzie, którzy staraliby się wznieść rąbaninę szablą na wyższy poziom.
Skupmy się jednak na tym, jak mistrz Zabłocki widzi szermierkę przy pomocy szabli.
Od razu trzeba zaznaczyć, że nie przedstawił on żadnego całościowego systemu walki, jednie wyrywkowe techniki, oględne postawy, sposoby cięć oraz zasłony, czy głównie twarde zasłony i jeszcze twardsze zasłony (bo odbijające).
Pierwszą kontrowersyjną rzeczą są sygnalizowane sposoby cięć. W dawnej szermierce, i w ogóle w sztukach walki (niemal z każdego regionu) zawsze dążono do tego, by techniki były zaskakujące. Japońska katana z pozycji jodan no kamae może uderzyć bez żadnego uprzedzenia, europejski długi miecz trzymany „z dachu” także, puklerz (mała tarcza) ma zadanie „ukryć” jednoręczny miecz przed przeciwnikiem, dokładnie w tym samym celu. W boksie ciosy po zamachu są uważane za pochodzące spod budki z piwem. Nawet wyskoku w karate nie powinno się poprzedzać ugięciem kolan. Nie-sygnalizowany atak to po prostu uniwersalna zasada. Rzecz jasna w ferworze walki może się coś takiego zdarzyć (i często się zdarza), jednak nie wolno wyrabiać tak fatalnych nawyków na etapie szkolenia.
Druga rzecz to słabość cięć. Nie da się ukryć, że wadą szabli jest jej dużo mniejsza moc destrukcyjna niż w przypadku miecza. Tymczasem sposób poruszania rodem z planszy sportowej szablę Zabłockiego jeszcze bardziej osłabia. A przecież prawdziwe starcie nie było prowadzone na planszy i nie było sygnalizacji trafień, więc po jaką cholerę upierać przy sportowych postawach i sposobach poruszania się? Podkreślam, że piszę o prawdziwych walkach, gdzie przeciwnika trzeba było wyeliminować, nie zaś tych późniejszych i popularnych wśród dżentelmenów wygłupów do pierwszej krwi i ładnej blizny. Głębokość i rozległość rany, jaką można było zadać przeciwnikowi, miała duże znaczenie w prawdziwej walce. Cięcia Zabłockiego wykonywane z postawy sportowej mają jedynie część siły, jaką mogłyby uzyskać przy wykorzystaniu przekroku, ruchu i ciężaru ciała, czy skrętu bioder.
W końcu zalecany przez Zabłockiego sposób obrony - zasłony statyczne i zasłony odbijające, czyli klasyczny twardy blok ostrze w ostrze. W dawnej europejskiej szermierce takich twardych zasłon po prostu nie było, nawet nie istnieją takie nazwy! Ideałem była zasada „Vor” (przed), czyli wyprzedzenie przeciwnika i przejęcie inicjatywy. „Indes” (w trakcie) oznaczało wykonanie jednoczesnego ataku z obroną, zwykle tzw. techniki mistrzowskiej, która jednocześnie broni nas i rani przeciwnika. W końcu najmniej zalecane „Nach” (po) obejmowało techniki po ataku przeciwnika. Nawet wtedy broń przeciwnika nigdy nie była odbijana ale raczej odsuwana, zbijana. Gdy dochodziło do kontaktu głowni, to zawsze starano się zmienić jej kierunek, zejść z linii ciosu, przy okazji „skraść” siłę ciosu przeciwnika. Nawet tarczy używano by zbić (a nie odbić!) broń przeciwnika, a często też bardziej przemyślnie, np. odchylając nią tarczę przeciwnika (by wypracować otwarcie).
Wojciech Zabłocki posuwa się nawet do tego, że za „najkorzystniejszą” zasłonę uważa przyjmującą cięcie przeciwnika na kabłąk swej rękojeści … no cóż, gratulacje, to zaprawdę doskonały sposób na pozbycie się ręki:) Inną metodą mistrza jest przyjęcie cięcia na jelec broni, tu podpiera się nawet nazwiskiem wielkiego mistrza Fiore dei Liberi. Problem jednak w tym, że Zabłocki rysunki z traktatu dei Liberi widział (zapewne tzw. koronę), ale techniki po prostu nie zrozumiał – tu nie chodzi o zasłonę jelcem, tylko o odsunięcie głowni przeciwnika podczas tzw. walki na mieczu, coś zdecydowanie innego. Jelec był w europejskiej szermierce szeroko wykorzystywany, ale, podobnie jak głownia miecza, nigdy nie służył do twardej zasłony. Mistrz Zabłocki przechodzi samego siebie, gdy podobną rolę przypisuje tsubie w katanie, czyli niewielkiej okrągłej tarczce, wykonanej zwykle z miękkich metali …
Innym kuriozum, zalecanym przez mistrza Zabłockiego, jest pasatto sotto w wykonaniu szablowym – jest to technika walki polegająca na uniku w dół, podparciu się lewą ręką o podłoże i wykonaniu cięcia/pchnięcia … Ta technika pochodzi z szermierki rapierem, jednak w prawdziwej walce jest bardzo ryzykowna, a w przypadku szabli wręcz cudaczna. Oto z własnej woli znajdujemy się nisko przed przeciwnikiem i w zasadzie pod jego bronią … Wygląda efektownie, ale nawet gdy trafimy, to ludzkie ciało łatwo nie umiera (zwłaszcza gdy jest napompowane adrenaliną). Może się to wydawać niektórym dziwne i nieco makabryczne, ale nawet umierający przeciwnik był groźny. Uwieńczone sukcesem cięcie/uderzenie powinno się zakończy czymś więcej niż tylko groźną i triumfującą miną – uderzenia mieczem często kończyły się w tzw. zawieszeniach, umożliwiających natychmiastowe wykonanie kolejnego ataku, ewentualnie mistrzowska technika pozwalała kontrolować broń przeciwnika dosłownie do samego końca.
Bez żadnych wątpliwości można powiedzieć, że Wojciech Zabłocki opracowując swoje systemy walki zarówno mieczem jak i szablą, oparł się całkowicie na swoich doświadczeniach z walki sportowej. Tymczasem szermierka sportowa jest szermierką już tylko z nazwy. W tzw. walce sportowej zawodnicy posługują się bardzo lekką bronią, uderzenia są punktowane mimo iż często są bardzo słabe. Przepisy faworyzują zawodnika rozpoczynającego atak, nakazując jego przeciwnikowi obronę. Swego czasu doprowadziło to do absurdalnych wręcz sytuacji, gdyż szermierze namiętnie stosowali wypady … Zdaje się, że w 1994 wypad w szermierce szablą (i floretem, który również daje atakującemu zasadę pierwszeństwa) został zabroniony, gdyż walka tymi rodzajami broni stała się w widoczny sposób absurdalna. To śmieszne ale dobrze oddaje nierealność tzw. szermierki sportowej.
Szermierze sportowi, z automatu uznawani za autorytety tradycyjnej szermierki, narobili już dość szkody. Dzięki nim, ich różnych wariacji na temat szermierki tradycyjnej, uzyskaliśmy tylko to, że jak dotąd nie nakręcono żadnego filmu (przynajmniej ja takiego nie znam) w którym rzetelnie pokazano by walkę długim mieczem, mieczem z tarczą/puklerzem, czy zweihanderem.
W rzeczywistej walce uderzenia powinny być silne a pchnięcia powinny ciało przeciwnika przebić. Tam nie było zasad, sędziów i punktowania, zatrzymywania walki. Przeciwnik musiał po prostu zostać wyeliminowany, i to szybko, gdyż na polu walki można było zaraz spotkać kolejnego.
Oczywiście każdy ma wybór i może uznać nauki Wojciecha Zabłockiego o tradycyjnej szermierce za godne zaufania. Jednak trzeba pamiętać o jednym - co do miecza to już nie ma żadnych wątpliwości, że mistrz Zabłocki koszmarnie się pomylił. Czy w przypadku szabli, wobec której użył dokładnie takiej samej metody (wyjętej żywcem z planszy sportowej), nagle okazał się wiarygodny?
P.S.
Z punktu widzenia historycznego książki Zabłockiego nie mają żadnej wartości. Podam jeden przykład (choć od błędów aż się roi), doskonale przystający do tematyki:
„Szermierka średniowiecznego rycerstwa stopniowo wypaczała się, ze względu na znaczną przewagę siły nad techniką” - wypisywanie podobnych bzdur jest naprawdę żenujące. Oczywiście siła fizyczna była bardzo istotna i znane są nawet przekazy o niezwykłych wyczynach wielkich wojowników – pływanie w pełnej zbroi, czy wchodzenie po drabinie na rękach, też w zbroi … ale mówimy w końcu o wojownikach! Mimo niezbędnego wymogu wysokiej sprawności fizycznej, wielcy mistrzowie zawsze podkreślali przewagę techniki nad siłą. Techniki szermiercze były bardziej nastawione na szybkość i finezję niż na brutalną siłę. Trzeba jasno powiedzieć: średniowieczne europejskie sztuki walki stały na bardzo wysokim poziomie, już wtedy miały tradycję sięgającą setek lat wstecz (przynajmniej!) i w niczym nie ustępują tym pochodzącym z dalekiego wschodu.
Traktaty jakie mistrz Zabłocki wspomina albo nie zajmują się szablą, albo się z nich nie korzysta. Wspomniane są nazwiska Hansa Talhoffera i Fiore dei Liberi, czyli wielkim mistrzów dawnych europejskich sztuk walki, ale autor zupełnie pomija ich pracę. Traktaty Nicoletto Gignati, Camillo Agrippy, Girarda, traktują o „spada”, co oznacza w ich wypadku rapier (espada ropera), czyli „miecz do stroju”. Jest to broń niemal wyłącznie kolna, czyli zdecydowanie odległa od szabli. Regulaminów wojskowych kawalerii w zasadzie nie ma sensu wspominać, gdyż traktują one o walce kawaleryjskiej. Pamiętniki niewątpliwie są ciekawe obyczajowo, ale niewiele warte jako źródła wiedzy o szermierce. Traktat Starzewskiego ma znikomą wartość i nawet jego autentyczność jest przez niektórych kwestionowana. Jak wspominałem, mistrz Zabłocki oparł się całkowicie na swoich doświadczeniach sportowych, doświadczeniach bardzo bogatych, ale zupełnie nieadekwatnych do broni tradycyjnej.
Po tym wszystkim trzeba jednak za coś pochwalić książki Zabłockiego – dobre rysunki, pokazujące jak wyglądały różnego typu szable. Tu autor wykonał dobrą i dość żmudną pracę. Oczywiście nieco groteskowego wymiaru dodają narysowane postaci nagich szermierzy z genitaliami na wierzchu (bezsensownie wzorowane na renesansowych twórcach), ale po tym wszystkim to już nie dziwi …
Inne tematy w dziale Kultura