Ryuuk Ryuuk
2301
BLOG

Sułtan Mehmed II, armaty i upadek Konstantynopola

Ryuuk Ryuuk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

Bizancjum nigdy się nie podniosło po pamiętnym roku 1204, w którym krzyżowcy IV wyprawy zdobyli i splądrowali Konstantynopol. Mimo upadku Cesarstwa Łacińskiego (katolickiego tworu powstałego na gruzach Bizancjum), mimo sławnych Nieszporów Sycylijskich i zażegnania niebezpieczeństwa ze strony Karola Andegaweńskiego, restaurowane imperium było już tylko skarlałym tworem, ekonomicznie podporządkowanym republikom włoskim i nieustannie cierpiącym na brak pieniędzy. W 1347 doszło do symbolicznego wydarzenia - klejnoty w diademach użytych do koronacji cesarza i jego żony zostały zrobione ze szkła.

Wciąż jednak istniał sam Konstantynopol, najsławniejsze i najwspanialsze miasto, w którym kiedyś była ¼ część skarbów całego świata. Jednak gdy przyszło do kolejnej wojny w pamiętnym roku 1453, w ogromnym mieście otoczonym prawie trzydziestokilometrowymi murami było zaledwie 4983 ludzi zaznajomionych z bronią … Bez pomocy Zachodu atak tureckiej armii, najnowocześniejszej na świecie i składającej się z 80 tys. regularnego wojska, wyposażonego w znakomitą artylerię, po prostu musiał się skończyć sukcesem.

Sułtanem był wówczas Mehmed II, doskonale wykształcony i obyty z kulturą zachodu człowiek, stawiający na artylerię. Udało mu się zatrudnić sławnego inżyniera Urbana (całe jego zaplecze inżynieryjne pochodziło z krajów chrześcijańskich), który odlewał mu całe serie ogromnych dział. Największe z nich miało kaliber 850 milimetrów i strzelało ponad półtonowymi pociskami. By dotarło do Konstantynopola wysłano przodem oddział 200 saperów, który wyrównywał drogę i wzmacniał mosty. Działo było ciągnięte przez 60 wołów, a setki ludzi stanowiło zabezpieczenie przed jego przewróceniem. Ten potwór był w stanie przełamać nawet mury Konstantynopola. Oprócz niego Turcy mieli około 30 innych dział oblężniczych.

W dziedzinie techniki artyleryjskiej Turcy przodowali zdecydowanie. Nie tylko inżynierowie ale też cała obsługa artylerii składała się z chrześcijan. Dla samych Turków tego typu kariera wojskowa była nie tylko mała chwalebna, ale też (trzeba to przyznać) trochę przerażająca …

Wyobraźcie sobie – jesteście jednym z obsługi ogromnego działa Urbana, wyrzucającego ponad półtonowe pociski (może nawet 700 kg). Zanim pojawicie się przed twierdzą, już wtedy staniecie się głównym celem przerażonych obrońców, z których każdy skieruje w waszą stronę swoją kuszę, a szaleńcy wyruszą na samobójcze wycieczki, próbując za wszelką cenę uszkodzić koszmarne zagrożenie. Samo umieszczenie, wycelowanie i nabicie działa było katorżniczą i niebezpieczną pracą, ale wystrzał wzbudzał już przerażenie – zmiana ciśnienia mogła uszkodzić słuch, a potworny wstrząs niszczył nasyp (niemożliwy był następny strzał w te same miejsce). Nic zatem dziwnego, że działo Urbana mogło wystrzelić najwyżej 7,8 razy na dobę.

Kiepska szybkostrzelność nie byłą zbyt dokuczliwa, gdyż po kilkudziesięciu strzałach na lufie pojawiały się pęknięcia, nieuchronnie prowadzące do rozerwania armaty i końca jej żywota … oczywiście razem z obsługą.

Proch tamtych czasów był zdecydowanie kiepskiej jakości i czasami spalał się z opóźnieniem – po wyrzuceniu kamiennej kuli (którą było doskonale widać, gdyż jej prędkość początkowa była niewielka, 100-150 m/s) lufa często zmieniała się w ryczącego smoka, mogącego nawet przez kilka sekund ziać potwornym ogniem. Gdy straszliwy wstrząs przemieścił lufę, co mogło się zdarzyć, część obsługi zmieniała się w żywe pochodnie.

Jednak artyleria okazywała się bardzo skuteczna. Już za Mehmeda II jego inżynierowie zaczęli się specjalizować w umiejętności odlewania armat bezpośrednio w pobliżu twierdzy. Zajmowało to kilka dni i już samo przez się stanowiło element walki psychologicznej – obrońcy byli przerażeni samym widokiem.

Popularne były też, obok kolubryn burzących mury, moździerze posyłające pociski stromotorowo, które następnie spadały na dachy domów. Ta metoda była dobra, gdy w mieście duże wpływy mieli kupcy i właściciele różnych zakładów. Sama groźba poważnych zniszczeń była wystarczająca, by zniechęcić do obrony. Podczas obrony Konstantynopola jednak, mimo użycia dużej ilości moździerzy, często wystrzeliwujących pociski z pokładów okrętów tureckich, z obrony nie zrezygnowano. Turcy też zaczęli używać (ale nieco później) kul marmurowych, które pękały na tysiące kawałków, i na podobieństwo odłamków mogły razić na dużym obszarze.

Na potrzeby wojny Mehmed II zbudował w zasadzie całą flotę wojenną (pierwszy raz w historii Turcji), gdyż bez blokady miasta jego zdobycie byłoby bardzo trudne. Sułtan postawił wszystko na jedną kartę, wydając całe swoje fundusze. Porażka pod Konstantynopolem sprowadziłaby na Turcję krach gospodarczy i polityczny, z którego nie podźwignęłaby się przez wiele, wiele lat.

Z kolei Grecy, mimo wiszącego nad nimi straszliwego zagrożenia, to ewentualnej ucieczki i życia w katolickich krajach Zachodu nawet nie brali pod uwagę. Dla nich byłoby to taką samą niewolą jak życie w kraju mahometańskim. Powiedzenie: „lepszy turecki turban niż papieska tiara” było wówczas powszechnie znane. Żaden kraj nie udzielił pomocy Grekom, przybyło jedynie 2 tys. ochotników, jednak był wśród nich sławny kondotier Gustianini, wybitny specjalista od obrony twierdz, przyprowadzając 700 ludzi. Republiki włoskie, handlowo zainteresowane obroną Konstantynopola, przeznaczyły do obrony trochę statków, jedynie Genua zachowała neutralność, od zawsze uważając, że Turcy są lepszym partnerem handlowym od Greków. Pominę opis całego oblężenia, gdyż ciekawscy zdobędą wiedzę w polecanej literaturze, ale warto nadmienić, że obrońcy wykazali się ogromnym hartem ducha. Sułtan i jego armia zapłacili ogromną cenę za zdobycie upragnionego miasta, ale zdecydowała o tym synchronizacja działań i przede wszystkim artyleria.

Po zdobyciu miasta sułtan swe pierwsze kroki skierował do najwspanialszej budowli świata, do kościoła-bazyliki, Hagia Sofia, budowli wyjątkowej jak samo miasto. Przed wrotami zsiadł z konia i wysypał garść ziemi na swój turban, po czym otoczony przez janczarów wszedł do środka. Jeden z ulemów zaintonował z ambony „nie ma Boga prócz Allaha” i tak najważniejszy kościół świata stał się najważniejszym meczetem, sułtan zaś został cesarzem rzymskim. Skończył się Konstantynopol a powstał Stambuł.

Być może niektórzy z was zdziwią się owym tytułem „cesarza Rzymu”, ale tak naprawdę było. Mehmed II był jednym z najinteligentniejszych i najlepiej wykształconych władców w historii. Był zakochany w antyku i uwielbiał legendy o Achillesie. Znał też doskonale i rozumiał historię Imperium Romanum, zresztą nawet przez Greków szybko zaczął być traktowany jak prawdziwy spadkobierca cesarzy. Jego uwielbienie dla sztuki i literatury, no i oczywiście hojne traktowanie artystów, dało temu swój wyraz.

David Nicole „Upadek Konstantynopola”.

Steven Runciman „Upadek Konstantynopola 1453”

Ryuuk
O mnie Ryuuk

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (15)

Inne tematy w dziale Kultura