Jak dotąd nie udało mi się zobaczyć żadnego filmu historycznego, w którym pokazano by rzetelnie sztukę walki europejskim mieczem, czy to chodzi o miecz długi (półtorak), jednoręczny z puklerzem/tarczą, czy też sławnego zweihandera. To nic niezwykłego, ponieważ choreografią filmowych walk (jak i ogólnie kształtowaniem poglądów o średniowiecznej szermierce) zajmują się ludzie wychowani na całkowicie błędnych teoriach (pochodzących nieraz sprzed wieku), w czasie gdy cenne manuskrypty o europejskiej sztuce walki wciąż zbierały kurz. Jednak wraz ze znalezieniem tych dokumentów (wraz z ich przetłumaczeniem i interpretacją) dowiedzieliśmy się jak wyglądała prawdziwa europejska sztuka walki.
Rzecz jasna wiele tzw. autorytetów nie zamierza przyjąć tego do wiadomości, gdyż ta wiedza kwestionuje ich cały dorobek (często związany nie tylko z filmem, ale nawet z publikacjami i programami edukacyjnymi:), i zrównuje go z jarmarcznymi pokazami kuglarzy, zjawiskiem znanym też od dawna, i też służącym jako rozrywka dla gawiedzi.
Prawda jest taka, że od kiedy zaczęto wytwarzać miecze, od tego momentu rozwijała się sztuka walki tą szlachetną bronią. Absurdem są wciąż spotykane stwierdzenia, że sztuka szermiercza narodziła się w renesansie, wcześniej zaś walczono ciężką bronią, wymagającą jedynie siły fizycznej. Z tradycji wielkich mistrzów (Johannes Liechtenauer, Hans Talhoffer, Fiore dei Liberi) wynika niedwuznacznie, że ta sztuka jest znacznie starsza, a oni jedynie ją poznali. Hanko Doebringer w roku 1389 stwierdza, że opracowano ją już "kilkaset lat temu".
Jednocześnie ze szlachetną sztuką pojawiła się też wspomniana szermierka jarmarczna. Już dawno temu istniał zwyczaj pokazów wędrownych artystów, rozrywki zawsze popularnej, w której rzecz jasna pojawiały się też widowiska pseudoszermierczne.
O ile realna sztuka walki nauczana przez wielkich mistrzów była całkowicie podporządkowana skuteczności, to widowiska jarmarczne miały być ładne i nieskomplikowane, czyli zrozumiałe dla gawiedzi. Uznani mistrzowie wypowiadali się o występach jarmarcznych z pogardą, jednak niespecjalnie dbali o ich wykorzenienie. Dlaczego? Ponieważ prawdziwa sztuka walki była traktowana jak bezcenna wiedza, gdzie nagroda była największa z możliwych, czyli samo przetrwanie, zaś istnienie i działalność jarmarcznych kuglarzy wywijających mieczami na różne absurdalne sposoby jedynie pomagało w utrzymaniu tajemnicy.
Prawdziwa walka na miecze była szybka, agresywna, nastawiona na zaskoczenie, zdobycie i utrzymanie inicjatywy, ewentualnie jej odzyskanie. Zadawano pchnięcia, uderzenia i cięcia, walczono na dystans i w zwarciu. Stosowano też rzuty, uderzenia rękami, kopnięcia i dźwignie.
Co najważniejsze – nie stosowano żadnych parowań, bloków lub zastaw. W manuskryptach nawet nie używa się takich terminów. Gdy przeciwnik atakuje nas swoją bronią, powinniśmy go wyprzedzić, zastosować unik, technikę mistrzowską (pozwalającą na atak przy jednoczesnym odchyleniu broni), zmienić jej trajektorię. Gdy zaś dochodzi do kontaktu głowni, to wyuczone nawyki wręcz wymuszają uderzanie ostrzem w płaz, ewentualnie przyjmowanie ostrza na własny płaz.
Natomiast w szermierce jarmarcznej (tak jak obecnie w kinowej) pokazy walki były wzajemnym obtłukiwaniem sie bronią, tak na zmianę, by widz nie zgubił się i wiedział kto zwycięża a kto przegrywa. Na występach dla gawiedzi tacy jarmarczni fechmistrze nie używali prawdziwych, niezwykle cennych mieczy, mogli zatem dowolnie tłuc mieczem w miecz (były albo stępione lub zwyczajnie drewniane) bez obawy spowodowania niebezpiecznych uszkodzeń. Na tej samej zasadzie owa pokazowa szermierka przekształcała się w różnego rodzaju szkoły dla dżentelmenów, którzy z obawy o palce otoczyli rękojeści swych skurczonych mieczyków w chroniące kosze, albo wzgardzali elementami zapaśniczymi, jako zbyt brutalnymi. Końcowym etapem jarmarcznej rozrywki jest oczywiście szermierka sportowa, która z dawną szermierką ma wspólną już tylko nazwę.
Jednym z ciekawszych wyznaczników szermierki jarmarcznej jest wymiana uderzeń ostrze w ostrze. Taki styl walki strasznie szczerbi broń i w efekcie ją łamie. A co ciekawe, pierwszy łamie się miecz uderzany, tak więc każdy, kto nadstawiałby w realnej walce swe ostrze pod ostrze przeciwnika byłby zwyczajnie samobójcą. Tylko w przypadku jednego miecza możemy zapomnieć o tej zasadzie – to lightsaber z Gwiezdnych Wojen …
Poniżej przedstawiam filmik z pokazu takiej jarmarcznej „walki”, spadkobierczyni dawnych widowisk: prosty łomot, na zasadzie: najpierw ja, później ty.
Łatwo się zorientować, że jest to bardzo podobne do szermierki przedstawianej na filmach, a w zasadzie to ta sama „szkoła”. I nie ma w tym nic dziwnego. Jest to metoda walki (jeśli można tak ją w ogóle nazwać) bardzo prosta, łatwa do nauczenia i zupełnie niepodobna do dawnej, realnej szermierki. Takie wygłupy mozna okreslić jednym słowem - żenada ...
Na odtrutkę mały pokaz elementów prawdziwej walki na długie miecze.
Zwerchhau to mistrzowskie uderzenie poprzeczne. W pierwszych trzech starciach widać wyraźnie, jak krzyżują się miecze (ostrze w płaz). Absetzen to tzw. odsunięcie, bardzo skuteczne zarówno przeciw uderzeniom jak i pchnięciom. Nachreisen to wykorzystanie otwarć podczas ataku przeciwnika. Ujęcia w zwolnionym tempie dokładnie pokazują też, jak przydatny jest jelec broni, można też zauważyć „niezwykły” chwyt miecza z kciukiem na ostrzu.
Specjalnie wybrałem te dwa filmy, bo na ich przykładzie całkiem nieźle widać główne różnice, jakie występują między pokazówką jarmarczną na pierwszym filmie, a dążeniem do opanowania prawdziwej sztuki walki mieczem na drugim.
W sumie to nie tak źle, że przy produkcji filmów, zamiast prawdziwych ekspertów od sztuki walki mieczem zatrudnia się specjalistów od jarmarcznego wygłupów. Lepiej żeby przedstawiciele tego biznesu pozostali w swej błogiej nieświadomości i nie zaczęli kaleczyć tej sztuki. Wciąż się ją odzyskuje i bardzo dobrze, że filmowi kaskaderzy i byli sportowcy w tym nie przeszkadzają. Każdy prawdziwy miłośnik sztuki walki mieczem ma obecnie wiele możliwości, by dotrzeć do prawdy.
P.S.
Na koniec pewne wyjaśnienia. Miecze nigdy nie były bronią jedynie rycerską, mimo iż wielu używa regularnie terminu „miecz rycerski”. Każdy mógł używać miecza, o ile go posiadał i oczywiście to potrafił. Można było go zamienić na kord, szablę, topór, czy inną broń, i to z różnych powodów, nie tylko finansowych (taki król Ryszard Lwie Serce po prostu preferował topór), lecz faktem jest, że miecz był używany bardzo długo i bardzo skutecznie przez wielu wojowników na całym świecie.
Podobnie było ze szlachectwem samych mistrzów. Pochodzenie niektórych z nich jest zagadką (Lichtenauer), niektórzy byli duchownymi (jak Lekuchner, czy anonimowy autor manuskryptu I.33), niektórzy mieli oczywiście szlacheckie pochodzenie, jednak wielu ewidentnie było plebejuszami. Jest nawet ciekawiej, ponieważ sztuki walki mieczem uczono też kobiet – we wspomnianym manuskrypcie I.33 ostatnie dwie ilustracje obok mnicha z tonsurą na głowie (być może były wojskowy?) pokazują wyraźnie kobietę z mieczem.
Miecze był zawsze bardzo ostre na krawędziach, czyli bardzo twarde, a to znaczy kruche. Zderzenie się dwóch takich krawędzi z dużą siła po prostu musi doprowadzić do wyszczerbienia oraz powstania różnego rodzaju pęknięć w głowni (będących potencjalnym miejscem ich złamania przy następnym uderzeniu). Można złamać miecz przeciwnika nawet jednym uderzeniem, oczywiście jest to trudne (wymaga dużej siły, szybkości i oczywiście głupoty szermierza nadstawiającego usłużnie swe ostrze) ale możliwe. Rzecz jasna głownia uderzająca także nieźle oberwie. Robiono takie próby i ciekawostka – taka wychwalana japońska katana bezsilnie zegnie się lub ulegnie złamaniu na europejskim półtoraku.
Inne tematy w dziale Kultura