Dlaczego wojska unii polsko-litewskiej wygrały bitwę z zakonem? Dlaczego zginęło tak wielu krzyżackich braci-rycerzy? Kto przyniósł dwa miecze? Trochę ciekawostek spod Grunwaldu.
Dlaczego wojska Unii wygrały z zakonem? Przyczyn jest kilka. Przede wszystkim ich wojska dwukrotnie przewyższały liczebnością wojska zakonne. Wielki mistrz, zaskoczony nagłą aktywnością wojsk polskich, zmusił swoją armię do całonocnego marszu, by sobie później trochę postała w pełnym słońcu. Wreszcie doskonały manewr wojsk Witoldowych, nakłaniający krzyżaków do bezładnego pościgu za rzekomo rozbitymi oddziałami litewskimi. Tego typu manewr był zupełnie naturalny nie tylko dla wojsk tatarskich, ale nawet dla Litwinów i Rusinów, doskonale obeznanych ze stylem tatarskim. Najlepiej świadczy o tym list nieznanego dowódcy wojsk zaciężnych, skierowany do wielkiego mistrza, w którym przestrzega przed wdawaniem się w niekontrolowany i żywiołowy pościg, jak to miało miejsce w „wielkiej bitwie”. Naprawdę dziwią rozterki znanych historyków, łamiących sobie głowy, czy to było celowe czy tylko przypadkowe …
Heroldowie, którzy wręczyli Jagielle sławne dwa miecze, nie byli krzyżakami. Jeden z nich nosił herb orła w złotym polu, znak króla niemieckiego (rzymskiego), czyli był poddanym Zygmunta Luksemburskiego. Drugi zaś herb gryfa w polu czerwonym, był zatem poddanym księcia szczecińskiego Kazimierza V. Niestety miecze zaginęły, zaraz po tym jak skonfiskowała je carska policja po 1853 roku.
Nie było żadnych „wilczych dołów”, armia krzyżacka nie miała nawet czasu, by wykonać takie prace.
Czy doszło do sławnej rzezi brodaczy? Tak, z 250 krzyżackich braci-rycerzy ducha oddało 203, co jest dość szczególne. Podobno ocalali uciekali tak panicznie, iż zdołali pokonać w ciągu jednej doby 120 km – z taką szybkością poruszali się jedynie Tatarzy:) Nie ma co się dziwić bezwzględności wobec krzyżaków, gdyż zakon przebijał każdego swoim okrucieństwem, wszędzie zostawiając spalone domy, wymordowane kobiety i dzieci. Termin „rzeź brodaczy” powstał, bo wyszukując krzyżaków zwracano uwagę na ich brody (noszonymi zgodnie z regułami zakonnymi), w odróżnieniu od naszych gładszych gęb i sumiastych wąsów.
Rzekome bohaterstwo Oleśnickiego (miał powalić rycerza Kockritza, który zamierzał się na króla Jagiełłę) jest zmyślone. Mało prawdopodobne jest, by pisarczyk złomkiem kopii powalił wprawnego rycerza, a jeszcze mniej prawdopodobne, że królewska eskorta przyglądała się temu bezczynnie. Oleśnicki zresztą sam to przyznał, bo gdy starał się o biskupstwo krakowskie, papież miał mu wypomnieć ów epizod. Otrzymał sakrę, gdy wyznał, że rycerza Kockritza rozniosła królewska eskorta.
Czy pod Grunwaldem była piechota? Raczej tak. Kolejną naiwnością jest sądzić, że podczas działań wojennych głównodowodzący nie starają się zmobilizować jak najwięcej wojska. Krzyżacy już od dawna starali się zorganizować i utrzymać piechotę wysokiej jakości, i to im się udawało. Były to standardowo różnego rodzaju męty społeczne ściągane głównie z terenów Rzeszy, które jednak pod surowym okiem instruktorów zamieniano w karnych i doskonale uzbrojonych piechurów. Taktycznie byli to kusznicy, zaopatrzeni dodatkowo w miecze lub kordy, opancerzeni w kolczugi i płaty, podczas bitwy noszący na plecach duże tarcze (pawęże jeszcze nie tak wielkie jak husyckie, ale też duże), wystające nad głowę. Cechą charakterystyczną było odwracanie się tyłem do wroga pierwszych szeregów, jedynie do oddania strzału zwracali się oni twarzą w kierunku przeciwnika.
Zdecydowanie inaczej wyglądała polska piechota. Opancerzenie tych wojów było dość szczególne. Z pewnością kolczugi były rzadkością, można zaś było spotkać skórznie wzmacniane kościanymi płytkami, ewentualnie inne podobne zbroje w starym typie, jak karaceny z jelenich kopyt. Dla efektu ubierano się w zwierzęce skóry, a na głowy nakładano wilcze lub niedźwiedzie czerepy. Nic dziwnego zatem, że duchowni kronikarze pomijali opisywanie takich wilkołaków, a tradycja pogardy do hultajstwa (którego nie warto uwieczniać na kartach) miała ogromny wpływ na kronikarską ciszę (podobnie jak to było w przypadku opisu bitwy pod Legnicą). Z tych wszystkich powodów nie wiemy, jaki był udział piechoty w działań bitewnych, być może niewielki (może jedynie ograniczony do obrony taboru), jednak z pewnością była ona tam obecna.
Ciekawostka – polskie łuki były zapewne cisowe, proste, jednak nie wyklucza się tego, że popularne były też łuki wschodnie.
Według Dlugosza pod Grunwaldem zginęło ledwie 12 znaczniejszych rycerzy. Abstrahując od rzezi brodaczy, należy stwierdzić, że bezpiecznie było być rycerzem, oczywiście ubranym w najlepszą możliwą zbroję. Przeszywanica, na to kolczuga, wreszcie zbroja płytowa (ewentualnie dobrze wykonane „płaty”), wszystko to zapewniało doskonałą ochronę przeciwko broni strzelczej. Trzeba pamiętać, że zarówno łuki wschodnie jak i proste (które, w odróżnieniu od łuków stosowanych przez piechurów, musiały zostać nieco ograniczone do stosowania konno) nie miały tak dużej siły penetracyjnej, by przebić doskonałą zbroję. Kusze podobnie – napinane hakiem napaśnym nie były aż tak „wydajne”. Rycerz musiał się obawiać głównie trafienia w miejsca newralgiczne (jak wizory w hełmie), bo nawet podczas szarży uderzony kopią sprawny wojownik raczej ją łamał niż spadał z konia. Zaś w walce bezpośredniej częściej walczył z gorzej uzbrojonym i opancerzonym konnym kusznikiem, niż z podobnym sobie rycerzem.
Tak naprawdę najbardziej narażone na rany były konie. Nie mogły być opancerzone, gdyż to utrudniałoby im poruszanie się w skomplikowanych manewrach szyków kolumnowo-klinowych. Co ciekawe, poza kilkoma wyższymi dostojnikami mającymi w pełni oladrowane konie (jak król i wielki mistrz – kwestia prestiżu), jedynymi którzy chronili swe konie, byli … Tatarzy. Oczywiście ich końskie zbroje były lekkie, skórzane, jedynie naczółki były z blachy.
Z pewnością bitwa pod Grunwaldem była niezwykle malownicza, zarówno pod względem różnorodności wojowników, jak i zastosowania niezwykłych manewrów, od szachowych układanek kolumnowych, po szarże w pełnym pędzie i scytyjskie kręgi. Jednak nie ma co liczyć na próby odtworzenia bitwy zgodnie z historycznymi realiami. Kolejne wersje Krzyżaków (a co rusz są pomysły na nowe ekranizacje) będą zapewne w nieskończoność powielać utarte brednie.
Focus Historia wydał kiedyś książeczkę „Bitwy, które zmieniły świat”, bardzo ciekawą.
Inne tematy w dziale Kultura