Ryuuk Ryuuk
1394
BLOG

Wojskowość grunwaldzka

Ryuuk Ryuuk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

 

Jak wyglądali wojownicy pod Grunwaldem, jakiej broni używali i jaką stosowali taktykę? W powszechnym mniemaniu wojska zakonne, wspierane "gośćmi” z zachodu były opancerzone od końskich kopyt do głów rycerskich. O ile Polacy niewiele im ustępowali, to wojska litewskie składały się z dzikusów w kożuchach, wywijających miedzianymi mieczami albo końskimi szczękami na kiju. Ta prymitywna jazda miała atakować jak „liście wiatrem niesione, i jak liście opadać bezsilnie w starciu z żelazną jazdą” … czy coś w tym stylu. Walka oczywiście była rozstrzygana szarżą ciężkiej jazdy, gdzie decydowały kopie, później zaś miecze.

To oczywiście totalna bzdura.

Wojska kniazia Witolda składały się nie tylko z Litwinów, ale też z Rusinów (ich było najwięcej), Polaków (ze skolonizowanego przez Mazowszan Polesia) i z Tatarów, pod dowództwem chana Złotej Ordy, Dżalal ad-Dina. Należy zaznaczyć, że choć prezentowali oni inny od zachodniego wzorzec uzbrojenia, to wcale nie oznacza że był on gorszy.

Wśród Rusinów występowały pancerze w stylu bajdane (dodatkowe kolczugi z wielkich kółek, nakładane na kolczugę „właściwą”), bachtery (giętkie pancerze z wertykalnie ułożonych prostokątnych płytek), wreszcie zwiercało (bizantyjskiego stylu pancerze „pół-płytowe”). Preferowano włócznię kawaleryjską lub sulicę, szłomy z jednorodnej odkuwki, tarcze rycerskie. Bronią boczną były miecze, często wypierane przez szable, kawaleryjskie topory-czekany albo karbacze – ruchome bijniki na drągu i skórzanym pasie. Cechą charakterystyczną Rusinów były wschodniego stylu długie, sięgające nawet do kostek przeszywanice. Wśród konnych strzelców występowali zarówno kusznicy (chorągiew nowogrodzka miała strzelców zbrojnych w kusze bardzo oryginalnego kształtu) jak i łucznicy (używający mongolskich łuków refleksyjnych).

Wśród Tatarów najpopularniejszą była ochrona zbrojnikowa, misternie wykonana konstrukcja z żelaznych płytek łączonych rzemieniami. Podstawową bronią były oczywiście znakomite łuki, szable, włócznie i arkany.

Sami Litwini już od dawna używali własnego bałtyjskiego stylu, który dopiero później się zmieni. Jego podstawą były długie włócznie-sulice, tarcze-pawężki, specyficzne kapaliny (po polsku kłobuki, praktyczne i tanie hełmy w kształcie kapelusza), pancerze z płytek łączonych na skórzanej kamizelach. Czasami wzorem tatarskim używali pancerzy zbrojnikowych, choć wykonanych ze znacznie większych płytek, zachodzących na siebie na kształt rybiej łuski. Uzbrojeni byli w miecze, kordy, wiekiery – niewielkie maczugi służące do rzucania (które były kolejną bałtyjską specjalnością), ich konni strzelcy używali przeważnie długich łuków cisowych.

Polacy w wojskach księcia Witolda odbiegali nieco od tradycyjnego polskiego wzorca, ponieważ byli biedniejsi od ich pobratymców z korony. Ci zaś, należy to stanowczo podkreślić, w niczym się nie różnili od „klasycznego” wzorca zachodniego. Oczywiście pełne płytowe pancerze były zdecydowanie rzadkością, przeważały tzw. płaty lub kirysy jedynie z elementami zbroi płytowych, wszystko to oczywiście nakładane na kolczugę i przeszywanicę. Tarcze drewniane lub stalowe (ostatni wówczas krzyk mody, często fantazyjnych kształtów), hełmy to najczęściej tzw. łebki, z ruchomą zasłona twarzy lub bez niej, miecze i kopie, konni jeźdźcy uzbrojeni w kusze. Wśród wojsk polskich występowali także Rusini (z wcielonej do korony Rusi czerwonej) i Niemcy (głównie mieszczańscy wójtowie).

W wojskach zakonnych była także ogromna rozbieżność. Ich „goście” byli tak naprawdę zawodowcami, w mniejszym zaś stopniu fanatycznymi krzyżowcami. Koszmarna klęska pod Nikopolis wstrząsnęła (także finansowo) światem religijnego fanatyzmu i błędnych rycerzy zaczęło trochę brakować. Jednak oferowane przez zakon tuzin grzywien dla kopii (kopijnika i dwóch kuszników) płacone na miesiąc (wyposażenie rycerza kosztowało około 20, a kusznika 10 grzywien), nie licząc ewentualnych łupów i gwarancji zapłacenia okupu, także wynagrodzenia strat w koniach, bardzo silnie przemawiał do psów wojny tamtych czasów i pozwalał im zawczasu na dobre wyposażenie. Byli to zawodowcy łacińskiego wzorca, choć oczywiście ich uzbrojenie też było zróżnicowanie – część mogła być opancerzona w bardzo drogie zbroje płytowe, większość zadowalała się płatami (kamizela skórzana wzmacniana stalowymi folgami, zakładana przez głowę). Preferowali raczej kopie niż włócznie czy sulice, a najlepsze egzemplarze były nawet puste w środku dla zmniejszenia wagi. Metalowe tarcze często nosili przymocowane na stałe do ramienia. Konni strzelcy byli również bardzo dobrze uzbrojeni i wyszkoleni.

Zakonni bracia-rycerze wyposażeni byli nieco inaczej – oprócz hełmu w klasycznym dla nich stylu psiego pyska i dobrych zbroi, wyposażeni byli (nawet wielki mistrz) w bałtyjskiego stylu tarcze-pawężki i długie włócznie-sulice. Dochodziły do tego miecze, topory, czy rycerskie maczugi zwane popularnie łamignatami. Ciekawostka – termin przyłbica oznacza cały hełm z zasłoną twarzy, a nie jedynie samą zasłonę. Zaś kopia zakonna składała się standardowo z jednego kopijnika i aż 8 kuszników.

Należy też zwrócić uwagę, że w wojskach „panów pruskich” znajdowali się także Polacy, choćby z uwagi służby wojskowej wynikającej z posiadania ziem na Pomorzu i ziemi chełmińskiej. Ich uzbrojenie nie odbiegało od „polskiego wzorca” w wojskach korony. Obowiązywała ich służba „rossdienst”, co znaczyło stawienie się osobiste i w towarzystwie co najmniej dwóch odpowiednio wyekwipowanych pocztowych.

Vityngowie, wywodzący się z Prus, prezentowali się najgorzej w wojskach zakonu. Ponieważ prawo pruskie dawało im znacznie mniej ziemi niż to było zwyczajowo przyjęte, dysponowali oni uzbrojeniem gorszej jakości – kolczugi i proste skórznie nabijane zbrojnikami, kapaliny pruskiego stylu (pikelhauby), starszego typu pawężki, nawet siodła mieli zwykle przestarzałego wzoru. Jedynie sulice i długie, jednosieczne kordy (ich wytwórczość w tym się specjalizowała), były dobrej jakości. Początkowo służyli oni w formie zwanej „plattendienst”, dosłownie „w płatach”, bez pocztu, swojsko powiedzielibyśmy samojeden. W czasach grunwaldzkich musieli jednak już przyprowadzać jednego lub dwóch zbrojnych.

Najczęściej używana (i najbardziej zabójcza) broń pod Grunwaldem była oczywiście strzelczą, czyli łuki jak i kusze. Rycerska kopia była wypierana przez bardziej uniwersalną włócznię-sulicę, a rycerska tarcza przez pawężkę, czyli bronie bałtyjskiego pochodzenia.

Kusze używane na polu bitwy były naciągane przy pomocy strzemiączka i haka napaśnego, można to było robić nawet podczas jazdy konnej (oczywiście jazdy spokojnej, naciągnięcie kuszy podczas galopu to już trudna sztuka). Cięższe kusze, naciągane przy pomocy windy, były używane głównie podczas oblężeń.

Konie były zwykle niechronione, gdyż nadmierne ich obciążanie mogłoby znacznie utrudnić poruszanie się kłusem (a to właśnie stęp i kłus były najczęściej stosowane podczas działań bojowych). Sam zaś rozmiar rycerskich wierzchowców nie był aż tak straszliwy, jak się uważa. Z pewnością konie rycerstwa z zachodu były bardzo okazałe, jednak różnice nie były zbyt duże. Tacy Bałtowie od dłuższego czasu korzystali z ras pochodzących np. ze Skandynawi.

Jazda strzelcza przewyższała w istotnym stopniu jazdę kopijniczą, choć różnie w różnych wojskach. Przyjęło się uważać, że strzelcy co najmniej trzykrotnie przeważali nad kopijnikami.

Liczebność chorągwi była różna, od 300 do 700 koni, podobno litewskie były najliczniejsze i sięgały nawet do 1000 koni.

Sama bitwa zaś nie była kilkoma prymitywnymi szarżami, ale stanowiła niezwykle skomplikowany przejaw sztuki wojskowej, przypominający partię szachów. Chorągwie były zorganizowane w szyku kolumnowo-klinowym, gdzie jej szpic i obręcz stanowili kopijnicy, zaś centrum konni strzelcy. Taktyka polegała na raczej powolnym zbliżaniu się oddziałów, zasypywaniu strzałami z kusz i łuków (strzelanie nawiją). Próbowano szeregi przeciwnika trochę „przerzedzić”, a najlepiej skutecznym ostrzałem wywołać chaos i panikę.

Chorągwi używano rotacyjnie, by móc wymienić ranne konie, uzupełnić szeregi, załadować ponownie kołczany. Stosowano skomplikowane manewry, próby okrążenia i obronę przed okrążeniem, a dopiero w ostateczności szarże (najlepiej na przeciwnika który odniósł już straty w wyniku ostrzału). Kopijnicy w tym wypadku mieli za zadanie przedrzeć się do środka oddziału, gdzie ostateczną walkę toczono przy pomocy broni ręcznej. Ogromnego znaczenia nabrało ułożenie koni i przeszkolenie jeździeckie rycerstwa (to oni trzymali w całości chorągiew i mieli za zadanie zapobiec jej rozerwaniu) oraz umiejętności dowódców średniego szczebla, często zmuszonych do szybkiego podejmowania decyzji w ogniu walki.

Andrzej Nadolski „Grunwald 1410”.

Zdzisław Zygulski „Broń w dawnej Polsce”.

Andrzej Nowakowski „O wojskach Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie zwanego krzyżackim”.

Polecam też książki Andrzeja Michałka, trochę kontrowersyjne, jednak całkiem niezłe jeśli chodzi o samą broń.

Ryuuk
O mnie Ryuuk

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Kultura