W 1241 r. potężne wojska Złotej Ordy (Mongołów zaczęto nazywać Tatarami, od demonów z Tartaru) pod wodzą samego Batu-chana rozpoczęły inwazję na Węgry. Magnaci węgierscy nie śpieszyli się z pomocą królowi. Część ich nawet, jak pisał ówczesny kronikarz Rogerius, życzyła sobie klęski króla (kraj tkwił w paskudnym feudaliźmie). Zawiodły również wysiłki Beli, by uzyskać pomoc od cesarza i papieża – obaj mieli do zaoferowania jedynie moralne wsparcie.
Węgrzy w styczniu 1241 zatarsowali zasiekami wszystkie przejścia przez Karpaty ze strony Rusi, naiwnie wierząc, że to zatrzyma koczowników. Mongołowie w ciągu czterech dni zniszczyli przeszkodę (40 tys ludzi ludzi z siekierami wyrabało drogę), po czym wkroczyli do kraju.
Na domiar złego magnaci, wykorzystując fakt że wśród schwytanych jeńców mongolskich znaleziono sojuszniczego Połowca, zamordowali chana/króla Połowców Kotyana (uczestnika bitwy pod Kałką), czym zrazili sobie całkowicie koczowników, którzy opuścili obóz królewski i odeszli na wschód, grabiąc i mordując na wzór tatarski. Król Bela IV wcześniej osiedlił Połowców (Kumanów) między Dunajem a Cisą, chcą wzmocnić w ten sposób królewskie wojska przed przewidywanym najazdem Złotej Ordy. Kotyan nawet przyjął chrzest, jednak strach magnatów przed nadmiernym wzmocnieniem siły króla doprowadził do katastrofy. Bez pomocy Połowców Węgrzy nie mieli żadnych szans.
Książę austriacki Fryderyk Babenberg, ktory przybył z oddziałem wojska pod pozorem pomocy, wycofał się przed decydującym starciem zajmując „przy okazji” część terenów węgierskich. W takiej sytuacji wojsko Węgier odnosiło same klęski. Szczególnie fatalnie skończyła się bitwa na równinie Mohi. Z prawie 70-tysięcznej armii węgierskiej ocalało zaledwie 10 tys. Oczywiście te liczby mogą być przesadzone, gdyż wystawienie tak ogromnej armii musiało być na Węgrzech niezwykle trudne. Jednak nie ulega wątpliwościom, że była to koszmarna klęska. Powodem tak ogromnych strat mogło być zastosowanie przez Mongołów katapult wystrzeliwujących pojemniki z płonącą ropą naftową.
Wojsko mongolskie, które w całej kampanii też poniosło duże straty (choć w decydującej bitwie straciło „zaledwie” 5 tys. ludzi) ruszyło wkrótce na zachód Europy, jeden z zagonów dotarł nawet pod Wiedeń. Po drodze zatrzymała je wieść, że umarł wielki chan Ugodej (dla informacji - zapił się na śmierć), co zmusiło ich do powrotu, gdyż czyngisydzi byli zobowiązani do udziału w wielkim kurułtaju.
Efekty tego najazdu były dla Wegier katastrofalne - kronikarz niemiecki pod datą 1241 r. zapisał: "W tym roku państwo węgierskie po trzystu pięćdziesięciu latach istnienia zostało zniszczone przez Tatarów". Niektórzy historycy uważają (pewnie przesada), że zginęła połowa narodu węgierskiego.
Mimo tak fatalnej sytuacji, król Bela IV przystąpił do odbudowy kraju. Zdołał stworzyć system fortec i nawet zreorganizował armię, jednak nie zdołał ograniczyć samowoli możnowładców i koscioła. W 1261 chan Berke wysłał posłów do króla Węgier Beli IV, proponując mu zawarcie ścisłego sojuszu, wspartego małżeństwem córki chana z następcą tronu. Zięć chana miał w zamian za piątą część łupów przyłączyć się z czwartą częścią wszystkich sił węgierskich do Złotej Ordy w uderzeniu na Małopolskę, a stamtąd na Europę Zachodnią. To była oczywiście bzdura, bo trzy tumeny z pewnością nie wyruszyłyby na Europę, a sytuacja Złotej Ordy nie pozwalała na większą operację. Berke nie chciał powtarzać kolejnego najazdu na Węgry, bo już pierwszy przyniósł tatarom duże straty. Jednak Beli IV zabito niezłego ćwieka – biedak nie wiedział, jak się z tego wyplątać.
Kraj był wtedy rozdarty walkami możnowładców o wpływy. Razem z władzą i własnością możnych gwałtownie rozrastały się latyfundia i wpływy kościelne. Już w 1232 roku prymas Węgier nie zawahał się rzucić klątwy na króla i na cały kraj za to, że Żydzi nadal dzierżawili dochody królewskie. Efektem takiego postępowania było nie tylko wypędzenie z kraju Żydów, ale głównie cały szereg ustępstw natury gospodarczej wobec duchowieństwa.
Władysław IV Kumańczyk (Kun Laszló), był kolejnym władcą który usiłował odbudować siłę władzy królewskiej na sojuszu z Połowcami. Młody król przejął nie tylko zwyczaje Połowców ale też religię pogańską. Rosnąca siła władcy zaniepokoiła magnatów i kościół. Wymusili oni przymusowe ochrzczenie pogańskich Kumanów (1279 r.), a gdy to nie przyniosło żadnych rezultatów, papież Mikołaj IV (za pośrednictwem swego legata) ogłosił przeciwko Władysławowi IV krucjatę. W przededniu ostatecznej rozgrywki król został aresztowany przez magnatów i zmuszony przez nich do poprowadzenia osobiście wojsk przeciw Kumanom. W krwawej bitwie na polach Hódtó (1280 r.) rozstrzygnęły się losy Kumanów. Rozbici całkowicie, rozproszyli się lub zostali stopniowo obróceni w pańszczyźnianych chłopów.
Madziarzy (jak słusznie mawiają o sobie Węgrzy) mają więcej wspólnego Estończykami i Finami, niż ze Słowianami. W omawianym przeze mnie czasie Węgrów/Madziarów traktowano w tzw. cywilizowanej Europie dość podejrzliwie. Uważano ich za wcielenie Turków, co z uwagi na tradycje koczownicze i niewątpliwy wpływ kultury tureckiej, jest zupełnie uzasadnione. Tak więc niech nikogo nie dziwi ewentualny sojusz madziarsko-połowiecki:)
Połowcy zachodni (zwani Kumanami) byli zawsze wrogami Mongołów i często płacili za to straszną cenę (jak pod Kałką w 1223, gdzie doszło do ich rzezi). To bardzo ciekawe, bo Połowcy (Kipczacy) z Syberii i Kazachstanu stanowili istotną część wojska imperium mongolskiego. Chanowie Złotej Ordy sprzedawali często Kumanów w niewolę – sławny sułtan Egiptu Bajbars był tak naprawdę Połowcem zachodnim. Ich cechą charakterystyczną były jasna cera, jasne włosy i niebieskie oczy („lud płowy”) Byli doskonałymi jeźdźcami i łucznikami, dorównującymi w tej dziedzinie najlepszym wojownikom Wielkiej Ordy.
Wacław Felczak „Historia Węgier”.
Inne tematy w dziale Kultura