W powszechnej świadomości wciąż pokutuje pogląd (nawet w niektórych opracowaniach tak jakby historycznych:), że „w bitwie pod Legnicą 1241 bohaterski opór polskich rycerzy wstrzymał zagony Mongołów” (które w innym wypadku zapewne uderzyłyby na Europę:) Jest to oczywiście totalna bzdura.
I najazd na Polskę (1241)miał na celu związanie walką polskich książąt, tak by uniemozliwić im udzielenie pomocy Węgrom. Celem całej operacji Złotej Ordy było właśnie opanowanie Węgier i uzyskanie w ten sposób przyczółka do dalszego ataku, prawdopodobnie na smętne pozostałości po Cesarstwie Bizantyjskim. Batu-chan wyznaczył zaledwie jeden tumen (10 tys. wojowników) pod dowództwem swojego brata Ordu do prowadzenia działań osłonowych w Polsce.
Zadaniem Ordu było przedarcie się z Rusi przez Polskę i Morawy do Węgier, prowadząc działania zbrojne i rozpoznawcze odnośnie brodu na Wiśle oraz przejścia przez Bramę Morawską. Chan miał całkowite zaufanie co do umiejętności swego brata, jednocześnie będąc w pełni świadomym słabości Polski i Czech. I jak się okazało, miał absolutną rację, bowiem najazd był popisem umiejętności Mongołów oraz nieudolności i tchórzostwa polskiego rycerstwa. Fatalna klęska pod Legnicą, która doprowadziła do upadku dynastię książąt śląskich (i na długo zahamowała tendencje zjednoczeniowe), była efektem ucieczki rycerstwa opolskiego pod dowództwem księcia Mieszka II Otyłego.
II najazd (1259-1260) miał na celu osłabienie misternej sieci sojuszy, jakie budował kniaź Daniel Romanowicz, sprytnie korzystający z kłopotów politycznych Złotej Ordy (spór z wielkim chanem z Karakorum oraz wojna z Ilchanatem perskim). Współpracę z kniaziem Danielem podjął król węgierski Bela IV, władca Litwy Mendog, książę Bolesław Wstydliwy (także część Jaćwierzy).
Berke-Chan wyznaczył do rozwiązania sprawy Burundaja na czele trzech tumenów. Nie chcąc sparaliżować handlu czarnomorskiego, Burundaj zrezygnował z uderzenia na Ruś, za cel stawiając sobie sojuszników. Zmusił kniazia Daniela do udziału w najeździe na Litwę (Mendog wówczas zerwał sojusz z Danielem), po czym zasiliwszy swe wojska jeszcze Litwinami, uderzył na Małopolskę, starając się doprowadzić do jak największych zniszczeń.
Mimo iż drugi najazd był ograniczony jedynie do Małopolski, to jednak jego niszczący efekt był nieporównanie gorszy od pierwszego. Armia Burundaja przez trzy miesiące zupełnie bezkarnie (nie napotkała na żaden opór ze strony rycerstwa, a arcypobożny książę Bolesław zwyczajnie uciekł) grabiła i pędziła w jasyr Polaków. Mongołowie nawet wysyłali we wszystkie strony specjalnie przeszkolonych wojowników, potrafiących walczyć w lesie.
III najazd (1287/1288) był wynikiem sojuszu ekskomunikowanego węgierskiego króla Władysława IV Kumańczyka z władcami Złotej Ordy. Tym razem na Polskę wyruszyły dwa tumeny pod dowództwem chana Telebogi i Nogaja (na więcej nie pozwalały ówczesne możliwości Ordy), wsparte posiłkami ruskimi. Celowa opieszałość Telebogi (był skłócony z Nogajem), doprowadziły do porażki podczas oblężenia Krakowa i w efekcie do wycofania się z Polski (zwłaszcza że Władysław IV najpierw dostał się do niewoli, później zaś zatwierdził pomoc dla Polski pod dowództwem Jerzego z Sovaru). Najazd był nieudany i krótkotrwały (Teleboga przebywał w naszym kraju ledwie dwa tygodnie, Nogaj cztery), jednak nawet wówczas nie potrafilismy skutecznie walczyć z Mongołami.
Najazdy Złotej Ordy na Polskę są najlepszym dowodem nie tylko na słabość naszego kraju w dobie rozbicia dzielnicowego, ale też na zanik patriotyzmu w chrześcijańskim feudalizmie. Warte pochwały są jedynie zmagania mieszczan, zwłaszcza krakowskich, odwaga górali z Podhala oraz opór jaki stawiała prosta ludność – świadczy o tym zastosowanie przez Burundaja (II najazd) oddziałów wojowników przeszkolonych w walkach leśnych. Książęta polscy za każdym razem byli dobrze poinformowani o zbliżającym się zagrożeniu, jednak nie potrafili wyjść poza swe feudalne zawiści.
Podczas pierwszego najazdu zaledwie jeden tumen (niepełny, bo Ordu odesłał oddział z machinami oblężniczymi na Węgry) robi w konia, wręcz ośmiesza polskie rycerstwo. A przecież ten oddział powinien zostać zmasakrowany a niedobitki potopione w przeręblach. Podczas drugiego oczywiście mieliśmy do czynienia ze znacznie silniejszą armią, jednak nie napotkała ona na żaden opór, a największym tchórzem okazał się Bolesław Wstydliwy. Książęta polscy nawet zwrócili się do papieża Aleksandra IV, by ten wyznaczył króla Czech lub margrabiego brandenburskiego (!) do stanięcia na czele wojsk w przypadku następnego najazdu – bulla z 10 sierpnia 1260 roku poświadcza te żałosne skomlenie. W końcu trzeci najazd, sabotowany przez samego chana Telebogę, jest już najbardziej żenującym pokazem bezsilności naszego kraju. Leszek Czarny (swego czasu ekskomunikowany przez biskupa krakowskiego) robił co mógł, ale sam nie miał wielkich możliwości.
Nie ulega żadnym wątpliwościom, że gdyby nie nasze korzystne położenie (od Złotej Ordy oddzialały nas ziemie ruskie), to błyskawicznie popadlibyśmy w zależność od Mongołów i podzielili los Rusinów.
Tomasz Jasiński „Przerwany hejnał”
http://ryuuk.salon24.pl/357516,rozbicie-dzielnicowe-klatwy-trucizny-i-lapowki
Inne tematy w dziale Kultura