Europa zdobycie Jerozolimy w 1099 r. przyjęła z entuzjazmem. Wracający ze Wschodu krzyżowcy ponownie rozpalili swoimi opowieściami entuzjazm i nie trzeba było wiele czasu, by do Ziemi Świętej ruszyli następni ochotnicy. Rzecz o tzw. krucjatach towarzyszących roku 1101.
Pierwsza wyprawa wyruszyła z Italii i składała się z Lombardczyków, pod przewodnictwem arcybiskupa Anzelma z Buis. Rekrutowała się ona głównie z pospólstwa i osobników nader podejrzanych, często werbowanych w biednych dzielnicach Lombardii. Nie brakowało wśród nich kobiet i dzieci. Na terenie cesarstwa bandy krzyżowców zaczęły krucjatowym zwyczajem napadać na wioski, miasta, mordując ludność i rabując nawet kościoły – powodowało to częste starcia zbrojne z wojskiem cesarskim. Wściekły cesarz Aleksy przestał dostarczać im żywność (chcąc ich zmusić do przeprawy przez Bosfor), a wówczas krzyżowcy uderzyli na mury grodzkie i zaatakowali nawet pałac cesarski! Gdyby nie Rajmund z Tuluzy (jedna z głównych postaci pierwszej krucjaty), który akurat w Konstantynopolu spędzał zimę, i któremu udało się udobruchać cesarza a Lombardczyków skłonić do rezygnacji z ataku, mogło się to wszystko fatalnie skończyć. W końcu, w kwietniu 1101 roku armia została przerzucona przez Bosfor i rozbiła obóz w pobliżu Nikomedii.
Tam dołączyło do niej wojsko francuskie pod przewodnictwem Stefana z Blois i Hugona z Pierrefonds biskupa Soissons. Stefan z Blois, niechętny uczestnik pierwszej krucjaty (został do niej zmuszony przez swoją żonę, Adelę, potomkinię Wilhelma Zdobywcy), zdezerterował podczas oblężenia Antiochii i nie dopełnił ślubów. Jego wojownicza małżonka zatruwała mu z tego powodu życie (nawet w sypialni), więc biedak nie mając wyboru udał się na kolejną krucjatę – to z jego powodu pojawiło się tak wielu rycerzy francuskich. Do tej już naprawdę pokaźnej armii (mogło ich być mocno ponad 20 tysięcy) dołączyła jeszcze grupa Niemców pod wodzą marszałka Konrada oraz 500 Pieczyngów, jako pomoc wojsk cesarskich.
Dowództwo objął Rajmund z Tuluzy. Jednak Lombardczycy nie chcieli słuchać jego rad, ani instrukcji cesarza Aleksego, by udać się drogą pierwszej krucjaty (do Doryleum i Ikonium), tylko wymusili marsz w kierunku Anatolii, gdzie w niewoli przebywał Boemund, jeden z bohaterów pierwszej krucjaty. Okazało się to fatalnym błędem. Bowiem sułtan Kilidż Arslan, który nieustannie się cofał przed ich wojskami, zdewastował okolicę tak doszczętnie, że krzyżowcom zajrzał w oczy głód.
Wyczerpane wojsko w końcu posłuchało rad Rajmunda i skierowano się w kierunku Morza Czerwonego, by uzyskać pomoc od jakiegoś bizantyjskiego miasta. Podczas drogi Turcy prowadzili nieustanne działania zaczepne – rycerze lombardzcy wówczas się nie popisali, raz nawet uciekając z pola bitwy. Ci sami Lombardczycy wkrótce ponownie wymusili zmianę trasy, znowu snując niedorzeczne rojenia o uwolnieniu Boemunda (który nie cierpiał zbytnio w niewoli, stając się nawet ulubieńcem haremu sułtana:)
Pod Merzifonem połączone wojska Seldżuków i Daniszmendów, pod wodzą Kilidż Arslana i Malika Ghazi, wydały krzyżowcom bitwę, która swój krwawy epilog znalazła z powodu ucieczki najpierw Lombardczyków, później w ich ślady poszli Pieczyngowie, w końcu reszta armii (nawet Rajmund z Tuluzy), zostawiając obóz, kobiety i dzieci na pastwę Turków. Ocalała zaledwie piąta część wojska, która różnymi drogami wróciła do Konstantynopola. Tak skończyła pierwsza z wypraw roku 1101.
Już kilka dni po opuszczeniu Nikonium przez pierwszą wyprawę, do Konstantynopola przybyła doskonale uzbrojona i karna (choć dużo mniejsza od poprzedniej) armia hrabiego Wilhelma II z Nevers. Jednak były to lwy prowadzone przez barana. Pełen entuzjazmu hrabia nie chciał tracić czasu i szybko przeprawił się przez Bosfor, próbując przyłączyć się do pierwszej wyprawy. Z tego powodu szamotał się, zmieniając nieustannie trasy swojego przemarszu. Najpierw ruszył do Ankary, stamtąd zawrócił w kierunku Ikonium, gdzie próbował wziąć miasto szturmem. Jednak było ono dobrze bronione przez liczną, turecką załogę i hrabia musiał zrezygnować. Wreszcie ruszył na wschód, borykając się po drodze z brakiem żywności. W końcu dotarł pod Herakleę, gdzie spotkał się z połączoną armią turecką, rozgrzaną niedawnym zwycięstwem i mającą dużą przewagę liczebną. W krótkiej ale zażartej bitwie krzyżowcy zostali otoczeni i wybici niemal do nogi. Ocaleli jedynie hrabia Wilhelm i kilku rycerzy, którzy wyrwali się z okrążenia i zdołali dotrzeć do Antiochii.
Zaraz po przeprawie armii hrabiego Nevers, do Konstantynopola przybyła trzecia wyprawa, niemiecko-francuska, pod przewodnictwem dwóch książąt, Akwitanii Wilhelma IX i bawarskiego Welfa. Tak naprawdę była to niesforna hałastra, w której oprócz regularnego wojska było wielu przypadkowych uczestników, pielgrzymów, nawet ludzi szukających „pobożnej rozrywki” (jak sławna z urody Ida, wdowa po margrabim Austrii). Zachowywali się skandalicznie, dokonując regularnych grabieży ludności Bizancjum, więc pod Adrianopolem doszło do starcia z cesarskimi oddziałami Połowców i Pieczyngów. Jedynie osobista interwencja obu książąt zakończyła bitwę i ocaliła krzyżowców od masakry. Dalszą drogę odbyli już pod silną eskortą i zostali przerzuceni przez Bosfor.
Ta trzecia już wyprawa mogła z łatwością dogonić poprzednią (hrabiego Nevers), jednak w wyniku wzajemnych animozji zrezygnowano z tego planu i udano się niespiesznie w kierunku Ikonium. Tym samym wkroczono na ziemie całkowicie pozbawione żywności i z wyschniętymi studniami. Po dotarciu do Ikonium, którego załoga uciekła zabierając nawet owoce z sadów, wyprawa znajdowała się już w fatalnej sytuacji – nie mając wyjścia, ruszono dalej. Pod Herakleą spragnieni krzyżowcy wpadli w zasadzkę Turków i skończyło się to tak samo jak w poprzednich wypadkach, straszliwą masakrą. Wilhelm zdołał się uratować i dotarł do Tarsu, Welf z garstką ludzi do Antiochii.
Wszystkie trzy wyprawy towarzyszące nie tylko skończyły się klęskami, które odbudowały wiarę Turków we własną potęgę, ale też pogrzebały szanse na uzyskanie bezpiecznego szlaku do Syrii, zniszczyły relacje cesarza bizantyjskiego z Daniszmendami (Aleksy wówczas negocjował wykupienie Boemunda z niewoli), oraz pogorszyły jeszcze bardziej fatalne relacje frankijsko-bizantyjskie, ponieważ za te wszystkie nieszczęścia, wywołane tak naprawdę jedynie nieudolnością i wzajemną zawiścią dowódców, łacinnicy uparcie obwiniali cesarza Bizancjum.
W 1106 roku Ali ibn Tahir As-Sulami (sunnicki teolog związany z Wielkim Meczetem w Damaszku) ogłasza swój traktat Kitab al-dżihad (księgę dżihadu), w którym zwycięstwa krzyżowców tłumaczy moralnym i politycznym upadkiem islamu. Nawołuje do współdziałania, odejścia od starych animozji i przyłączenia się do owego starcia dwóch religii, z której islam (zgodnie z przepowiedniami proroka Mahometa) musi wyjść zwycięsko.
Nic już nie pozostało ze sławnego gestu kalifa Umara w 638 roku (podczas zdobycia Jerozolimy przez muzułmanów), który, mimo iż obejrzał Kościół Świętego Grobu, to jednak pomodlił się w Portyku Martyrion, nie chcąc by kiedyś muzułmanie odebrali chrześcijanom ten kościół. Nadchodziła zmiana.
Oprócz wielu książek z tej tematyki polecam „Orient w czasach wypraw krzyżowych” Georges Tate. Nieco inne podejście, książka skromniejsza, pełna fajnych ilustracji i reprodukcji obrazów, i można ją znaleźć w Internecie.
Inne tematy w dziale Kultura