Papież Urban II (1088-1099) był gorącym zwolennikiem celibatu duchowieństwa. Na synodzie w Piacenzy (1095) zaakceptowano ostatecznie rezolucję zabraniającą duchownym zawierania związków małżeńskich. Papież wykazał się też dość swoistym podejściem do problemu, gdyż wprowadził tzw. cullagium, czyli podatek, jaki odtad musieli płacić duchowni za utrzymywanie swoich konkubin. Można się z tego śmiać, ale te posunięcie bardziej pomogło wprowadzić celibat (co prawda jeszcze do jego zaistnienia szmat czasu), niż wszystkie bulle i kazania o „czystości” razem wzięte.
Jednak prawdziwym i nierozwiązywalnym problemem papieża był konflikt z cesarzem, Henrykiem IV, który godził w pozycję papieża. Pierwszym krokiem do uniezależnienia się od cesarza było przepędzenie z Rzymu antypapieża Klemensa III (popieranego przez Henryka i duchowieństwo przeciwne celibatowi). Jak się miało okazać, Urban II naśladował Grzegorza VII nie tylko jeśli chodzi o kobiety (Matylda z Toskanii). Niepomny na niesławne splądrowanie Rzymu przez Normanów I Saracenów (do którego doprowadził Grzegorz), Urban II także zdobył Rzym na czele Normanów, tym razem pod przewodnictwem Rogera I, brata Roberta Gwiskarda. Déjà vu. Stąd ludność Rzymu nie przyjęła jego rzadów ze zbytnim entuzjazmem … łagodnie mówiąc. Papieżem zwyczajnie pogardzano.
Nic zatem dziwnego, że Urban II wydał dekret iż osoby ekskomunikowane (papież lubił ten oręż) należy traktować tak jak heretyków, czyli torturować ich i zabijać. To miało chyba w jego mniemaniu zdyscyplinować wiernych …
Jednak pojawiła się okazja do dużo skuteczniejszych działań, które mogłyby naprawdę odbudować autorytet biskupa Rzymu, czyli niespodziewana prośba o pomoc ze strony bizantyjskiego cesarza Aleksa I Komnena, rzekomo obawiającego się rosnącej potęgi Islamu. W rzeczywistości Aleksy I nie miał żadnych pieniędzy i próbował jedynie zwerbować trochę wojska nic za to nie płacąc.
Urban II zapewne dobrze to rozumiał i postanowił także wykorzystać sytuację, by zmobilizować część rycerstwa Europy wokół „namiestnika Chrystusowego” – czyli nadać sobie, a nie bizantyjskiemu basileusowi, rangę duchowego przywódcy świętej wojny. Poprawiłoby to znacznie upadły autorytet Kościoła, zwłaszcza w niekończącym się konflikcie z Henrykiem IV. Papież Urban II, podobnie jak Grzegorz VII, uważał, że Kościół powinien być nie tylko niezależny od władzy świeckiej, ale nawet uzyskać dominującą pozycję. Organizacja krucjaty była idealną metodą na osiągnięcie tego celu. Sprawa "uwolnienia" Jerozolimy i Świętego Grobu została doskonałym pretekstem do politycznych rozgrywek.
27 listopada 1097 roku, na synodzie w Clermont-Ferrand papież ogłosił wezwanie do krucjaty (choć te określenie powstało dużo później), do wyzwolenia Palestyny z jarzma muzułmańskiego, ulżenia niedoli "greckim braciom" i przyrzekł (mocą otrzymaną od św. Piotra) udzielić odpustu zupełnego uczestnikom krucjaty. Wtedy właśnie po raz pierwszy padło słowo „odpust”, które później zrobi tak zawrotną karierę.
„Ja, Urban, z Bożym przyzwoleniem biskup Rzymu i zwierzchnik świata całego … napadli ich Turcy i Arabowie i podbili terytorium Romanii na zachodzie aż do wybrzeża Morza Śródziemnego i Hellespontu … wielu zabili i wielu pojmali, takoż zburzyli kościoły i niszczyli imperium … niegodne plemię, które cześć oddaje demonom”.
Ów apel nie był zbyt błyskotliwy, papież wzywał w nim także do uczciwego płacenia dziesięciny i szacunku wobec duchowieństwa, jednak spotkał się z tak entuzjastycznym przyjeciem, że zaskoczyło to nawet twórców owego, niewątpliwie wyreżyserowanego przedstawienia.
Warto zadać pytanie: czy owe wezwanie było szczere i rzetelnie przedstawiało sytuację na Bliskim Wschodzie, w Jerozolimie oraz u „greckich braci”? Czy słowa o tak ogromnym zagrożeniu były uczciwe?
W rzeczywistości, poza prześladowaniami kalifa Al-Hakima w latach 1004-1014 (urodzonego z chrześcijanki i przez chrześcijan wychowywanego),nie było w XI wieku żadnych pogromów antychrześcijańskich. I co nadzwyczaj ciekawe, Al-Hakim w efekcie swojego rosnącego religijnego szaleństwa szybko zaczął prześladować muzułmanów - zabronił święcić ramadanu, odbywać pielgrzymek muzułmańskich, a imię Allacha kazał zastąpić swoim. Chrześcijan Al-Hakim znowu przywrócił do łask – zajęli oni wtedy nawet pozycję uprzywilejowaną.
Pogromy w 1078 roku (po zdobyciu Jerozolimy przez Turków Seldżuckich) miały charakter wyłącznie antyfatymidzki (czyli antyarabski), chrześcijanie zaś zostali oszczędzeni. Tezy o prześladowaniach chrześcijan w XI wieku są zwyczajnie nieprawdziwe.
Tak naprawdę rządy muzułmanów były traktowane nie tylko przez heretyków czy Żydów, ale nawet chrześcijańskich Greków z dużym zadowoleniem – nie było żadnej dyskryminacji i prześladowań, podatki zaś były znacznie niższe niż pod panowaniem Bizancjum. Chrześcijanie przekonali się o tym, gdy cesarz Herakliusz zdobył Jerozolimę w 629 roku i z marszu nałożył na ludność drakońskie obciążenia. Nic zatem dziwnego, że gdy Arabowie odbili Jerozolimę w 639 roku, tak chrześcijanie jak i Żydzi przywitali to z entuzjazmem. Po prostu w ówczesnych krajach islamskich chrześcijanom żyło się lepiej niż w krajach chrześcijańskich:)
Gdy ruszała pierwsza krucjata Islam był podzielony i straszliwie skłócony. Szyiccy fatymidzi z Egiptu pałali większą nienawiścią do sunnitów i ich kalifa z Bagdadu, niż do chrześcijan i Żydów (ludów Księgi), których traktowali sprawiedliwie. Sami Turcy Seldżuccy, obdarzeni przez kalifa abbasydzkiego tytułem obrońców wiary, swoją agresję kierowali wobec szyickich Fatymidów, jednak poprzez bizantyjskie intrygi nawet wśród samych Turków dochodziło do niesnasek. Pomiędzy większością dynastii arabskich także panowała nieustanna wrogość. Ostatecznego chaosu dopełniali asasyni, polityczne zabójstwa i wrogość wobec kalifa z Bagdadu. Urządzając świętą wojnę, chrześcijaństwo dostarczyło muzułmanom niezbędnego czynnika do zjednoczenia (wspólnego wroga) oraz na zawsze zmieniło oblicze islamu.
Nie ma co się łudzić. Tak jak celibat był jedynie środkiem do zachowania kościelnych majatków, tak wyprawy krzyżowe do Ziemi Świetej były polityczną zagrywką w celu odbudowania totalnie wtedy upadłego autorytetu kościoła i papieża. Pozbycie się części ludności z Europy, której duża liczba zagrażała m.in. kościelnym majątkom, też miało znaczenie, podobnie jak chęć uzależnienia słabego wówczas państwa bizantyjskiego od Zachodu, czy likwidacja wysokich opłat, jakie Turkowie Seldżuccy nałożyli na kupców (tak miasta włoskie weszły do gry), jednak najważniejszym powodem była właśnie próba odbudowania autorytetu przez papieża.
To co się stało później, zwłaszcza rozmiar tego świętego szaleństwa i jego wpływ na losy świata, przerósł wszelkie oczekiwania tak papieża jak i cesarza. Propaganda prowadzona przez duchowieństwo, które nie cofało się przed użyciem notorycznych fałszywek (jak apokryficzna bulla Sergiusza IV) oraz fanatyzm słuchaczy spowodowały, że swój udział w krucjacie zgłaszali wszyscy: feudałowie, rycerze i zwykli chłopi. Wierzyli oni, że święta wojna stanie się dla nich zbawieniem, że poprawi ich materialny (oprócz duchowego) byt. Ziemia święta jawiła im się jak prawdziwy ziemski raj.
Tak się jednak dziwnie złoży, że droga do tego raju okaże się ściężką koszmarnych zbodni i okrucieństwa, a ten wyśniony raj nie będzie żadnym rajem.
„Namiestnicy Chrystusa” Peter da Rosa.
Steven Runciman „Dzieje wypraw krzyżowych” – trzy opasłe tomy, ale to klasyka i świetnie napisana.
Jonathan Riley-Smith „Historia krucjat” – sposób spojrzenia trochę odmienny, naprawdę warta przeczytania.
Inne tematy w dziale Kultura