Przedstawione przeze mnie wydarzenia w Rzymie stanowią idealny wręcz przykład linii politycznej, społecznej i religijnej, po której zmierzał (i chyba wciąż zmierza) kościelna instytucja.
Po objęciu władzy nad Rzymem (i zachodem) przez Bizancjum doszło do ostatniej wielkiej migracji ludów, tym razem Longobardów (czyli długobrodych:), którzy pozostawili Nizinę Węgierską pod panowaniem Awarów, sami zaś najechali Italię. Wielu historyków, zaskoczonych obojętnością ówczesnych Rzymian wobec najazdu, tłumaczy to ich przeświadczeniem, że Imperium nadal istnieje i „przyzwyczajeniem do obecności barbarzyńców” …
Owa „obojętność” ma jednak inne źródło – ówcześni Rzymianie byli już zdecydowanie bardziej chrześcijanami niż Rzymianami. Cnoty społeczne, które podupadły wśród cywilizowanych (chrześcijańskich) Rzymian, odnaleźć można było już tylko u pogańskich najeźdźców (Salwianus z Marsylii).
Zresztą i tak jedynym mocodawcą w Rzymie był papież. Zdecydowana większość rodów senatorskich po prostu zniknęła (została wymordowana lub uciekła do Konstantynopola). Wystarczyło wynająć najemników (kościołowi nie brakowało funduszy), by ten najazd odeprzeć. Jednak to przecież kosztuje …
Efektem najazdów Longobardów był koniec marzeń (jeśli jeszcze takowe istniały) o odbudowie dawnego Imperium Romanum.
Papież Jan III (561-574) - pochodził z bardzo wpływowej rodziny (był synem senatora rzymskiego Anastazego). W 568 roku rozpoczął się najazd Longobardów, ludu germańskiego pochodzącego ze Skandynawii, na północną a następnie środkową Italię. Część plemion longobardzkich była ariańska a część pogańska, wszyscy jednak okazywali dużą wrogość wobec Rzymian i Bizantyjczyków. Najazdy Longobardów kilkakrotnie poważnie zagroziły Rzymowi i jego okolicom.
Jednak duchowieństwo pod przewodnictwem papieża miało bardziej pilne zajęcia - synod w Tours w 567 roku wprowadził benedyktyńską zasadę (powodem były skargi), zabraniającą mnichom spania po dwóch w jednym łożu, a także zdecydował, że każdy kleryk, przyłapany w łóżku z żoną (!), będzie ekskomunikowany na rok i redukowany do stanu świeckiego.
Ponieważ jednak sobór ten publicznie stwierdzał, że trudno znaleźć gdziekolwiek kleryka bez żony czy kochanki, rezultat był żaden. Biskupi i księża żyli bezwstydnie ze swymi żonami i konkubinami. Jeśli ktokolwiek był karany, to żony. Wiele otrzymało po 100 batów od władzy za grzech zdobycia dostępu do swoich mężów …
Problem był palący, ponieważ nie dotyczył jedynie czystości samego duchowieństwa, ale także (co znacznie gorsze) kościelnego majątku – żonaci duchowni starali się zabezpieczyć materialnie swoje rodziny, co oczywiście powodowało straty kościoła.
Benedykt I (575-579) - zatwierdzony przez cesarza Justyna II dopiero w 10 miesięcy po śmierci Jana III. Zawarł ugodę z biskupem Mediolanu, ale biskup Akwilei odmówił pojednania z papieżem. Rzym w dalszym ciągu był nękany przez Longobardów, a miastu zagrażały głód i zaraza. Bizancjum było wówczas zajęte wojnami z Persją i z Awarami i nie mogło udzielić żadnej pomocy.
Pelagiusz II (579-590) - objął rządy bez zatwierdzenia cesarskiego. Udało mu się częściowo powstrzymać Longobardów od dalszych najazdów na Rzym (papież zwrócił się o pomoc do Franków, ci jednak zostali szybko przekupieni przez Longobardów).
Ten papież także bardziej niż najazdem zajmował się własnym podwórkiem (przyczynił się m.in. do rekonstrukcji bazyliki św. Wawrzyńca). Jednak za ten brak zainteresowania miał zapłacić też osobiście.
Wskutek zarazy dżumy sprowadzonej wylewem Tybru i zniszczeniem akweduktów przez najeźdźców, papież Pelagiusz zmarł. Żywioł zrujnował wtedy znaczną część cmentarzysk (katakumb) chrześcijańskich.
Za jego pontyfikatu ponownie próbowano poddać kontroli żonate duchowieństwo i ich rodziny – znowu chodziło o majątki, które (o zgrozo!) wciąż zostawały przekazywane żonom i dzieciom duchownych. Papież zobowiązał więc wszystkich, by spisywali swoje dobra przed objęciem urzędu, jak i w momencie odejścia. Miało to umożliwić kontrolę nad majątkiem. Oczywiście przynosiło to pewne rezultaty i duża liczba wdów z dziećmi pozostawała bez grosza przy duszy (trafiała zwyczajnie na ulicę), jednak co sprytniejsi potrafili w ten czy inny sposób oszukać namiestnika Chrystusa i jakoś zabezpieczyć rodzinę. Tak więc problem był jak na razie nierozwiązywalny.
Jest coś symptomatycznego w tym, że gdy wokół płonął świat, ludzie umierali w wyniku najazdów, epidemii lub zwyczajnie z nędzy, to kościelne elity siedziały na górze złota i nieustannie kombinowały, jak tą górę jeszcze powiększyć.
To, że podbój Longobardów nie został dokończony, wynikało jedynie z wewnętrznych waśni wśród samych najeźdźców.
Peter da Rosa „Namiestnicy Chrystusa. Ciemna strona papiestwa”.
Jan Wierusz Kowalski „Poczet papieży”.
Nigel Cawthorne „Bardzo prywatne życie papieży”
Robert A. Haasler „Tajne sprawy papieży”.
Inne tematy w dziale Kultura