Netflix wyemitował niedawno serial Sandman, oparty na komiksie o tym samym tytule, autorstwa Neila Gaimana. Jest to produkt (serial) dość ... przeciętny, moim skromnym zdaniem. Odcinek szósty jest bardzo dobry, jednak pozostałe znacznie gorsze.
Jednak nieprzeciętne jest zachowanie twórcy komiksu, który bez żadnych oporów obraża swych największych fanów (!), którzy ośmielili się wypomnieć mu nieco zbyt daleko idące ustępstwa, jeśli chodzi o zmiany w przypadku głównych postaci. Gaiman w odpowiedzi posuwał się wielokrotnie do stwierdzeń, że ma gdzieś, to co myślą, że ma gdzieś ich samych, czy też że są idiotami ... używając przy tym niecenzuralnych słów ...
To jest znak nowych czasów w przemyśle rozrywkowym - jeśii konsument ośmieli się skrytykować (zamiast wyrażać zachwyt) jakiś produkt, to czeka go wręcz fala hejtu ze strony autorów tego produktu, reżyserów, scenarzystów, czy producentów.
Osobiście nie jestem fanem komiksu Sandman, więc nie odbieram tego osobiście ... Jednak nieco go czytałem, nieco się w nim orientuję, więc spróbuje wytłumaczć o co chodzi:)
Bo największy problem jest taki sam jak zawsze - bezsensowne zmiamy płci i rasy ważnych postaci. W dzisiejszych czasach już po prostu nie można zekranizować żadnej książki, komiksu, gry, itd., jeśli nie zmieni się tam jakiegoś białasa w Afroamerykanina, hetero w homo, czy przynajmniej mężczyzny w kobietę.
Tytułową rolę boga snu gra Tom Sturridge i jest to niewątpliwie najjaśniejszy element tego serialu. Ten aktor wydaje się wręcz stworzony, by zagrać Morfeusza:) Dobrze wypada też Korynthian, nawet z wyglądu bardzo przypomina on senny koszmar. Dzięki podobieństwu do swych pierwowzorów obaj doskonale wpisują się w komiksową stylistykę i nie ma żadnego problemu z zaakceptowaniem tych postaci.
Jednak dalej jest gorzej. Najwięcej kontrowersji wywołuje niewątpiwie Death, która powinna być białą dziewczyną w gockim stylu (wzorcem dla Death była Cinnamon Hadley, ikona kultury gockiej), jednak obsadzono w tej roli, ni z tego, ni z owego, ciemnoskórą aktorkę ... Tumaczenia, że Śmierć czasami objawiała się jako dziewczyna innej rasy jest bez sensu, bo ostatecznie Death zawsze wracała do swej oryginalnej formy, czyli młodziutkiej i uroczej białej dziewczyny w gockim stylu. Nie tylko ja uważam, że wygląd Death miał duży udział w sukcesie, jaki odniosła ta postać.
Lucyfer, który był zawsze mężczyzną, nie tylko w komiksach Gaimana, czy w serialu na ich podstawie, również został kobietą ... co jest już kompletnie bez sensu, bo w powszechnej świadomości funkcjonuje on jak władca piekła, nie zaś władczyni. Poza tym, autorzy tego pomysłu zaprzepaścili szansę, by Tom Ellis (który znakomicie gra Lucyfera w innym serialu) powtórzył swoją rolę w Sandmanie.
John Constantine, detektyw-okultysta i łowca demonów, został zamieniony na Johanne Constantine ... Oczywiście w komiksie była Johanna, którą Sandman spotkał 300 lat temu, jednak ta bryluje w naszych czasach. A przecież w komiksie i w naszych czasach Sandman spotykał właśnie Johna. Autorzy twierdzą, że żeńska wersja to uprade męskiej ... arogancka bzdura, bo o ile John jest uznaną i bardzo lubianą postacią, nie tylko w tym światku ale też w całym Universum DC, to Johanna jest po prostu tandetna ... no i oczywiscie jest lesbijką. Tu również zaprzepaszczono szansę, by Matt Ryan (gra Constantine'a w serialu, poświęconym tej postaci) zagrał i u nich.
Są jeszcze inne, bezsensowne zmiany - Lucien, bibliotekarz boga snu, zmienia się w Lucienne, ciemnoskórą bibliotekarkę, Rose Walker - z ładnej blondynki zrobili ładną Afroamerykankę, Unity Kincaid - z dystyngowanej, siwej babci zrobili zdecydowanie mniej dystyngowaną czarną babcię, która nawet zwrociła się do Morfeusza: "Ty chyba nie jesteś zbyt bystry" ... po takich tekstach doskonale widać, kto pisał scenariusz:)
W tym komiksie było wystarczającą dziwnych, czy zaskakujących postaci o nietypowych upodobaniach, czy choćby nieokreślonej płci. Desire (Żądza) jest istotą o nieokreślonej płci (dzisiaj mówimy: niebinarna) i to jest OK. Podobnie Korynthian jest homoseksualistą, no i to też nikomu nie przeszkadza i nikt na to nie narzeka. Wystarczyło się trzymać oryginału i film byłby zarówno wystarczająco WOKE, jak i byłby zgodny z oryginałem.
No, ale w dzisiejszych czasach WOKE będzie zawsze niewystarczające ... trzeba koniecznie więcej i więcej, trzeba zatem coś dodać i pozmieniać, by biali, heteroseksualni faceci nie plątali się po ekranie, zaś białe dziewczyny nie rzucały się zbytnio w oczy.
Ale czemu Neil Gaiman reaguje tak histerycznie i obrzuca obelgami ludzi? No cóż, najprawdopodobniej mu trochę wstyd ... stąd ta agresja. Z pewnością zarobił dużo forsy na ekranizacji jego komiksu, ale nie wystarczająco, by uciszyć wyrzuty sumienia. By co by poczuła Cinnamon (niestety, już nie żyje), gdyby obejrzała postać Death w tym serialu?
Inne tematy w dziale Kultura