W styczniu przebywałem w Szczecinie. Wyszedłem na spacer i nagle zobaczyłem jadące ulicą dziesiątki, może nawet setki oflagowanych ciągników. Demonstracja? Protest? Pytam ludzi. Nie wiedzą. Któryś odpowiada mi, że jest to protest rolników przeciwko wyprzedaży ziemi. Jakiej, czyjej ziemi, komu, co w tym dziwnego? No on nie wie. Ktoś kolejny wyjaśnił mi, że rolnicy protestują przeciw wyprzedaży ziemi w sposób nie tylko nielegalny, ale też obrażający nie tylko ich kieszenie, ale też interes każdego Polaka.
Tak powierzchownie pouczony, nie wchodząc w szczegóły obowiązującego prawa, jako niegdysiejszy nieuk historyczny, pozwoliłem sobie wybrać z niemieckich książek kilka faktów z historii Pomorza (na razie tylko Pomorza, bo temat jest obszerny, ale też ciekawy). Niestety, aby wczuć się w sytuację konieczne jest te kilka następujących zdań wstępnych.
Po rozpadzie państwa Karola Wielkiego wschodnią jego część odziedziczył po Henryku I. jego syn zwany później Ottonem nr 1. Podczas pobytu Ottona w 962r w Italii został on podobno niemal siłą ukoronowany przez urzędującego papieża Jana XII. na cesarza. Papież ten, zresztą o bardzo kiepskiej reputacji, potrzebował natychmiastowego wsparcia militarnego, które oczywiście otrzymał od właśnie wyczarowanego przez siebie całkiem nowiutkiego cesarza. Godność cesarska była tyle warta, ile warta była cesarska siła militarna. Wartość umundurowania cesarskiego była proporcjonalna do jego przychodów, czyli nosił taką czapkę na jaką było go stać.
Po uporządkowaniu spraw papieskich Otto I. wyjechał z Italii, a papież wkrótce (po różnorakich także politycznych tarapatach), bo w 964r. stracił życie. Zatłuc go miał młotkiem osobiście sam diabeł. Lepiej poinformowani twierdzą, że diabeł nie stawił się jednak osobiście. Wyręczyć go miał wściekły mąż pewnej arystokratki, z którą Jego Świątobliwość uprawiał właśnie i to w jego własnym arystokratycznym łóżku „bunga bunga”. Dwa lata później, w 966r, lecz już za pontyfikatu papieża Jana XIII., Polska przyjęła chrzest.
Cesarz Otto I. „zawiadywał“ terenem ograniczonym na zachodzie przez Ren a na wschodzie przez Łabę. Nazywało się to różnie na przestrzeni dziejów. Początkowo, do końca XI. wieku, było to Imperium Romanum. W XII. Wieku używano nazwy Sacrum Imperium. Święte, ale nie wiedzieć czyje - więc dodano ten rzymski przymiotnik i było potem Sacrum Imperium Romanum. Dopiero w XV. stuleciu nazwano ten cesarski twór Świętym Rzymskim Cesarstwem Narodu Niemieckiego. Ta ostatnia nazwa była w użyciu do połowy XVI. wieku. Niemieckość cesarstwa i samo cesarstwo ostatecznie zwiędło i umarło w 1806r ya sprawą Napoleona. Odrodziło się w jeszcze gorszej formie w 1871r i trwało do1918r.
Gdy powstawała polska państwowość wschodni brzeg Łaby i tereny położone od niej dalej na wschód zamieszkiwały plemiona słowiańskie. Stanowiły one dla Ottona I. i jego następców obiekt nieustan nych napadów i rezerwuar niewolniczej siły roboczej. Ziemie tych niechrześcijańskich plemion traktowane były jako ziemia niczyja. Jak były chrystianizowane?
Cytuję fragment listu Ottona I. do markgrafa Gero, który właśnie w tym czasie zajmował się nawracaniem pogańskich Weletów i Redarów:
„Życzymy sobie, żebyście z Redarami... nie zawierali pokoju... Zastanówcie się i zatroszczcie o to, aby ten lud został wytępiony...”
Znany ówczesny mnich i kronikarz Widukind von Corvey przypisuje Geronowi, że ten pewnego razu zaprosił do siebie 30 słowiańskich książąt na ucztę - na takiego okazyjnego grila – i pozwolił sobie ich w elegancki sposób przy tej okazji otruć. Taka oto sobie zwyczajna etniczna czystka.
Gero czynił co mu kazano.
Tysiąc lat po Ottonie I. - 22 sierpnia 1939r. ostrzega swoich generałów inny wódz – socjalista Adolf Hitler:
„Wydałem rozkaz – i każę rozstrzelać każdego, kto choćby jedno słowo krytyki wypowie, że celem wojny nie jest osiągnięcie określonej linii, lecz fizyczne zniszczenie przeciwnika. Tak więc przygotowałem, chwilowo tylko na wschodzie, moje jednostki trupiej główki [SS] i rozkazałem zabijać bez miłosierdzia i litości mężczyzn, kobiety i dzieci polskiego pochodzenia i mowy. (...) Obywatele Europy zachodniej muszą z przerażenia zadrżeć. To jest najbardziej humanitane prowadzenie wojny.“
Wróćmy do początków państwowości polskiej.
W X. wieku pisze kronikarz, zapewne z dużą przesadą:
„O sławie miasta opowiada się trudne do uwierzenia rzeczy, z których niektóre wymienię. Miasto było rzeczywiście największe, które się znajdują w Europie. Mieszkali w nim Słowianie, ale także mieszanina innych narodowości, zarówno Greków, Rosjan jak i barbarzyńców. Przybysze z Saksonii otrzymywli tam także pozwolenie na przebywanie, pod warunkiem, że w czasie pobytu nie będą się publicznie objawiać ze swoim chrześcijaństwem.”
Chodzi oczywiście o miasto portowe leżące na północ od Szczecina – zwało się ono wówczas różnie: Jumne, Wollin, Jomsborg, Wineta. Teraz nazywa się Wolin i leży na słowiańskiej ziemi w Polsce.
Więc w X. wieku p o z w a l a n o Niemcom mieszkać i działać wśród Słowian. Byli wśród Słowian t o l e r o w a n i. Jak się okaże, z tolerowanych szybko przeistoczyli się w nietolerancyjnych.
Wolin chcieli podbić zarówno Niemcy, jak i Mieszko I., a także Duńczycy i Szwedzi. Wolin został schrystianizowany w 1128 r.
Ostatecznie książęta Pomorza, a byli to Słowianie, mniej lub bardziej chętnie, ale nawiązali przyjazne stosunki z Mieszkiem I. Wielokrotnie w przyszłości, niestety często bezskutecznie, oczekiwali poparcia ze strony Piastów przeciwko napierającej Brandenburgii.
Od końca XII. wieku na Pomorzu osiedlają się masowo wśród Słowian Niemcy.
Tyle o połowie tej historii. Teraz w drugim akcie kolejno o skutkach.
W X. wieku w mieście Wolin mieszkają p o j e d y n c z y Niemcy jako goście. Trochę później biskup z Bamberga - Otto, aby móc prowadzić prace misyjne w Wolinie uczy się na dworze Władysława Hermana języka polskiego, gdyż język ten Pomorzanie rozumieją. Chrystianizacja ma zapobiec napadom niemieckich „nawracaczy”. Pomorze przestaje być „ziemią niczyją” jest chrześcijańskie i nie powinno być obiektem „misyjnych” ataków. Nie chrześcijaństwo jest więc „winne” temu co następuje.
Sprawy toczą się już wartko, bez stosowania siły militarnej.
W 1330 roku w Anklam (kiedyś Taglim), w mieście położonym nieco na zachód od Wolina, związek kupców postanawia, że członkowie nowoprzystępujący do związku muszą być „niemieckiego pochodzenia i obyczaju”.
W 1514 cech krawców w Szczecinie zabrania przyjmowania do cechu autochtonów, a więc Słowian.
W 1528 roku to samo postanawia cech szewców w Słupsku i cech kowali w Kołobrzegu.
Od 1554 r. zabrania się w Szczecinie przyjmowania Słowian do j a k i e g o k o l w i e k cechu.
W 1516 Rada Miejska Koszalina uchwaliła prawo – „Nakazy i Prawa miasta Koszalina” (Gebote und Gesetze der Stadt Koslin). W §5 ustanawia się karę 3 funtów za zakupy poza granicami miasta. Zabrania się kupować u Wendów i ludzi mówiących tym językiem. Aby móc żyć na własnym terenie musieli więc mieszkańcy okolicznych wiosek uczyć się niemieckiego. Można to określić jako początek „Kulturkampfu”.
Jednak, gdy w 1612r niemiecki geograf Eilhard Lubinus próbował sporządzić mapę Pomorza nie udało mu się znaleźć w Wielkiej Wsi (koło Słupska – niem. Stolp) nikogo, kto mógłby się z nim porozumisć po niemiecku i udzielić mu informacji.
Dekadę wcześniej w 1601r, starosta (Landrat) Słupska – Nikolaus Puttkamer życzył sobie, aby miejscowa szlachta złożyła mu przysięgę lenną. Ceremonia musiała zostać przełożona na następny dzień, ponieważ tylko trzech spośród całej gromady szlachciców rozumiało tekst przysięgi sporządzony w języku niemieckim. Po przetłumaczeniu roty przysięgi na język polski formalności zaprzysiężenia dokonano.
Ostatni książę pomorski Bogusław XIV. zmarł bezpotomnie w 1637r. a władzę nad Wolinem i Szczecinem przejęli Szwedzi, których „pozbył” się w 1720r Fryderyk Wilhelm I. – ojciec Fryderyka II.
Niemiecki kronikarz Thomas Kantrow pisze, że język używany przez Pomorzan tak nieznacznie różni się od polskiego, jak dolnoniemiecki od holenderskiego. Potem pisze, że społeczność Wendów tak jest pogardzana, iż często słowa „Wend”, lub „Słowianin” używane są jako wyzwiska. W obliczu takiej atmosfery i ekonomicznego nacisku niektórzy z wendyjskich kupców i rzemieślników wyparli się swego słowiańskiego pochodzenia
W 1777r pisał Szwajcar Bernoulli podróżując po Kaszubach:
„Ta duża różnica między językiem kaszubskim a niemieckim jest dla szlachty tak nieprzyjemna, że czyni ona wszystko, co możliwe, chociaż bez widocznego powodzenia, aby wprowadzić język niemiecki, a kaszubski wytrzebić”.
Wygląda na to, że tuz po I. rozbiorze Polski pierwsze skrzypce grała już na Kaszubach szlachta niemiecka, a polska nie miała wiele do powiedzenia, mimo powszechnie opiewanej „przysłowiowej tolerancyjności” Fryderyka II. zwanego później przez niektórych „Wielkim”.
Zmiana stosunków narodowościowych i własnościowych na tych słowiańskich terenach odbyła się bez jednego wystrzału...
W XVIII. i XIX. wieku żyła i żyje do dziś na Łużycach niewielka grupa Słowian – pra Wendów - posługujących sie językiem sorbskim. Ci na północy, w Brandenburgii, mówią językiem zbliżonym do polskiego, natomiast ci z południa mieszkający w Saksonii językiem podobnym do słowackiego.
Żyli oni w swojego rodzaju gettach (Kietzen) na przedmieściach miast.
Obecnie jest ich ok. 60 000 i mają problemy z utrzymaniem szkół z językiem sorbskim.
Mam wnuki w Szczecinie. Ziemię wyprzedaje się obcokrajowcom. Nurtuje mnie myśl: dla kogo moje wnuki pracować będą za kilkadziesiąt lat?
Dla siebie? Dla Polski? Są tacy, którzy mówią – jesteśmy w Unii Europejskiej – więc dla Europy…
Przypominam sobie, tak z grubsza:
Cesarstwo Rzymskie trwało ok. 400 lat, Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego ok. 600 lat,
Unia Lubelska 200 lat, Tysiącletnia Rzesza 13 lat...
Unia Europejska będzie....? A co potem?
Podobno protest rolników zawieszono. Czy przestaje się wyprzedawać ziemię?
Mnie osobiście to już nie dotyczy....
Historia magistra vitae est?
Zgryźliwy, moher z zamiłowania - najczęściej jednak bez nakrycia głowy. Uczulony na pogodę. Szczególnie nie lubię wiatrów wschodnich i zachodnich. Dubito ergo cogito.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka