Swego czasu wielce szanowny poseł i filozof Janusz Palikot ogłosił, że wspólnie, ale osobno, będzie z posłem Leszkiem Millerem działał antykoncepcyjnie przeciwko polityce płodzenia bękartów neofaszyzmu przez Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego. Nie interesują mnie czyjekolwiek preferencje seksualne, ale w żaden sposób nie mogę sobie wyobrazić Donka i Jarka w niedwuznacznej sytuacji. Jarek ma prawo czuć wszelkiego rodzaju odrazę do imputowanego mu Donka. Donek natomiast może spłodzić jedynie stadion do pływania, autostradę donikąd i np. jeszcze „Orliki”, na których pasą się nieliczne już na polskich wsiach wolne krowy.
Rzecz nie ma być jednak o nieudaczniku Donku, lecz o śmiesznych i mniej śmiesznych sprawach.
Szanowny poseł Palikot, zwany przez równie mu szanownego, acz nieuzdolnionego w posługiwaniu się językiem polskim Prezydenta, Bronisława Komorowskiego, - Jasiem, postanowił przed niespełna pół rokiem w państwie, przynajmniej prawnie oddzielonym od wszelakiej religii, swój osobisty stosunek właśnie do religii.
A co w tym śmiesznego?
A no właśnie. Szanowny obecnie, równie jak sam Prezydent, niemający jeszcze pojęcia o tym, że będzie posłem, taki sobie – na dorobku transformacyjnym – Palikot chrzci pobożnie swoje dzieci.
Gdzie? Oczywiście, jako człowiek wyznający prawicowe (rzekomo) poglądy - w kościele dzisiejszych oszołomów. W kościele katolickim. Parę lat później, gdy na swoje nieszczęście (i nie tylko swoje) został wybrany na posła do sejmu RP, szanowny Palikot składa przyrzeczenie poselskie, dokumentując przez nikogo nie zmuszany swą postawę religijną słowami - „tak mi dopomóż Bóg”.
Nic w tym śmiesznego. Uciecha zaczyna się, gdy równie szanowny jak sam Pan Prezydent, poseł Jasiu (tak go Prezydent tytułował), rzekomo naśladując pewnego mnicha o nazwisku Martin Luther, ogłasza, że on – Janusz Palikot (i jeszcze ktoś tam inny) – z tym wrednym Bogiem i Jego sługusami, szczególnie katolickimi, nie chce mieć nic wspólnego. Czyni to przyklejając swoje prywatne postanowienie na drzwiach kościelnych o.o. Franciszkanów w Krakowie.
Dlaczego w Krakowie, a nie w Biłgoraju lub Lublinie? A dlatego, żeby to duuuużo ludzi widziało i żeby telewizja nie zapomniała przyjść.
Śmieszne jest to, że Jasiu jako filozof i absolwent katolickiej uczelni nie wie, że Martin Luther żadnych wydrukowanych 95 tez na drzwiach kościelnych w Wittenberg, ani też na żadnych innych mniej, lub więcej świętych drzwiach, nie przybijał.
Swoje tezy Martin Luther przedstawił „drogą służbową” napisane ręcznie, nie drukowane, właściwym terytorialnie i merytorycznie biskupom z Brandenburga i Meinz. Pismo było napisane w sposób skromny, nieobelżywy i nieobrażający nikogo.(Johannes Agricola:”… legte Luther...nach altem Universitätsbrauch gewisse Sätze zur Disputation vor, jedoch in bescheidener Weise und ohne damit jemanden beschimpfen oder beleidigen zu wollen”).
Jasiu zrobił więc z siebie „głupiego Jasia“ robiąc cyrk z przyklejaniem tych swoich demonstracyjnych oświadczeń na drzwiach kościelnych.
Zamiast wielkiego „big bangu” wyszedł zwykły - wstydliwy w towarzystwie - „bździej”.
Doradca Prezydenta, również wielce szanowny i uczony dr historii Tomasz Nałęcz musi, niestety, tego „bździeja” także wąchać, jako że poświadczył (choć z dużą rezerwą) Palikotowi naśladowanie „historycznego” gestu, którego nie było. No cóż. Jacy historycy...
Lepiej by było, gdyby Jasiu usiadł sobie na ławeczce w parku i powiedział Bogu, że Go nieuznaje i że będzie czcił i adorował wyłącznie samego siebie, czyli Jasia Palikota. Tak po prostu w ciszy, zadumie i bez kamer telewizyjnych.
Może Jasiu założy nową religię? Być może. Póki co wsławił sie świńskim ryjem i bieganiem w Sejmie z atrapą, chyba najmądrzejszej części, swojej anatomii – dildo (zwanym pospolicie plastikowym penisem). Pawlak ze swoim tabletem pod pachą przynajmniej był nieco nowocześniejszy. Palikotowe dildo, to nic nadzwyczajnego, wręcz prostackie urządzenie, z prostackiego materiału, twór seryjny.
A rzecz ta, dildo, tak podziwiana przez Jasia Palikota, jest przecież znana od paru tysięcy lat. Zachował się dialog z 3. wieku p.n.e. między paniami Corritto i Metro. Ta druga pragnie wypożyczyć od Coritto jej dildo. Coritto musi jej odmówić, gdyż już wypożyczyła owo urządzenie swojej znajomej, a ta dalej swojej przyjaciółce. Metro uzyskuje jedynie adres fachowca trudniącego się wyrobem tego rodzaju akcesoriów ze skóry.
Panie Palikot! Ze skóry! Nie jakieś tam byle co z plastiku! Szanuj Pan choć trochę polski Sejm! Podam Panu kierunek. Ośrodkiem produkcji i eksportu tego rodzaju urządzeń było miasto sławnego Talesa - Milet. W drogę! Może się coś jeszcze tam znajdzie ze starych zapasów.
Powoli trzeba kończyć z tą niby śmiesznością.
Prezydentowemu przyjacielowi - Jasiowi Palikotowi zachciało się wojny z faszyzmem, dokładnie z neofaszyzmem. Ogłosił to publicznie przy wydatnym choć łącznym, lecz osobnym wsparciu Pana Leszka Millera, którego zapamiętałem sobie jako zadeklarowanego budowniczego socjalizmu już od lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia.
No cóż, faszyzm – brzydka sprawa.
Jako człowiek leniwy, sięgnąłem do najpopularniejszego obecnie źródła wiedzy, do Wikipedii i innych tam internetów.
Dowiedziałem się, że faszyzm wymyślili niezadowoleni z życia socjaliści, których już na przełomie XIX i XX wieku rozczarował sam Karol Marks i brak obiecanej przez niego rewolucji.
Dowiedziałem się również, że faszyzm był najłagodniejszą formą socjalizmu (faszyzm uważany jest przez libertarianów za formę socjalizmu). Socjalizm był, tak jak i jego odmiana – faszyzm, trudny do precyzyjnego zdefiniowania.
Socjalizm naukowy, socjalizm bolszewicki, mieńszewicki, internacjonalny, narodowy, materialistyczny, dialektyczny, demokratyczny itd...
III Międzynarodówka nazywała faszystami socjalistycznych demokratów (teraz wytworniej – socjaldemokratów) – konkretnie, określała ich socjalfaszystami.
Kto by się tam w tym całym socjalistycznym bałaganie połapał. Jedno miały te socjalizmy jednak wspólne – brak szacunku do dekalogu ustanowionego przez Boga, lub jak kto woli przez parę tysięcy lat myśli ludzkiej. Najbardziej poniewierane przykazania to „nie kradnij” i „nie zabijaj” i z fałszywego świadectwa robiono nagminnie prawdziwe, choć odwrotnie też bez problemu się dawało – z prawdziwego świadectwa wykombinować fałszywkę. A tę resztę chciały i chcą te socjalizmy zlikwidować przez likwidację religii.
Cytuję – Wikipedia:
„W 1944 George Orwell następująco skomentował tendencję do szafowania przymiotnikiem „faszystowski” w debacie publicznej:
Słowo „faszyzm” – będące w powszechnym użytku – pozbawione jest niemal zupełnie znaczenia. Słyszałem, jak „faszyzmem” nazwano: rolników, sklepikarzy, Kredyt Społeczny, kary cielesne w szkołach, polowanie na lisa, walki byków, Komitet 1922, Komitet 1941, Kiplinga, Gandhiego, Czang-Kai-Szeka, homoseksualizm, audycje radiowe Priestleya, schroniska młodzieżowe, astrologię, kobiety, psy – i nie pamiętam co jeszcze”.
I dalej Wikipedia:
„W kolejnych latach przymiotnik ‘faszystowski’ był używany przez ZSRR na określenie większości działań państw zachodnich, na zmianę z ‘imperialistyczny’.
W propagandzie był używany często wobec osób lub organizacji, które nie miały nic wspólnego z faszyzmem m.in. propaganda PPR określała jako faszystowskie NSZ. Według słów Stalina powstanie warszawskie było „nielegalne i zorganizowane przez faszystów”.”
I dalej:
„W Polsce istniał szereg ugrupowań faszystowskich, którenie miały styczności z polskimi narodowcami – endecją i radykałami. Był to między innymi Związek Faszystów czy Pogotowie Patriotów Polskich. Po roku 1989 do idei faszystowskiej odwoływał się poniekąd Polski Front Narodowy.”
Panie Jasiu! Gdzie Pan chce znaleźć w Polsce - choćby wśród młodzieży demonstrującej 11. listopada i kiedykolwiek - „neofaszystów”?
Jeżeli już, to w „Krytyce politycznej”, albo w szeregach partii adorującej Pana.
Jest u Pana paru rozczarowanych socjalistów, a tacy i im podobni stworzyli właśnie we Włoszech coś, co obecnie nazywa się pogardliwie faszyzmem.
Taki np. Pan Andrzej Rozenek. Jego członkowstwo w Polskiej Partii Socjalistycznej, później w Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a wcześniej jeszcze powiązania z Socjaldemokracją Rzeczpospolitej Polskiej nie są, rzecz jasna, niczym nagannym, ale świadczą o jego poglądach, które, oczywiście są jego prywatną sprawą. Świadczy ono również o jego silnym parciu do władzy i niezdecydowaniu politycznym, co nie jest także niczym nagannym. Jego 10 lat trwające studia (Politologia na UW) nie doprowadziły ani do ugruntowania jego poglądów politycznych, ani do uwieńczenia dyplomem studiów. Obrażony na tych rozmaitych socjalistów zaczął nagle wielbić Pana Jasia Palikota.
Z obrażonymi socjalistami trzeba ostrożnie. Tak uczy ponoć historia. Niepokój mój jednak budzi zwalczanie przez Pana Rozenka demokracji, która, jak wiadomo, nie jest ustrojem najlepszym, ale obowiązującym.
Otóż, sam słyszałem, jak Pan Rozenek sprzeciwiał się sądzeniu gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Wiadomo, że część Narodu uważa generała za zdrajcę, a część zawierająca Pana Rozenka za bohatera. Normalnie, jeżeli jest jakiś spór i nie można dojść do ugody, to takie sprawy rozstrzyga niezawisły sąd. Pan Rozenek sprzeciwiając się procesowi tym samym odmawia gen. Jaruzelskiemu prawa do oczyszczenia go przez sąd z postawionych mu zarzutów czyli do ew. uniewinnienia.
Obawiam się dalej, że gdyby Pan Rozenek dorwał się do władzy, to np. o winie złodzieja, który ukradł komuś rower rozstrzygało by głosowanie gapiów. Ci mogli by np. orzec, że złodziej jest niewinny, bo wprawdzie ukradł, ale ma takie ładne oczy...
Coś, jak z Panią Beatą S. Łapówkę wzięła, on tak ładnie pachniał, ale żal piersi ściska, że jej nie uwiódł...
Póki co, to Pan Rozenek i cała palikociarnia ma wyłapywać plemniki faszystów, aby ci nie płodzili cichcem neofaszystów. Dlaczego nie neobolszewików? – Tych jest przecież pod dostatkiem, są też „cięższym przypadkiem” i oni także nie podobają się naszej Konstytucji.
Ja proponuję członkom Ruchu Adoracji Palikota postukanie się tym plastikowym palikotowym dildo w głowy dla polepszenia zdrowia psychicznego (wizytę u profesora Niesiołowskiego odradzam).
Jak dojdziecie do siebie, zapoznajcie się z prawem Mike Godwin’a z 1990 roku.
Mowi ono (za Wikipedią, w parafrazie):
„W tradycji użytkowników wielu grup Internetu wątek, w którym w jednej z wypowiedzi pojawia się porównanie do nazizmu lub Hitlera, uważany jest za skończony, a ponadto uznaje się, że osoba, która użyła tego porównania, „przegrała” dyskusję. Obecnie reguła ta rozciąga się na wszelkie inne sposoby komunikacji internetowej.”
W 2007 „The Economist” stwierdził, że „w większości dyskusji dobrą zasadą jest, że pierwsza osoba, która wyzwie drugą od nazistów, automatycznie przegrywa dyskusję”.
Przyjmijcie tę zasadę także do tej łagodniejszej odmiany tych zbrodniczych socjalizmów – do faszyzmu. Przegrańcy.
Zgryźliwy, moher z zamiłowania - najczęściej jednak bez nakrycia głowy. Uczulony na pogodę. Szczególnie nie lubię wiatrów wschodnich i zachodnich. Dubito ergo cogito.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości