Podobnie jak w przypadku notki o Whitesnake bohaterem niniejszej nie będzie frontman i spiritus movens zespołu, czyli Phil Lynott, lecz gitarzyści tej niezapomnianej kapeli hardrockowej. Bo podobnie jak w Whitesnake, brzmienie Thin Lizzy w znacznej mierze oparte było na jednoczesnej grze dwóch gitarzystów solowych.
Przez Thin Lizzy w jej twórczym okresie, czyli w latach 1969-1983, kiedy liderem był Phil Lynott, przewinęło się 8. znakomitych gitarzystów. Już same nazwiska robią wrażenie: Eric Bell, Gary Moore, Brian Robertson, Scott Gorham, Midge Ure, Dave Flett, Snowy White, John Sykes. Przypomnę dzisiaj kilka par gitarowych Thin Lizzy w akcji.
Najdłużej grającym gitarzystą w tym okresie w Thin Lizzy (1974-1983) był Amerykanin Scott Gorham. Dlatego pojawiać się będzie w każdej parze.
Na początek para Scott Gorham & Gary Moore w typowej dla Thin Lizzy "wymiatającej" akcji. "Don't Believe a Word" w ich wykonaniu, to istna jazda na rollercosterze.
Dla mniej zorientowanych dodam, że Scott Gorham, to ten wyższy, z dłuższymi włosami, no i generalnie przystojniejszy.
I drugi fragment koncertu z udziałem tej pary gitarzystów. Tu słychać już typową dla "Thin Lizzy" melodyjną, dwugłosową grę gitar.
Następna para, to Scott Gorham i Brian Robertson. Myślę, że oni dwaj grali najbardziej melodyjnie w Thin Lizzy. Ich gra przypominała momentami dokonania Wishbone Ash.
Jeszcze jeden przykład wspaniałego uzupełniania się tych dwóch gitarzystów. Mimo solowych popisów, w końcu wracają do wspólnej, melodyjnej gry. W dodatku genialnie uzupełnia ich tutaj Phil Lynott na basie. To chyba najpiękniejszy utwór w dorobku Thin Lizzy.
Kolejna para to Scott Gorham i Snowy White oraz bardziej rockandrollowa wersja Thin Lizzy.
I na koniec para Gorham - John Sykes. Przed przystąpieniem do Whitesnake John Sykes wprawiał się w "grze deblowej" w Thin Lizzy.
Polecam moje aukcje płyt na Allegro.
Inne tematy w dziale Kultura