W 1975 roku od Genesis odchodzi Peter Gabriel. Przy mikrofonie zastępuje go perkusista Phil Collins. Wydawac by się mogło, że to była zmiana na gorsze. Gabriel przez lata współpracy z Genesis wypracował sobie znakomitą pozycję, był niekwestionowanym liderem zespołu, prawdziwym show- i frontmanem.
Jednakże w rozpatrywanym przeze mnie wątku balladowych kompozycji Genesis ta zmiana wyszła na dobre. Począwszy od albumu "A Trick of the Tail" widzimy Genesis piękny, harmonijny, a ballady nie są już rzadkością.
Tak jak ta gitarowo-syntezatorowa. Entangled.
Na tym albumie jest jeszcze jedna piękna ballada - "Mad Man Moon". To prawdziwa perła w dorobku Genesis. I tu właśnie Collins wznosi się na wyżyny swoich talentów wokalnych, ciepło, tęsknie, wyśpiewuje tekst, w którym roi się od postaci z legend i baśni. Od strony kompozycyjnej widzimy tu Genesis w dawnej, progresywnej formie, choc przejście do rockowego przyspieszenia jest jakby delikatniejsze.
Kolejny album Genesis to "Wind & Wuthering". W moim przekonaniu dzieło wybitne, jedno z najlepszych w dyskografii grupy. I w dodatku zawierające najwięcej balladowych klimatów. Pierwszy w kolejności to utwór "One for the Vine". Collins ciepłym, delikatnym głosem, często falsetem wyśpiewuje historię człowieka, który został wzięty przez ludzi za Jezusa i co z tego wyniknęło.
Kolejny wielki utwór tego rodzaju na tej płycie to "Blood on the Rooftops". Opowiada historię starszego małżeństwa, które zamyka się w swoich czterech ścianach przed wszystkim, co mogłoby zburzyć bądź naruszyć ich spokój.
"Afterglow" to już właściwie ostatni piękny balladowy utwór wyśpiewany przez Collinsa w Genesis. Na kolejnych płytach, po odejściu Steve'a Hacketta Collins śpiewa już inaczej - ostro, wysoko, drapieżnie, hardrockowo. Zniknie gdzieś ten piękny falset, odziedziczony po Peterze Gabrielu. Szkoda, bo późniejsze "Follow You, Follow Me" to już nie to...
Inne tematy w dziale Kultura