Najpierw, zanim przejdę do rozważań czysto muzycznych, chciałbym przeprosić gorąco moich wiernych (wierzę, że takich już mam!) Czytelników za moją 2-tygodniową nieobecności na blogu. Przyczyny są następujące – 03.04. były imieniny Ryszarda, 10.04. była rocznica katastrofy smoleńskiej. W pierwszym przypadku byłem nieobecny duchem (J), w drugim – i duchem, i ciałem.
JEST RIFF, JEST PRZEBÓJ
Dlaczego riff?
Wikipedia podaje: „
Riff w muzyce
rockowej (i gatunkach muzycznych wywodzących się z rocka jak np. w
heavy metalu) to krótka melodia,
motyw lub pojedyncza
fraza, zwykle część dłuższego
solo, często otwierająca utwór i potem powracająca wielokrotnie w czasie jego trwania. Riffy są najłatwiej "wpadającymi w ucho" częściami utworów rockowych.
Riffy były ważną częścią
bluesa i większość riffów używanych w muzyce rockowej, to kopie lub rozwinięcia riffów bluesowych.”
Wygląda więc na to, ze riff to niezwykle ważny element rockowych i bluesowych kompozycji. Dlatego postanowiłem poświecić mu ten krótki wpis. Zobrazuje go kilkanaście znakomitych moim zdaniem riffów, wśród których są i najwybitniejsze w historii rocka.
Riff jako metoda komponowania
Wygląda to mniej więcej tak – gitarzysta zespołu (czasami basista) będąc pod wpływem jakichś emocjonalnych okoliczności (natchnienie?) lub po spożyciu, układa kilka (kilkanaście) dźwięków na 2-3 strunach swojej gitary i biegnie do kolegów z zespołu. Ci zaś miejsca między powtarzającym się riffem wypełniają treścią muzyczną i tekstem. I już, gotowe, jeśli riff jest melodyjny, chwytliwy – przebój murowany.
Proces ten najlepiej zobrazować na przykładzie zespołu Iron Butterfly i jego nieśmiertelnej kompozycji „In-A-Gadda-Da-Vida”. Oto będący niewątpliwie po spożyciu gitarzysta wtacza się do pokoju, gdzie przebywa reszta zespołu i bełkocząc niewyraźnie tytuł „In The Garden of Eden” („W rajskim ogrodzie”) gra na gitarze wymyślony przed chwilą riff. Zespół dodaje do niego melodię, trochę tekstu, rozwlekłe, kilkunastominutowe psychodeliczne solo perkusyjne, pozostawia „bełkotliwą” pisownię tytułu („In-A-Gadda-Da-Vida”), która później okaże się marketingowo prawdziwym „strzałem w dziesiątkę” i jest gotowy tytułowy utwór płyty, która sprzedała się w 4 mln egzemplarzy!
Przypomnijmy sobie ten wspaniały riff, na szczęście w wersji skróconej.
Zacznijmy od Rolling Stonesów
Na moje oko moda na riff jako sposób komponowania utworów rockowych rozpoczęła się w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, a swoją kulminację osiągnęła w dekadzie następnej.
Dochodzenie, kto w historii muzyki „niepoważnej” ułożył pierwszy riff byłoby mniej więcej tym samym, co ustalanie co było pierwsze – jajko czy kura. Moim skromnym zdaniem pierwszym nowoczesnym riffowym utworem rockowym, co ważne niezwykle popularnym do dziś jest „Satisfaction” „The Rolling Stones”. Prosty riff, świetna melodia – to jest to!
Genialny Led Zeppelin
Jako rzecze Wikipedia, riff wywodzi się z bluesa i bardzo często w rocku wprost kopiowane były riffy bluesowe. Najbardziej chyba znanym i głośnym przykładem takiego „kopiowania” (które zresztą zakończyło się sprawą w sądzie) jest „Whole Lotta Love” Led Zeppelin (riff skomponowany przez bluesmana Willego Dixona). Jednakże „wypełnienie” przestrzeni pomiędzy powtarzającym się riffem to dla kompozytorów rockowych najtrudniejsze wyzwanie. I tu muzycy LZ sięgnęli geniuszu – stworzyli utwór absolutnie genialny, nieśmiertelny, moim zdaniem najlepszy „riffowy” utwór w historii rocka.
Riff band Deep Purple
Dla fanów Deep Purple (do których po części też się zaliczam) być może takie określenie ich ulubionego zespołu jest nieco krzywdzące. Ale faktem niezaprzeczalnym jest, ze muzyka Deep Purple w zdecydowanej większości oparta jest właśnie na wiodącym riffie gitarowym. I nie jest to broń Boże zarzut z mojej strony, dokonania kompozytorskie w tej materii, szczególnie byłego gitarzysty Ritchiego Blackmore’a są niezaprzeczalne. A kilka z nich wymienianych jest w dziesiątce najlepszych riffów w historii. Jak choćby „Smoke on the Water”.
Albo energetyczne „Black Night”…
Budgie
Ten zespół chyba jak żaden inny zespół rockowy oparł swoje kompozycje na riffach gitarowych, z tym, że tutaj kompozytorem większości jest basista i wokalista grupy Burk Shelley. Liczne albumy Budgie zawierają nieskończoną liczbę pięknych riffów i to granych zarówno na gitarze prowadzącej, jak i (a może nawet częściej) na basie. Dobrym przykładem będzie tutaj niewątpliwie „Bredfan”.
Heavy metal
Nie można tutaj zapomniec o tej ważnej gałęzi muzyki rockowej, tym bardziej, że muzyka heavy metalowa jest oparta wyłącznie na riffie, z tym, że najczęściej basowym. Prekursorami byli tu oczywiście „Black Sabbath”. Weźmy za przykład utwór „Iron Man”. Wybrałem go również dlatego, ze tutaj riff jest jednocześnie melodią utworu, co zdarzało się raczej sporadycznie.
Współczesne zespoły heavy metalowe kontynuują „riffową” tradycję prekursorów z „BS”. Dotyczy to również zespołów bardziej ambitnych, z kręgu metalu progresywnego. Na przykład „Dream Theater” – tu kompozycja „Panic Attack”, w której riff grany jest z zawrotną szybkością przez 3 instrumenty jednocześnie – gitarę basową, prowadzącą i syntezator. Efekt – piorunujący.
Bluesrock
Ale wróćmy do korzeni riffu. Jako się rzekło najpierw był blues. Nie jestem zbyt wielkim fanem tego nurtu muzyki, zajmę się więc riffami zespołów bluesrockowych.
Największym chyba przedstawicielem tego gatunku wśród gitarzystów jest Eric Clapton. No i riff gitarowy, jaki wymyslił do „Layli” – czołówka światowa!
Drugi gigant bluesrocka to dla mnie Alvin Lee, gitarzysta i lider grupy „Ten Years After”. Alvin Lee jest kompozytorem wspaniałych riffów gitarowych, jak choćby do utworu „Love Like a Man”. Dla Alvina Lee riffy sa zwykle (tak jak dla J. Hendrixa) jedynie wstępem do niesamowitych solówek.
Riff nie tylko gitarowy
W tym mini rozdziale zasygnalizuję tylko, że zdarzały się piękne riffy również grane na innych instrumentach, niż gitara, przede wszystkim na instrumentach klawiszowych. Przychodzą mi tu na myśl jako przykład dwa riffy z kręgu muzyki progresywnej, która raczej opiera się na melodii, a nie na riffie. No na przykład – któżby skojarzył zespół „Procol Harum” z riffowaniem? A jednak, jeden z najpiękniejszych riffów, tym razem fortepianowy, możemy znaleźć w utworze „Fires-Which Burnt Brightly”.
Drugi wspaniały riff, tym razem organowy, wokół którego zbudowany został genialny utwór, to kompozycja grupy U.K. „Randevous 6.02.”.
O riffie bez końca
Jak widać z powyższego riff w muzyce rockowej, to temat rzeka, można by o nim pisać i pisać. Ja tu w swojej mini monografii jedynie dotknąłem delikatnie powierzchni tego tematu, bo przecież moim zamiarem nie była praca naukowa, tylko zabawa, w której, mam nadzieję, i Wy znaleźliście odrobinę przyjemności.
Temat riffu zakończę więc na wesoło. Otóż był on tak popularny w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku (jako metoda kompozycji), że doczekał się, jako właśnie metoda, swojego pastiszu. Jak już wspominałem skomponowanie riffu nie jest trudne – najtrudniejsze jest „wypełnienie” muzyką przestrzeni pomiędzy powtarzającymi się riffami. Z tym jest największy kłopot. I takie właśnie „męki” riffowców wyśmiali wspaniale (tworząc zresztą przy tym znakomity riff) muzycy holenderskiej grupu „Focus” – w utworze „Hocus Pokus”.
I jeszcze moja „10” najlepszych riffów w historii muzyki rockowej:
1. „Whole Lotta Love” – Led Zeppelin
2. „Smoke on the Water” – Deep Purple
3. “Purple Haze” – Jimi Hendrix
4. „Satisfaction” - The Rolling Stones
5. „Layla” – Derek and the Dominos
6. „Crossroads” – Cream
7. „Black Dog” – Led Zeppelin
8. „Love Like a Man” – Ten Years After
9. “Iron Man” – Black Sabbath
10. “Bredfan” – Budgie
Czekam na Wasze propozycje – po 10 riffów, wybierzemy wspólną najlepszą
dziesiątkę.
Kolejna notka za 2 tygodnie o 18.00. (Wielkanoc!).
Inne tematy w dziale Kultura