Myślę tu o wszystkich politycznych stronach polskiej rzeczywistości - od rządu prawicy, przez prezydenta po koalicję 13 grudnia. Uważam, że wobec agresywnej postawy Federacji Rosyjskiej, która jest realnym zagrożeniem dla Polski, jej demokratycznych sąsiadów i całego NATO sprawą jakby w sposób oczywisty się narzucającą jest kwestia Obwodu Królewieckiego. Dla Polski, Estonii, Łotwy i Litwy stanowi on bezpośrednie zagrożenie. Jakoś nikomu do tej pory nie przyszło na myśl, by zacząć naciskać na Rosję, by zdemilitaryzowała ten obszar. Okazja obecnie nadarza się znakomita - Donald Trump naciska na Putina w sprawie zakończenia wojny na Ukrainie, mógłby do pakietu żądań ze strony Ukrainy i jej sojuszników dorzucić i demilitaryzację Królewca. Bo po co Rosji napakowany wojskiem i rakietami obwód królewiecki? Do obrony? Czego? Kogo? Oczywiste jest, że będzie służył do ataku na państwa sąsiednie. A nasi politycy nie odrobili lekcji sprzed II wojny światowej, kiedy Niemcy dzięki posiadaniu uzbrojonych po zęby Prus Wschodnich mogli od północy oskrzydlić polskie wojska i maszerować na Warszawę. Dzisiaj sytuacja może się powtórzyć, wszak Królewiec jest położony dalej na zachód, niż Warszawa. No ale jakoś nie widać tego typu inicjatywy, nawet ze strony prezydenta. Czy znajdzzie się wreszcie ktoś mądry i odważny?
Inne tematy w dziale Polityka
