Zastanawiam się kogo Pan Bóg chce ukarać, gdy przedwcześnie zabiera wartościowych ludzi? Chce ukarać rodzinę, kulturę, czy tego, kto odchodzi? A może człowiek, tu na ziemi, dojrzewa jak owoc, a potem boska dłoń zrywa go i odkłada do spiżarni lub przekazuje do własnej pracowni? W każdym bądź razie 52 lata, jak na warunki ziemskie, to zbyt krótko. Mógł jeszcze zrobić dużo dobrego.
Ireneusz Marciszuk (1967-2019), znakomity fotografik posługujący się autorską techniką i skrupulatny dokumentalista, był człowiekiem trzech wymiarów: historii, historii sztuki i fotografiki. Historia i historia sztuki dawały mu wiedzę, a fotografika niezwykłą umiejętność wnikania w głąb przeszłości – poprzez dostrzeganie i interpretację szczegółów. I to był jego świat życia, pasji i dociekań. Swoją karierę zaczynał w 1995 r., jako fotograf uniwersytecki KUL; od 2007 r. był już pracownikiem Instytutu Historii Sztuki KUL. Jego obszarami zainteresowania były zabytki Lublina, a także eksponaty znajdujące się w Muzeum KUL oraz osobne światy: greckokatolickiej cerkwi, witraży kościołów województwa lubelskiego, folkloru ludów karpackich, sztuki cmentarnej w Polsce i na Kresach oraz wiele innych dziedzin pobocznych. Projektował okładki ważnych książek, współpracował z wieloma czasopismami, a także z Wydziałem Filozofii KUL, z Regionalnym Ośrodkiem Studiów i Ochrony Środowiska Kulturowego w Rzeszowie, Ośrodkiem Studiów Polonijnych i Społecznych PZKS w Lublinie, z Politechniką Łódzką, Podhalańskim Towarzystwem Opieki nad Zabytkami itd. W tym świecie uczestniczyła jego ukochana żona – Katarzyna, również historyk sztuki zajmująca się Huculszczyzną.
Jako środek wyrazu w swojej twórczości wybrał wystawy. Wystawiał w Polsce i poza jej granicami. Zaczynał od 1992 r. Najpierw udziałem w wystawach zbiorowych, potem indywidualnie. Pierwsza wystawa zbiorowa nosiła tytuł „Lublin miastem pogranicza różnych kultur” (Polska, Niemcy 1992), kolejna „Renesans w Polsce – renesans lubelski” (Lublin, Kopenhaga 2001). Pierwsza indywidualna pojawiła się w 1997 r. pod nazwą: „Lublin w fotografii Ireneusza Marciszuka”, potem kolejne: „Lublin od podszewki” (Lublin 2009, 2010); „Pod strzechą i dechą. Światłem malowane…” (Lublin 2010); „Lublin – miasto świętego Antoniego cz. I i II” (Lublin 2010, 2011); „Lublin – pod płaszczem opieki ukryty” (Lublin 2011, 2012, 2016); „Lublin – sen Leszka Czarnego” (Lublin 2012, 2016); „Lublin w poszukiwaniu dawnego piękna” (Lublin 2012); „Piękno natury w fotografii” (Lublin 2013, 2015), „Cenne czy niechciane – witraże kościołów woj., lubelskiego” (Lublin, Łuków, Kraków 2014, 2015). Jego prace wykorzystywane były również w innych wystawach zbiorowych, np.: „Współczesny obraz pasterstwa karpackiego” Lublin 2017 r. Współpracował także z lubelskim Oddziałem IPN. I tu kolejne wystawy: „Młodzież z partią… się rozliczy”, „Wolność jest tam, gdzie są wolni ludzie”, „Zaczęło się lipcu. Solidarność w Regionie Środkowowschodnim 1980-1989”.
Był także miłośnikiem gór: Karpat i Sudetów oraz współorganizatorem wielu karpackich wypraw, które owocowały kolejnymi wystawami, m.in.: „Zabytki na karpackich bezdrożach”; „Za górą – historia cerkwi w Łopience”. Wszystkie wystawy, które organizował lub współorganizował, jak również wydane albumy z jego zdjęciami, a ostatnio również zredagowana przez Irka strona internetowa, były wyrazem promocji Instytutu Historii sztuki KUL.
***
Jakim był na co dzień? Jego potężna fizycznie postać nosiła w sobie dużą wrażliwość nie tylko kulturową, ale również tę ludzką. I tu ciekawostka… jest taki moment w procesie gromadzenia wiedzy, że nie zapominając o niczym, nagle, mimo woli, zaczyna się mówić bardziej o człowieku, niż świecie, który on stworzył. I tak właśnie było z Irkiem. Po świecie ludzkich kultur poruszał się z dużą swobodą i wyczuciem. Każdemu odwiedzającemu jego wystawę potrafił poświęcić dużo czasu tłumacząc jej myśl, a także pokazywane w niej szczegóły. Był nie tylko cierpliwy, ale również otwarty na drugiego człowieka. Chciał mu przekazać posiadaną wiedzę i wyciągnięte z niej wnioski – za darmo. Wiedział bowiem, że wiedza buduje, kojarzy przyjaźnie oraz redukuje zbyteczne napięcia. Za pomocą wystaw i tej swojej otwartości chciał zbudować lepszy świat, niż ten w którym uczestniczył.
***
Nasze rozmowy zawsze były niezwykle interesujące. Irek swoją pracownię miał na poddaszu starego budynku KUL (3 piętro). Wbiegałem po schodach niesiony ciekawością, co też owe dzisiejsze „dziś” nam przyniesie. I nie ma w tym żadnej przesady, ani kokieterii. Tak było. Rozmowy zaczynały się banalnie, ale w pewnym momencie następował „zapłon” i od tej pory stawały niedokończonymi. Często przerywał je telefon żony, oznajmiający, że już czas do domu. Planowaliśmy konfrontację dwóch światów w formie wzajemnego wywiadu. Irek miał reprezentować „pogranicze” lubelskie, ja ziemie zachodnie (w tym przeniesione tam kresy) i Śląsk. Zupełnie niespodziewana śmierć brutalnie przerwała te plany. Zabrała go 09. sierpnia 2019 r. na Huculszczyźnie w Werchowynie (przed wojną – Żabie) podczas kolejnej wyprawy etnograficznej. Polsko-ukraińskim zespołem kierował prof. Janusz Gudowski. Irek pochowany został 24.08.2019 na cmentarzu wojskowo-komunalnym przy ulicy Lipowej w Lublinie (od ul. Białej). Za swoją ogromną pracę i wielkie zaangażowanie otrzymał tylko jedno wyróżnienie w 2019 – medal z okazji 700-lecia miasta Lublina. I gdyby nie przyjaciele, odszedłby niezauważony.
Obszerniejszy życiorys Zmarłego, autorstwa żony Katarzyny Tur-Marciszuk, ukaże się w najbliższym numerze „Czasu Solidarności” w Lublinie. Oprócz żony zostawił dwóch dorosłych synów.
PS. W opracowaniu korzystałem z informacji zamieszczonej na stronie internetowej Instytutu Historii Sztuki oraz z opracowania Katarzyny Tur-Marciszuk.
Inne tematy w dziale Rozmaitości