Cześć II
Czego zabrakło? Zabrakło powszechnej edukacji adekwatnej do: 1) geopolitycznego położenia naszego państwa, 2) sytuacji w naszej kulturze. Być może dlatego min., ogólnie, polskie społeczeństwo nie potrafi ze sobą rozmawiać, nie potrafi rozumować ani kategoriami geopolitycznymi, ani kulturowymi. W dużej mierze stało się bezideowe, samo jest byle jakie i dlatego pozwala na bylejakość, tworząc rzeczywistości „na niby”. Młodzież swoją potrzebę wolności realizuje nie w realnym życiu codziennym, lecz w internecie. To bomba z opóźnionym zapłonem. Nie widać też szczególnej aktywizacji Kościoła, bo w zestawieniu wartości katolickich z protestanckimi zwycięża egoizm tych ostatnich. Dzieło Jana Pawła II nie jest wykorzystane i nadal jarmarcznieje. Musimy się więc zastanowić nad swoją przyszłością, bo na takich parametrach kulturowych państwa nie zbudujemy.
Bez rozumienia istoty swoich dziejów, nie będziemy w stanie odzyskać własnych mitów kulturowych, swojego kulturowego posłannictwa – tak, właśnie, posłannictwa. Bez odczucia sensu swojej pracy nie stworzymy żadnej własnej myśli gospodarczej. Bez wytyczenia jasnych celów nie odbudujemy szkieletu państwa, ani ludziom nie stworzymy akceptowalnej perspektywy rozwoju. Ten cel musi zostać wyartykułowany! – choćby w takiej formie, jak niegdyś zrobił to Rząd Narodowy w Powstaniu Styczniowym, czy Polskie Państwo Podziemne w okresie okupacji. On musi być i musi żyć, tak samo, jak my wszyscy.
W ostatniej wojnie nie tylko wymordowano nam tradycyjną inteligencję, a więc naturalnych kustoszy i depozytariuszy polskiej kultury i przewodników, ale również tych, co pozostali, skłócono w stopniu do dziś powszechnie nie uświadomionym. Poprzez poznawanie polskiej historii nie tylko zaczynamy rozumieć samych siebie, rozpoznawać własną logikę działania i kod kulturowy, ale uzyskujemy dodatkowo niezwykłą wartość dodaną, jaką jest uspokojenie. To właśnie uspokojenie usposabia ku realizacji dobra wspólnego. Człowiek posiada bowiem większą skłonność naturalną do wzajemnej solidarności i porozumienia, niż wzajemnej wrogości. Tę tendencję odwróciły systemy komunistyczne, które przez ok. 50 lat prały nam mózgi.
Jest więc gotowość, ale nie ma materii, ani idei dla tworzenia nowej i zdrowej wspólnoty. Tragedia wiec z tego powodu czai się już w opłotkach. Co więc robić?
***
Jesteśmy narodem katolickim – do takiego stopnia, że w naszej kulturze nie sposób oddzielić tego, co katolickie od tego, co świeckie. Można je udoskonalać, ale nigdy sztucznie rozdzielać lub, gorzej, antagonizować. Płaszczyzna porozumienia istnieje, jest nią wspólna aksjologia, wspólna cywilizacja i stosowna tolerancja. Huntington w „Zderzeniu cywilizacji” problem pokazał w sposób dostatecznie jasny. Jeżeli natomiast ktoś nie rozumie, że katolicyzm i własna historia są jedynymi naszymi płaszczyznami porozumienia, to bardzo dokładnie i bez cienia złudzeń, ten problem, wytłumaczą mu muzułmanie. W tamtym świecie alternatywy nie ma – albo przechodzisz na szariat, albo tracisz głowę. I nie ma co ich rozdzielać na mniej radykalnych i bardziej, bo gdy wchodzi w grę łupienie, to odbywa się ono na tych samych zasadach wszędzie. Zbieranie siły (przepraszam, muszę dosadnie), to nie jest jedzenie chleba z kiełbasą, lecz odwoływanie się do wspólnych celów i wartości, wspólnej przeszłości i do szukanie porozumienia.
Więcej, nasza kultura narodowa została zbudowana na wzorcach greckich i rzymskich opartych na demokracji. Nasi wykształceni przodkowie po historii antycznej poruszali się z taką samą swobodą, jak po własnej. Odwołania do dziejów starożytnych i religijnych pomagały im w opisie prawdy. Dziś nie ma nawet średnich szkół klasycznych i tamten czas, wraz z polskim dorobkiem kulturowym, stają się niezrozumiałe. W ten sposób tracimy więc kontakt z własną historią, kulturą, rozumieniem siebie i świata. Coraz łatwiej nas oszukać i wprowadzić w błąd. Stajemy się coraz bardziej bezbronni i nikomu niepotrzebni. Celem państwa jest realizacja dobra wspólnego, a nie dążenie do zdobycia władzy, która za pomocą narzuconego prawa, prowadzi do dyktatury. Przerabialiśmy to już w okresie zaborów i w PRL.
Obecny czas staje się coraz bardziej niepewny pod względem materialnym i ideowym. Dobro zaczyna przegrywać ze złem a dobro wspólne z państwem prawa rozumianym nie w kategoriach cnoty, porządności i wzajemnej solidarności, lecz dyktatu praw służącym oligarchom lub kolonializmowi. Przykładów patologii tego kierunku, na co dzień, dostarcza historia. Używając więc przenośni, wydaje się, że diabeł zaczyna wygrywać z Bogiem. Świat zachowuje się tak, jakby Fukuyama miał rację: jakby skończyła się idea Boga, jakby skończyła się historia, ideologia, a więc wszystko, co duchowo spinało naszą cywilizację. Tak jednak nie jest. A skoro tak nie jest, to musimy wrócić do swoich cywilizacyjnych korzeni, wyjaśnić sobie co to są wartości chrześcijańskie, co to jest dobre państwo, kultura, co to jest dobro wspólne, złoty środek, cnotliwość (porządność), dobre wychowanie, prawda itd. Znajomość tych terminów to nie jest opcja kościelna, lecz podstawa wiedzy o naszej cywilizacji, bez których nie będziemy zdolni niczego pozytywnego skonstruować; nie będziemy też rozumieli co do siebie mówimy, a nasze chęci porozumienia rozpłyną się w rozbieżnych interpretacjach.
Polską drogą jest republikanizm i demokracja. Ta ostatnia może przynieść korzyści dopiero wówczas, gdy społeczeństwo osiągnie odpowiedni stopień dobrego i spójnego wykształcenia, wspólnotowego wychowania, poczucia tożsamości i porządności (cnoty) opartej na normach moralnych. Ta porządność jest nam potrzebna nie tylko do wzajemnych relacji, ale szczególnie w biznesie. Niezbędna jest też pomoc Kościoła katolickiego, który powołany jest stać na straży ogólnych wartości cywilizacyjnych, a w Polsce na straży zasad katolickich, które powinien rozwijać poprzez powrót do szpitali, przedszkoli, żłobków, do działalności spółdzielczej, a nawet biznesowej. Kompromis w Polsce musi być oparty na zasadach katolickich – po prostu nie mamy innego wyjścia. Po okresie dewastacji kulturowej, jakiej dokonał w nas komunizm i postkomunizm (III RP), staliśmy się ofiarami źle zorganizowanego państwa i stosownie do niego bałamutnego sposobu myślenia. I na te fakty nie mamy się co obrażać.
***
Niniejszy artykuł nie ma być projekcją nowej koncepcji państwa (nie mam do tego należnych kwalifikacji), lecz ma zwrócić uwagę na właściwy kierunek zmian. Trzeba wrócić do Arystotelesa, także do Platona. Do Tomasza z Akwinu, który zsyntetyzował projekcje państwa dokonana przez Arystotelesa i Platona, ale również do Machiavellego, Hobbes’a (umowa społeczna), Sorela i polskiej adaptacji jego koncepcji przez Stanisława Brzozowskiego i Kazimierza Zakrzewskiego; do Feliksa Konecznego, Jana Pawła II, a także do najwybitniejszych polskich myślicieli i polityków – od średniowiecza do czasów obecnych. Zacznijmy od początku, a więc od szkoły krakowskiej Pawła Włodkowica (1370- 1435 - tolerancja wobec pogan) i Stanisława ze Skarbimierza (1365-1431, idea wojny sprawiedliwej), poprzez Mikołaja Kopernika (1473-1543, filozofia przyrody), Andrzeja F. Modrzewskiego (1503-1572, twórcy nowoczesnego programu ówczesnej Polski), Stanisława Orzechowskiego (1513-1566, teoretyka demokracji szlacheckiej), ks. Piotra Skargi (1536-1612, ideologa kontrreformacji), niedocenionego Jana Zamoyskiego (1542-1605), jednego z najwybitniejszych polskich myślicieli praktyków XVI w., a także Walentego Pęskiego (1630-1681, teoretyka sarmatyzmu i złotej wolności). Oczywiście nie po to, aby wskrzesić ustrój szlachecki (bo tak często jest rozumiane), lecz po to, aby wyczuć tętno polskiej myśli i polskiego serca.
Nie wstydźmy się, to było nasze. Aby wbić słupy graniczne w dzisiejszą Polskę i zakotwiczyć nasz wspólny skromny majątek, musimy posiadać swoją tożsamość i swoje dzieło tysiąclecia. Każda własność musi więc mieć swojego właściciela – własność bezimienna nie daje żadnych praw ani przywilejów. W okresie baroku prym wiódł, Andrzej M. Fredro (1620-1679, ideolog doskonałości ustrojowej Rzeczypospolitej). W oświeceniu nastąpił już wysyp indywidualności: ks. Stanisław Konarski (1700-1773, który „odważył się być mądrym”), Jan Śniadecki (1758-1830), Stanisław Staszic (1755-1826, zwolennik oświeceniowej reformy społeczeństwa polskiego), Hugo Kołłątaj (1750-1812, rzecznik monarchii konstytucyjnej). Nieszczęsny dla nas wiek XIX zdominował nasza kulturę w kierunku odzyskania państwowości i niepodległości. Klęska Powstania Listopadowego wyzwoliła niezwykłą energię. To dzięki niej narodziło się kilka kierunków politycznych, w tym mesjanizm (Mickiewicz, Hoene-Wroński (1778-1853), Towiański (1799-1878), August Cieszkowski(1864-1894). Nie musimy do niego wracać, ale musimy wiedzieć na czym on polegał, bo to był element drogi do Niepodległej.
Myśliciele pozytywistyczni skupiali się wokół „Przeglądu Tygodniowego” , a więc Aleksander Świętochowski (1849-1938), Adolf Dygasiński (1939-1902). Szkoła lwowsko-warszawska wydała takie nazwiska, jak: Stanisław Ajdukiewicz (1890-1963), Tadeusz Kotarbiński (1886-1981), Alfred Tarski (1901-1983), Władysław Tatarkiewicz (1886-1980).
Druga RP była spełnieniem wiekowych marzeń. Na ten sukces złożyła się praca nie tylko kilku ludzi, lecz całych pięciu pokoleń Polaków, polskich dworków, polskiej inteligencji, literatury, powstań narodowych, postawy Matek-Polek, osób najwybitniejszych pod względem naukowym, wojskowym – w Polsce i na emigracji oraz polityków i zwykłych ludzi, którzy zdecydowali się zaryzykować życiem i stanąć do obrony ojczyzny w 1920 r. I wówczas poczucie prawdziwej niepodległości wyzwoliło w Polakach prawdziwie twórczą moc.
Na tym polu musimy wyróżnić Jana Ludwika Popławskiego, z którego i Dmowski i Piłsudski, którzy później stali się ideologami-praktykami polskiej myśli politycznej. Wciąż walczymy nad ich trumnami, tak jakbyśmy nie zdawali sobie sprawy, że czas nie czeka na malkontentów. Pozostali, to Korfanty i Witos.
Po II wojnie zaczyna działać selekcja negatywne i z poszczególnych uczelni zaczynają być relegowani najwybitniejsi profesorowie, a na ich miejsce wstawiani często partyjni aparatczycy. Kończy się polska myśl, zaczyna sowiecki poligon doświadczalny. Ktoś napisał sentencję, która jest przesadna, lecz w swej istocie zawiera pewna prawdę: „PRL najpierw mianował swoich profesorów, a potem uwierzył w to, co napisali”. W miarę stabilny pozostaje tylko polski Kościół katolicki. Najwybitniejsi w okresie PRL to duchowni: prymasi August Hlond i Stefan Wyszyński oraz Karol Wojtyła i Mieczysław Krąpiec.
Wszystkie wymienione powyżej nazwiska stanowią podstawę do opisu naszej rzeczywistości. Ten, oczywiście niekompletny, poczet najwybitniejszych postaci polskiego dziedzictwa kulturowego nie może zamykać nas w tym gatunku naukowości, która ogranicza się do faktografii i uniemożliwia syntezę, lecz do tej, która pobudza wyobraźnię i niepodległość myślenia. Czy jesteśmy pozbawieni zaplecza. Nie. Oprócz selektywnej literatury przedmiotu mamy również dziesięciotomową „Powszechną encyklopedię filozofii”, dzieło, którym mogą się pochwalić tylko niektóre najwybitniejsze kultury europejskie. Mamy również dwutomowe dzieło „Encyklopedii filozofii polskiej”. Obydwie wydane przez Polskie Towarzystwo Tomasza z Akwinu. Ale pytanie fundamentalne, czy nasze kadry naukowe, które są opłacane z wypracowanych przez społeczeństwo podatków, są w stanie stanąć na wysokości zadania i opracować adekwatną koncepcję państwa, ścieżkę rozwojowej dla polskiej kultury i zdobyć rząd dusz? Czy może na wzburzonym morzu bezideowości nadal chcą się mienić Europejczykami, bez przydziału?
***
Skoro mamy „Powszechna Encyklopedię Filozofii”, zacytujmy kilka fragmentów z hasła pt. „państwo” autorstwa O. Mieczysława Krąpca (t. VII, s. 977-982):
- Arystoteles sformułował naczelną zasadę w dziedzinie prawa państwowego: „prawa ludzkie mają być proporcjonalne do ludzkiego dobra”. W innym miejscu dodaje: „do natury prawa należy, aby było ono przyporządkowane wspólnemu dobru, jako celowi”.
- Państwa, które „mają na celu wyłącznie zachowanie władzy, nie zaś wspólne dobro, skazywałyby na zagładę systemy państwowe” [patrz totalitaryzm komunistyczny – R.S.]. „Przerost struktur prawnych służących wzmocnieniu samej władzy, prowadzi do uciemiężenia, zniewolenie i zinstrumentalizowania obywateli poprzez środki państwowej przemocy”. Tu warto dodać, że w tym kontekście nieco inaczej jawi się nam opozycja szlachecka wobec instytucji elekcyjnego króla. Oczywiście, pod warunkiem, że szlachtę, twórców naszej kultury, nie zobaczymy na wzór bolszewicki. Zaczynamy wówczas rozumieć istotę polskich uwarunkowań i uspokajamy się. Dochodzi do naszej świadomości prawda o nas wszystkich i zaczynami żyć własnym życiem.
- Potrzebna jest „świadomość wspólnego dobra oraz duchowej mocy wiążące prawa, organizującej racjonalnie obywateli w jeden państwowy ustrój […]. Cele wspólnego dobra powinny być oparte nie na woluntarystycznej koncepcji prawa […], ale na racjonalnej koncepcji prawa jako ordo boni ac recti [zespół relacji tworzących porządek prawny – R.S.]. Woluntarystyczne koncepcje prawa przyjęte przez Bizancjum, a następnie przez Rosję i ludy ruskie oraz przez cesarzy rzymskich narodu niemieckiego i przez ruchy protestanckie (cuius regio, eius religio – [czyj kraj, tego religia]), rozprzestrzenione na Anglię i Skandynawię – ujawniły tę stronę organizacji państwowej, która jest bardziej wyrazem woli i siły władzy, niż rozumu i dobra”.
- „Tylko wizja wspólnego dobra, organizowanego przez system państwowo-prawny może się stać podstawą do naturalnej akceptacji państwa – naturalnego konsensusu, w którym aspekty przymusu są podporządkowane rozumnemu prawu i wspólnemu dobru wszystkich obywateli”.
- „…państwo jest suwerenem w stosunku do swych obywateli, gdy chodzi o organizowanie środków służących wspólnemu dobru”. „Państwo, w którym poszczególne osoby w zakresie dobra wspólnego, rozumianego jako osobowy rozwój człowieka, są suwerenami w sensie istotnym, a państwo może im jedynie umożliwić realizowanie tego dobra poprzez racjonalny system prawny”.
- „Fałszowano prawdę historyczną, przemilczano i zatajano fakty zła społecznego, umożliwiając realizowanie kolejnego zła. Przyniosły to ustroje totalitarne, w tym ustroje komunistyczne, gdy państwo (system władzy) nakazywało kłamliwą ideologie realizować w powszechnym nauczaniu, gdy prawo chroniło złoczyńców, gdy system prawny był podporządkowany nie dobru obywateli, lecz umocnieniu władzy przez wzbudzenie terroru (wyroki śmierci, więzienia, obozy koncentracyjne)”.
- „W strukturę państwa wchodzą rozmaite grupy ekonomiczne, społeczne, polityczne. Każda z tych grup ma swe cele i swoiste sposoby ich realizowania. Ujawnia się pośród nich współzawodnictwo, konkurencja i społeczny antagonizm. […] To powoduje pluralizm wizji i pluralizm sposobów realizowania społecznych celów i w konsekwencji społecznego dobra […] Tym trudniejsze jest zharmonizowanie politycznych interesów grup i stronnictw, im więcej powstało antagonistycznych grup narodowościowych, wyznaniowych, gospodarczych i innych”.
- „Komunizm okazał się wielką pomyłką zrodzona z intelektualnej utopii i apriorycznych założeń, nieliczących się z ludzką naturą, jej skłonnościami, jej przeznaczeniem, dlatego systemy komunistyczne nie tylko nie uchroniły ludzkości od walk politycznych, ale walki te wzmogły, wprowadzały terror społeczny, doprowadziły do załamania się gospodarki w tych państwach, które realizowały utopijne założenia Marksa i Lenina.”
- „Przeciwieństwem politycznego pluralizmu jest także syndykalizm społeczny, który wbrew marksizmowi, nie wierzył w automatyczne przejście z kapitalizmu do socjalizmu, lecz apelował do związków zawodowych, aby pokierowały społeczną rewolucją w przejściu do bezklasowego i bezpaństwowego społeczeństwa. Środki produkcji nie powinny stać się własnością państwa, ale powinny nad nimi zapanować związki zawodowe. Teoretykiem syndykalizmu był G. Sorel.”
Inne tematy w dziale Kultura