To, co w pewnej mierze udało się jesienią A. D. 2018 podczas wyborów samorządowych zupełnie nie wyszło obozowi liberalno-lewicowemu (przez wielu nazywanym wprost i bez ogródek: „kosmopolitycznym”), wiosną A. D. 2019 podczas wyborów do Parlamentu Europejskiego. Operacja propagandowo-medialna pod hasłem „ten okropny Kościół Katolicki” powiodła się kilka miesięcy temu dzięki filmowi „Kler”, ale zupełnie spaliła na panewce, mimo jeszcze większego antykościelnego ostrzału artyleryjskiego pół roku później. Powiedzenie: „nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki” pasuje tu jak ulał. Film Wojciecha Smarzowskiego pomógł zmobilizować przeciwko prawicy elektorat lewicowo-liberalny, zwłaszcza w dużych miastach, a jednocześnie mógł zdemobilizować jakąś cześć elektoratu popierającego Prawo i Sprawiedliwość – może nie tyle prawicowego, co raczej centroprawicowego. Kombinacja umieszczania wizerunków polskich świętości, jaką jest Matka Boska Częstochowska na śmietnikach i ubikacjach , filmu „Tylko nie mów nikomu” oraz „mowy życia” redaktora (sic!) Leszka Jażdżewskiego już tego efektu nie przyniosła. Sprawdziło się stare, ludowe powiedzonko: „co za dużo, to i krowa nie zje”.
Atak na Pielgrzymkę, profanacja mszy i … „nienawiść wobec osób LGBT”!
Opozycyjna scena polityczna w Polsce przesunęła się wyraźnie w lewo – tylko, że na szczęście Polacy za tym nie podążyli. Wdepnięcie pedału LGBT w opozycyjnym wehikule okazało się przeciwskuteczne. To auto okazało się autkiem: zabuksowało, zawyło i ugrzęzło na manowcach. Nawet ludzie nie chodzący do kościoła, a nawet pozwalający sobie na antyklerykalne dowcipy uznali, że „non possumus”, gdy w polskiej przestrzeni publicznej nastąpiła antychrześcijańska kumulacja, niczym w totolotku. Trzaskowski z jego kartą LGBTplus, jego zastępca Rabiej z jego „małżeństwami” homoseksualnymi i adopcją przez nich dzieci(sic !), profanacja monstrancji na tzw. Paradzie Równości w Gdańsku, czy już czysto chuligańskie próby zakłócenia przez „tęczowych” szmondaków pielgrzymki dzieci na Jasną Górę… Podkreślam: nawet odległa od polityki ,w jakiejś mierze nie głosująca i prezentująca systemowa niechęć do polityków wszelkiej maści tzw. „Polska grillująca uznała, że to stan wyższej konieczności, ze „larum grają” i zaryczała niczym ranny łoś.
Profanacja, jaką była parodia katolickiej mszy, na warszawskiej tzw. Paradzie Równości (po raz pierwszy z udziałem prezydenta Warszawy – za czasów jakże kontrowersyjnej Hanny Gronkiewicz- Waltz jednak nie było to możliwe ...)wzbudziła bardzo silne reakcje protestu nie tylko stricte politycznego, ale i społecznego. Ale też dla antykatolickich radykałów, bezrozumnych w swych obsesjach, stanowiła pretekst nie tyle do pokajania się i autorefleksji, ale wręcz do p odkręcenia haniebnej retoryki. Tak oto prawił (?) lider „Wiosny” Robert Biedroń: „Kościół milczy (w sprawie „nienawiści wobec osób LGBT” – dop. R. Cz. ), a jest przewrażliwiony na punkcie uczuć religijnych, monopolu odprawiania mszy”.
„Radość i zabawa” lewicowo-liberlanych hunwejbinów
Kolejny przypis do „Dziejów głupoty w Polsce” Aleksandra Bocheńskiego dopisał poseł „Nowoczesnej”, a teraz już klubu koalicyjnego PO/Nowoczesna Krzysztof Mieszkowski: „Parada Równości to karnawał. Radość i zabawa (…). Kościół ponury, pozbawiony poczucia humoru dopatruje się bluźnierstwa w niewinnych karnawałowych imitacjach religijnych rytuałów”. Jednak nie zdzierżyli koledzy – koalicjanci Mieszkowskiego z Koalicji Europejskiej. Marek Sawicki z PSL uznał owa profanacja katolickiej mszy za „skandaliczny happening”, a senator Jan Filip Libicki, który wyszedł z PO w proteście przeciwko wyrzucaniu resztek tamtejszych konserwatystów, aby znowu w niej zawitać na gruncie koalicyjnym, wręcz politycznie zaszantażował Platformę: „jeśli Rafał Trzaskowski nie odetnie się od zorganizowanej tam mszy, to możliwość pójścia PSL z PO będzie utrudniona”.
Nie wiedzieć czemu ci, którzy krytykują partię Władysława Kosiniaka-Kamysza za „tęczową” Koalicję Europejską podnoszą obecność tamże głównie lewicowo-liberalnych hunwejbinów z „Nowoczesnej”, ale dziwnie głośno milczą, że kilka dni przed wyborami do parlamentu w Brukseli i Strasburgu KE poszerzyła się o kilka organizacji, w tym, obok KOD-u, również o… Inicjatywę Feministyczną. A to formacja będąca na lewo od … „Wiosny” Biedronia. Została zarejestrowana w 2007 roku jako partia polityczna o nazwie … Partia Kobiet. W programie wprost definiują swoją ideologię polityczną jako „feminizm” oraz „socjaldemokrację”. Jako jedną z głównych wartości swojego programu deklarują … „świeckość”. Formacja ta w 2015 roku wystartowała w ramach koalicji SLD-Lewica Razem. Jeszcze we wrześniu 2018 roku jej liderki podkreślały: „Grzegorzowi Schetynie nie feminizmu i feministek potrzeba, ale uzyskania poparcia tego lub owego biskupa”. Jednocześnie ostro atakowały Barbarę Nowacką i jej ugrupowanie pisząc o „przejściu Inicjatywy Polskiej na chadecką, co w Polsce oznacza radykalną, zakłamaną i łamiącą prawa człowieka i wolności nas wszystkich prawą stronę sceny politycznej”. Pod feministycznym butem znalazła się również nawet Katarzyna Lubnauer, której zarzucono kłamstwo: liderka „Nowoczesnej” miała bowiem powiedzieć na wspólnej konwencji jej partii i PO, że członkinie obu partii liderowały tzw. Czarnym Protestom – a było ponoć zupełnie odwrotnie…
Lewactwo ante portas!
Tak, właśnie takiego koalicjanta w Koalicji Europejskiej miał rzekomo chadecki i łże-konserwatywny PSL. Samo zaś Polskie Stronnictwo Ludowe przed wyborami europejskimi szczerze przyznało, jakie są powody wejścia PSL do Koalicji Europejskiej. Jak ujawnił późniejszy członek sztabu wyborczego KE, chyba najwyższy zresztą poseł tej partii, Piotr Zgorzelski, koalicyjny wybór PSL spowodowany był po prostu… brakiem pieniędzy na samodzielna kampanię. Jak widać formacja ta zasługuje nie tylko na miano „obrotowej”, ale tej czysto „kupieckiej”, w pejoratywnym znaczeniu tego słowa. Na koniec uwaga generalna: ten frontalny atak na Kościół Katolicki, tradycyjne wartości i pewne święte polskie symbole spowodował też – co jest swoistym dobrodziejstwem – wyciszenie pretensji do PiS-u na prawicy. Nie mówię o casusie Konfederacji, bo oni grali do innej bramki , atakując w praktyce wyłącznie PiS i w zasadzie w ogóle nie tykając PO/Koalicji Europejskiej. Mówię choćby o silnych (i dobrze!) środowiskach ProLife, mających pretensję do nas o brak zmiany ustawy antyaborcyjnej w kierunku zwiększenia ochrony życia poczętego. Środowiska te, jakże ideowe i twardo upominające się o wartości uświadomiły sobie chyba, jak my wszyscy, że może i PiS idealny nie jest, ale to on jest depozytariuszem właśnie owych wartości chrześcijańskich, w tym wartości życia ludzkiego. Perspektywa przyjścia lewicowo-liberalnego walca to wystarczająco zimny prysznic dla tych, którzy chcieli szukać dziury w (prawicowym) całym. Lewactwo ante portas spowodowało jedność w szeregach obozu patriotyczno-konserwatywnego. I za to liberałom i lewicy serdeczne „Bóg zapłać!”.
*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (24.06.2019)
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka