Kwietniowa sesja Parlamentu Europejskiego w Strasburgu miała być zdominowana wystąpieniem prezydenta Francji Emmanuela Macrona, szczególnie gorąco oklaskiwanego przez lewicę i liberałów. Tak się jednak nie stało, bo w agendzie znalazło się szereg kluczowych kwestii z punktu widzenia gospodarki europejskiej. W praktyce są one ważniejsze niż bajanie głowy francuskiego państwa na temat europejskiej przyszłości w sytuacji, gdy nawet tandem niemiecko-francuski jest podzielony w kwestii federacyjnej wizji Macrona, a kanclerz Angela Merkel nie kryje sceptycyzmu co do tych federalistycznych wizji kolegi znad Sekwany. Wizja Francuza wydaje się być czystą „political fiction” i nie ma, póki co, dzięki Bogu, żadnych konkretnych następstw dla obywateli krajów członkowskich Unii Europejskiej. Ale już emisja gazów cieplarnianych – o czym debatowaliśmy – jak najbardziej tak. Unia Europejska jest swoistym „prymusem” jeśli chodzi o wdrażanie porozumienia paryskiego. Słynny ponad 1000-stronicowy „pakiet klimatyczny”, a także przygotowywany w tej chwili „pakiet zimowy” (prace nad nim zakończą się zapewne w przyszłym półroczu, a więc podczas prezydencji austriackiej – Bułgaria nie była w stanie sfinalizować tych prac na wskutek braku zgodności państw UE. Oba te dokumenty ekologiczne będą zapewne bardzo istotnym punktem odniesienia w czasie światowej konferencji klimatycznej COP 24 – w grudniu 2018 w Katowicach.
Unio, konkrety!
Przedmiotem sporu w ramach państw UE jest to, czy próbować na nowo dyskusji, podczas gdy trwają jeszcze prace nad celem OZE (Odnawialne Źródła Energii) ‒o konieczności zwiększenia unijnego wkładu (NDC ‒„National Determined Contribution”). W praktyce prowadzi to do wewnętrznych konfliktów i to w momencie, gdy to Polska obejmie prezydencję COP 24 (‒Konferencji Stron Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonychw sprawie zmian klimatu). Głównym priorytetem Rzeczpospolitej podczas naszej prezydencji COP jest maksymalne wdrażanie PAWP czyli „Paris Agreement Working Plan”.
Również kwestiom środowiska poświęcona była debata o gospodarce i obiegu zamkniętym i sprawozdawczości w dziedzinie środowiska. Europosłowie z Prawa i Sprawiedliwości, tak jak rząd polski, realistycznie wyrażają wsparcie dla trwającej na świecie transformacji w kierunku „modelu modelki gospodarki o obiegu zamkniętym”. Polega on na utrzymaniu w obiegu jak najwyższej jakości produktów materiałów tak długo jak to jest możliwe, a także minimalizuje wykorzystanie zasobów i generowanie odpadów w całym cyklu „życia” produktu. Naszym zdaniem ów model może być odpowiedzią na problem ograniczonej dostępności zasobów naturalnych przy uznaniu ich fundamentalnej roli, kreowaniu dobrobytu ludzi i narodów. Wsparcie i rozwój „ekoinnowacji” pozwoli na „inteligentną” ochronę zasobów naturalnych oraz zachowanie bioróżnorodności w ekosystemach.
Ekologia po unijnemu: między ideologią a racjonalnością
W grudniu 2017 roku, po sześciu tygodniach negocjacji między trzema instytucjami UE: Parlamentem Europejskim, Komisją Europejską i Radą Europejską (reprezentującą państwa członkowskie) doszło do porozumienia w sprawie tzw. pakietu odpadowego. Niestety, w końcowym dokumencie nie uwzględniono niektórych postulatów zgłaszanych podczas tych rokowań przez nasz kraj. Stąd też do protokołu rząd RP zgłosił pisemne oświadczenie w sprawie: 1. częstotliwości składania sprawozdań przez państwa członkowskie, 2. terminów transpozycji trzech dyrektyw, 3. celów recyklingu odpadów opakowaniowych. Przekładając to z języka branżowego na „ludzki” chodzi o to, aby UE łaskawie uwzględniła sytuację gospodarczo-społeczną Polski, nie żądała przykładania jednego szymela takiego samego dla wszystkich; dla bogatej „starej” UE i znacznie mniej zamożnej „nowej” UE. Mówiąc nieco metaforycznie – jak kraj, który zbudował wszędzie gdzie było to możliwe autostrady, domaga się teraz przestrzegania specjalnych obostrzeń ekologicznych przy budowie autostrad – tyle że sam by ich nie pobudował, gdyby one obowiązywały kiedyś. To przykład hipokryzji. Rzecz jasna to metafora, ale próby takiej swoistej unijnej, za przeproszeniem, „urawniłowki” są bardzo niebezpieczne dla gospodarki, ale też dla wzrostu bezrobocia biedniejszych krajów UE. A Polska wciąż jest jednym z nich, obok Bułgarii, Rumunii, Chorwacji, Węgier, Łotwy i Grecji.
A konkretnie: Polska rozumie idee recyklingu odpadów komunalnych oraz opakowaniowych, ale skrajnie ambitne propozycje Parlamentu Europejskiego w tym zakresie są całkowicie niemożliwe do realizacji przez nasz kraj. Uzgodniony poziom recyklingu odpadów opakowaniowych tworzywa sztucznego jest zdecydowanie za wysoki jak na nie tyle polskie chęci, co po prostu polskie możliwości. Nie jest też przez nas akceptowalna częstotliwość składania sprawozdań w zakresie „pakietu odpadowego” przez państwa członkowskie. Pierwotna propozycja – co dwa lata – była realistyczna. Ostatecznie przyjęta formuła sprawozdań c o r o k u to nadgorliwość, a ta jak wiadomo, jest gorsza od faszyzmu.
Ambicje europarlamentu a interesy „nowej Unii”
Dla Polski – nie tylko – ważne jest, aby Komisja Europejska nie miała możliwości wydawania w tym obszarze tzw. „aktów delegowanych”. To w oczywisty sposób zwiększa władzę eurobiurokracji, która przecież nie jest wybrana w wyborach i nie ma demokratycznego mandatu. Optymalne jest, z polskiego punktu widzenia, otrzymanie zwyczajowej procedury ustawodawczej. Niestety nie uzyskaliśmy stosownego poparcia innych krajów, stąd poparliśmy kompromis polegający na znaczącym ograniczeniu prawa Komisji do wydawania takich właśnie aktów delegowanych.
W Strasburgu wracamy do GCR czyli Globalnego Porozumienia ONZ dotyczącego uchodźców. Między krajami członkowskimi UE są oczywiste różnice. Może jednak warto starać się o wspólny mianownik, coś co łączy wszystkie państwa Unii – na przykład wysiłki na rzecz pomocy emigrantom i potencjalnym emigrantom TAM, a nie TU. Polska uważa ponadto, że porozumienie GCR powinno być dokumentem nie wiążącym prawnie. Nie może on tworzyć żadnych zobowiązań dla poszczególnych krajów, bo w innym przypadku w sposób oczywisty byłby wykorzystywany jako środek presji na kraje, które nie chcą przyjąć uchodźców spoza Europy, a więc choćby Polskę. GCR powinien opierać się o istniejące ramy prawne w kontekście ochrony międzynarodowej, praw człowieka i wsparcia humanitarnego.
W agendzie tej samej sesji znalazła się jeszcze debata dotycząca emisji gazów cieplarnianych, ale też wdrażanie postanowień Traktatu Lizbońskiego, które dotyczą parlamentów narodowych. Wszystkie te debaty dotyczyły konkretnych, w wielu dziedzinach kontrowersyjnych, propozycji i z całą pewnością ich skutki będą znacznie bardziej daleko idące i praktyczne niż gawęda o przyszłości Europy, którą we wtorkowe przedpołudnie snuł prezydent Republiki Francuskiej.
*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (23.04.2018)
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka