Warszawa w śniegu, zimno, znaczy idą święta. Rzecz w tym, że to Święta Wielkanocne. W Wielki Czwartek – gdy piszę te słowa – na granicy Podkarpacia i Lubelszczyzny jest -6 stopni Celsjusza, a w stolicy Państwa Polskiego co prawda +2 stopnie, ale aura totalnie zimowa. Cóż, pozostało ryczeć ze śmiechu nad ideą „globalnego ocieplenia”. No, właśnie „widać, słychać i czuć” ‒ mówiąc Kubą Sienkiewiczem ‒jakie jest w praktyce owo „ocieplenie klimatyczne”. Świat staje na głowie, gdy chodzi o pogodę , a ideologiczny makaron jest nam nawijany na uszy przez różnych typów, którzy swoją „ideolo” przedkładają nad rzeczywistość. To, że zawsze jakaś część ludzi woli „wirtual” od „realu” ‒ to oczywiste. Rzecz w tym, że strażnicy „politycznej poprawności” bredzący o globalnym ociepleniu robią to bardzo często powodowani merkantylnymi przyczynami. Kasa, misiu, kasa – jak mówił nieżyjący już „Wójt” czyli trener Janusz Wójcik, skądinąd ojciec chrzestny ostatniego medalu dla Polski w grach zespołowych na Igrzyskach Olimpijskich . A było to 26 lat temu...
Wracając do naszych klimatycznych baranów (nomen omen), ileś międzynarodowych korporacji robi na ideologii globalnego ocieplenia „kokosy”. Tak się jakoś składa, że są to firmy, których siedziby znajdują się w Europie Zachodniej, a nie Środkowo-Wschodniej. Bogaty Zachód jest na innym etapie „frontu ekologicznego” niż znacznie biedniejsza „nowa Unia”. Wyjątki tylko potwierdzają regułę: gdy chodzi o PKB „per capita” (w parytecie siły nabywczej), niektóre kraje „nowej Unii” właśnie czyli naszego regionu, jak Estonia (29 685 USD) i Słowenia (32 216 USD), dawno już wyprzedziły nie tylko „outsidera” dawnej „Piętnastki” ‒ Grecję (26 829 USD), ale Portugalię (28 916 USD) takoż. Myśmy ‒ póki co ‒ „łyknęli” Helladę (dane MFW z X. 2017).
Tym niemniej jednak owe wyjątki potwierdzają regułę. A ta jest niezmienna: tak, jak w skali globalnej kontrast między bogatą Północą a biednym Południem był, jest i będzie (możemy tylko dyskutować o jego wielkości) – tak samo w Unii Europejskiej „stara UE” i „nowa UE” to dwie planety. Stopniowo jednak zbliżają się do siebie, co różni Stary Kontynent od całego świata z jego trwałymi dysproporcjami na polityczno-społecznej mapie nędzarzy i krezusów.
W chwili, gdy będziecie Państwo czytać te słowa będę już w „Kraju Kwitnącej Wiśni”. Nippon to Nippon. Unia Europejska ma z krajem sędziwego cesarza podpisaną umowę gospodarczą, a Tokio jest uważane przez UE za ważnego partnera ekonomicznego. Przyznaję się do moich niegdysiejszych fascynacji Japonią, jej historią, kulturą, ale też współczesnymi obyczajami, których ważną częścią jest absolutny szacunek do starszego pokolenia. Im jestem starszy – tym bardziej mi się to podoba...
W kontekście Polski dla mnie, historyka, rzeczą fascynującą były odwiedziny tego kraju o wielkiej tradycji historycznej dwóch ludzi, którzy z czasem stali się polskimi mężami stanu. Mowa o Józefie Piłsudskim i Romanie Dmowskim w czasie zawirowań w rosyjskim imperium (1905). Obaj byli tam osobno, ba, mieli sprzeczne cele swoich wizyt. Piłsudski chciał wciągnąć Japonię do antyrosyjskiej krucjaty, Dmowski, skądinąd też zafascynowany historią i kulturą Nipponu, obawiał się- w kontekście Polski- Niemiec i chciał do niepodległości Ojczyzny dojść przez kolejne etapy autonomii w państwie cara.
Tak było. A teraz jest A. D. 2018 i gdy lecę znów do Japonii, myślę o niesłusznie zapomnianym Wojciechu Fortunie, który w tymże kraju, w Sapporo, zdobył w skokach narciarskich złoto igrzysk olimpijskich. To było wczoraj, a ściślej 42 lata przed złotymi medalami Kamila Stocha na ZIO w Soczi...
*tekst ukazał się w tygodniku "Wprost" (31.03.2018)
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości