rys. M. Andrzejewski
rys. M. Andrzejewski
Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
404
BLOG

Strasburg i dziób pingwina

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Odbyła się właśnie dopiero co pierwsza powakacyjna sesja Parlamentu Europejskiego głównego, obok Rady Europy, „żywiciela” Strasburga. 751 europosłów plus trzy czy cztery razy tyle urzędników daje godnie żyć setkom właścicieli hoteli, hotelików, pensjonatów i restauracji. Na „dzień dobry”, po urlopie, zajęliśmy się „Przystąpieniem UE do Konwencji Rady Europy w sprawie zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej”.


Przepraszam za przydługi tytuł, ale nie ja go wymyśliłem. Jedną z dwóch współautorek owego sprawozdania była Włoszka, ale reprezentująca Szwecję, Anna Corazza Bildt. Tak, nazwisko nieprzypadkowe, bo po mężu, byłym centroprawicowym premierze Szwecji i przez długie lata ministrze spraw zagranicznych tego Królestwa. Skądinąd jej brat jest jednym z najbliższych współpracowników włoskiego szefa europarlamentu Antonio Tajaniego. Sympatyczna Anna Maria ma nie tak częstą wśród polityków Europy Zachodniej (w tym południowej) zaletę: naprawdę dobrze zna się na Wschodzie. Nie trzeba tracić czasu, aby uświdamiać ją względem natury Rosji czy tego, o co tak naprawdę toczy się militarno-polityczny mecz na Ukrainie. To cnota signiory Corazzy, po mężu Bildt, która na tle ignorantów oraz cichych lub głośniejszych zwolenników współpracy z Moskwą w krajach dawnej „Piętnastki” błyszczy raczej jak gwiazda, a nie meteor.



Ale za przystąpieniem UE do „Konwencji przemocowej” nie byłem, bo być nie mogłem. Zarówno ze względów, które ja nazywam ideowymi, a nasi przeciwnicy - „ideologicznymi”, jak i innych.
Genderto nie moja bajka, wręcz przeciwnie, a zawarta w tymże dokumencie presja proaborcyjna jest dla mnie nie do przyjęcia. Trakatowanie bezbronnych nienarodzonych dzieciaczków jako zagrożenia (sic!) dla kobiety-matki jest postawieniem świata na głowie. Nie chcę górnolotnie deklamować o wartościach, ale powiem tylko tyle, że te dzieci bronić się nie mogą.


Jest jeszcze jeden argument zupełnie innej natury. Nie chodzi już o
pro-life, chodzi o to, że moja zgoda na ten dokument byłaby sankcjonowaniem uznania Unii jako swoistego podmiotu międzynarodowego, który decyduje do jakiej organizacji ma przystąpić. Lewicowo-liberalno-zielona mniejszość PE wybrała,w ramach political correctness, zapisanie się Unii Europejskiej do tego jednak, co by nie powiedzieć, ideologicznego projektu. Skoro do tej konwencji mogą, ale na szczęście nie muszą przystąpić poszczególne kraje członkowskie, to po co dublować to jeszcze w postaci UE jako takiej. Chyba, że chodzi o taktykęstep by step, krok po kroku, oswajania ludzi, że Unia jest takim samym podmiotem prawa międzynarodowego, jak każde inne państwo i wszystkie kraje powinny to uznać... No, tu się zgina dziób pingwina. Czyli no pasaran, jak powiedziała komunistka Dolores Ibarruri. Tyle, że dziś to nasze no pasarandotyczy także jej politycznych dzieci i wnuków.


*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej” (20.09.2017)


historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka