Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
907
BLOG

Od Richarda do Ryszarda

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 11

Urodziłem się na terenie Opactwa Westminsterskiego w Charing Cross Hospital. Szpital ten wtedy, w roku mojego urodzenia, gdy w Polsce szalała zima stulecia, a w Londynie mgła stulecia, znajdował się w samym sercu miasta. Potem został przeniesiony i dziś jest kilka rzutów beretem od stacji metra Hammersmith, skąd już tylko krok do POSK, czyli Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego, znajdującego się parę metrów od następnej stacji, czyli Ravenscourt Park (w kierunku największego w Londynie skupiska Polaków, czyli Ealingu).

W szpitalu, gdzie przyszedł na świat 25 stycznia Richard Henry Francis – bo takie imiona wpisano mi do oficjalnej metryki (moja śp. mama wspominała mi, że położną była Murzynka) – dziś nie ma tam już ani lekarzy, ani pacjentów, tylko są... gliniarze. Londyńscy bobbies budzą wśród mieszkańców (i turystów też) stolicy Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej niezmienny szacunek. A co z ich odpowiednikami w Polsce? Obywatele ministrowie Błaszczak Mariusz i Zieliński Jarosław odpowiedzialni za służby mundurowe Rzeczypospolitej pewnie będą twierdzić, że nasze „psy” (od czasu filmów Władysława Pasikowskiego z Bogusławem Lindą i Cezarym Pazurą w rolach głównych to nie jest bynajmniej określenie pejoratywne!) mają taki sam mir jak bobbies na Wyspach. Cóż, jak pisał w końcu XVIII w. Benedykt Chmielowski w encyklopedii „Nowe Ateny”: „Koń – jaki jest – każdy widzi”. Chodziło, co prawda, o konia, a nie o psa, ale to metafora. Choć oczywiście postęp jest faktem. Wracając do moich imion: mama, która miała silną osobowość, przeforsowała, trochę na zasadzie faktów dokonanych, że na pierwsze imię dostałem po jej ojcu, a moim dziadku Ryszardzie Bielińskim (przed II wojną światową miał w Warszawie małą drukarnię i antykwariat) właśnie Ryszard. Ojciec dostał szału, bo w niewzruszonej tradycji rodu Czarneckich od ponad 200 lat wszyscy pierworodni to Henrycy. Mój ojciec Henryk Tadeusz, dziadek Henryk Karol, pradziadek Henryk Aleksander, prapradziadek Henryk Jakub, a praprapradziadek Henryk Ludwik. Mama, jak to kobieta, one są znakomite w te klocki, pozornie ustąpiła ojcu, godząc się, aby choć na chrzcinach jako pierwsze imię pierworodny (czyli ja) miał tego tradycyjnego Henryka. A ponieważ chrzest był już w Królestwie Belgii, w jej francuskojęzycznej części, w Walonii, to w metryce chrztu mam jak wół „Henri Richard”.

Oczywiście, Heniem nigdy nie zostałem, mamy było na wierzchu, co bardzo, zdaje się, ubodło ojca. Napisałem „ubodło” i przypomniałem sobie, że słowo to do języka polskiej polityki wprowadził niejaki tow. Mieczysław Jagielski, wicepremier w rządzie PRL, który był szefem delegacji rządowej na rozmowach ze strajkującymi stoczniowcami Stoczni Gdańskiej w sierpniu AD 1980. Powiedział wówczas, zwracając się do Wałęsy, i w nawiązaniu do jednej z jego wypowiedzi o okoliczności uwolnienia więźniów politycznych: „Panie przewodniczący, to mnie jednak trochę ubodło...”. Wracając do personelu medycznego brytyjskich szpitali, to statystyki narodowościowe pracowników National Health Service są szokujące. Polacy są na drugim miejscu wśród Europejczyków, po Irlandczykach (oczywiście Brytyjczyków nie liczę). A wśród nacji z całego świata na miejscu czwartym (ustępujemy jeszcze Hindusom i Filipińczykom). Wracając do moich angielskich imion, to już je szlag trafił (oczywiście poza oficjalnymi metrykami). Gdy startowałem w wyborach w 1991, 1993, 1997, 2001 (parlamentarne), w 2002 (samorządowe) i 2004 (europejskie), to jako Ryszard Czarnecki. Ale Państwowa Komisja Wyborcza zamiast utrudnić fałszowanie wyborów, zaostrzyła przepisy, nakazując start wyborczy wyłącznie na podstawie imion oficjalnie używanych w dokumentach. I tak w wyborach europejskich w 2009 r. zostałem Richardem Henrym. Rzuciły się na mnie media do tego stopnia, że indagowany był o to sam Jarosław Kaczyński. Na pytanie dziennikarza o tę sprawę, odparł z właściwym sobie wdziękiem, iż na miejscu pana Czarneckiego to on by te imiona spolszczył. Zagryzłem zęby, odczekałem i w grudniu 2013 r. stałem się Ryszardem Henrykiem...


*tekst ukazał się w tygodniku „Wprost” (14.05.2017)


historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (11)

Inne tematy w dziale Rozmaitości