wPolityce.pl: Okazuje się, że Mateusz Kijowski, który twierdził, że nie dostaje wynagrodzenia za pracę dla pobierał pieniądze. Tłumaczy się, że jest to „niezręczność”. Jak Pan ocenia tę sytuację?
Ryszard Czarnecki, europoseł Prawa i Sprawiedliwości:Była kiedyś taka bajka dla dzieci „Pomysłowi Dobromir”, Kijowski wcielił się w jego rolę. Wzbudza to kontrowersje także w jego środowisku, a pamiętajmy, że nie zatopiła go nawet słynna afera alimentacyjna. Jeżeli ktoś robi geszeft na polityce, to będzie oceniany jako geszefciarz, a nie polityk. Mateusz Kijowski to duży chłopiec i wie co robi, więc pewnie zdawał sobie sprawę, że jeżeli to wszystko się wyda, to będzie miał poważny problem. Jeżeli jednak uznał, że uda mu się to ukryć, świadczy to o nim fatalnie. Tak samo, jeżeli był na tyle naiwny, że nie zdawał sobie sprawy z ewentualnych konsekwencji. Świadczyłoby to o tym, że nie ma kwalifikacji do polityki.
Po ujawnieniu afery pojawiło się wiele komentarzy na temat przyszłości Kijowskiego i KOD. Jakie może mieć to znaczenie dla opozycji, która współpracuje z Komitetem?
Jak wspomniałem, nie zatopiła go afera alimentacyjna, która byłaby zabójcza dla innych polityków. Świadczy to o tym, że Kijowski był pod parasolem ochronnym mediów liberalno-lewicowych w Polsce. Dziś już nawet dziennikarzom dawnego mainstreamu nie będzie wypadało go bronić, bo będzie to zwykły obciach i ich samych może to pogrążyć. Afera może podciąć skrzydełka – bo skrzydeł nigdy nie miał – Mateuszowi Kijowskiemu. Zapewne spowoduje to też walkę o wpływy w samym KOD-zie. Można się spodziewać, że odbrązowi to trochę legendę samego KOD. Przypomnę, że parę miesięcy temu odbyła się wizyta lidera KOD w Brukseli, gdzie Kijowski był odbierany jako głos polski obywatelskiej, w przeciwieństwie do Polski partyjnej, czyli Platformy i Nowoczesnej. Okazało się, że to stawianie na Kijowskiego przez unijne elitki kończy się dla nich z opłakanym skutkiem.
Jakie znaczenie miał Kijowski dla przeciwnych rządowi polityków w Brukseli?
On sam raczej nie był traktowany poważnie, był raczej liberalno-lewicowo-unijnym kijem bejsbolowym do walki z Jarosławem Kaczyńskim. Widać wyraźnie, że zamiast z kija bejsbolowego został zwykły kijek.
Od tygodni trwa okupacja sali plenarnej Sejmu. Ryszard Petru stwierdził dziś, że prawdopodobieństwo porozumienia jest bardzo małe. Spodziewa się Pan, że uda się ten konflikt szybko rozwiązać?
Mówiąc językiem piłkarskim, na naszych oczach opozycja próbuje zakiwać się na śmierć. Kontynuacja tak radykalnego protestu nie podoba się większości Polaków, którzy niekoniecznie muszą wierzyć w PiS jak w święty obrazek, ale oczekują od polityków pewnych przewidywalnych działań, w ramach prawa. Widać wyraźnie rywalizację między Platformą a Nowoczesną co do tego kto będzie dłużej okupował, kto będzie głośniej krzyczał, a kto śpiewał. To radykalizuje opozycję. Może nie wypada tego mówić, ale takie zachowanie jest de facto prezentem dla władzy, dla obozu Zjednoczonej Prawicy. Liderzy opozycji są w potrzasku. Petru boi się iść na kompromis, bo Schetyna oskarży go o kapitulanctwo i vice versa. Przez ten polityczny pat wewnątrz opozycji, coraz większą rolę odgrywają ci posłowie PO i N., którzy tak naprawdę nie walczą o obalenie rządu PiS, bo to jest niemożliwe, ale by zabłysnąć w mediach społecznościowych. Potrzebne jest im to przed kolejnymi wyborami, by dostać się znów do Sejmu. To odróżnia politycznych zagończyków z opozycji od posłów Prawa i Sprawiedliwości, którzy walczą o zwycięstwo swojego ugrupowania w wyborach, nie tylko o mandat dla samych siebie.
Rozmawiał Tomasz Karpowicz.
*wPolityce.pl (05.01.2017)
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka