Żaden dziennik telewizyjny jakiejkolwiek stacji nie raczył poświęcić uwagi informacji, którą dziś podała PAP. Chodzi o fakt, że Polska wydała najwięcej środków unijnych, aby - zgodnie z zaleceniami UE - zredukować własną flotę rybacką. Wynika z tego, że byliśmy nadgorliwi, że byliśmy prymusami w redukowaniu ilości statków rybackich i osób zatrudnionych w tej branży. Pobiliśmy, jako państwo europejskie, rekord: w ciągu 5 lat zmniejszyliśmy naszą rybacką flotę o... 40 procent! Nie ma innego takiego kraju członkowskiego w Unii, który dokonałby takiego harakiri na tej branży. Piszę te słowa akurat w Hiszpanii, gdzie reprezentuję Parlament Europejski - w tym kraju rybołówstwo jest jedną z 3 głównych gałęzi gospodarki (obok turystyki i rolnictwa). Królestwo Hiszpanii potrafiło po 6 latach obecności w EWG zmienić swój traktat akcesyjny w kierunku poszerzenia stref połowowych dla własnych rybaków. My przez podobny okres czasu dokonaliśmy - za unijne pieniądze - czegoś zgoła odwrotnego: okaleczenia tej branży.
Dane te pojawiły się w ogłoszonym w Brukseli raporcie NGO-sów, organizacji pozarządowych zajmujących się ochroną środowiska. Owe organizacje są zachwycone: zwiększyła się dzięki tej operacji ilość dorszy w Bałtyku... Cieszą się więc dorsze, radują ekolodzy, zacierają łapy unijne urzędasy w Brukseli. Tylko Polska jest mądra po szkodzie. A polscy dziennikarze olali temat, bo dla nich ważniejsze jest, jak jeden polityk szczeknie na drugiego, a drugi obije mordę bejsbolem trzeciemu.
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka