Wybory prezydenckie Anno Domini 2025 dopiero za półtora (pierwsza tura) miesiąca i za dwa (druga tura) miesiące, ale już zapisały się one w najnowszej historii Polski. Mamy oto bowiem rekordową liczbę 17 zarejestrowanych kandydatów! - ale nie jest to rekord, którym należałoby się szczycić.
Obecna elekcja już na etapie rejestracji kandydatów na Głowę Państwa pokazuje systemową dysfunkcjonalność. Gdy zgłosiło się przeszło 30 „kandydatów na kandydatów” mówiono, że podpisy zbierze może jedna trzecia z nich. Dziesiątka czy niewiele więcej nazwisk na karcie wyborczej 18 maja- to dużo, ale nie odbierałoby to powagi tych wyborów. Siedemnastka kandydatów-no, to już ociera się o parodię. Tymczasem każdy polityk , nawet początkujący, nawet na szczeblu lokalnym wie, że „wyprodukowanie” podpisów wyborczych jest zadaniem stosunkowo łatwym. Trzeba mieć do tego pieniądze- wtedy znajdą się ludzie. Warto wejść w posiadanie „bazy danych” czyli podpisów z poprzednich kampanii czy to prezydenckich czy choćby parlamentarnych. Ba, słyszymy o wykorzystywaniu także komercyjnych baz danych osobowych. Tak, jak słyszymy o wykorzystywaniu przez niektórych kandydatów i własnych danych z poprzedniej czy poprzednich kampanii prezydenckich! Jednak w tej kampanii pojawił się też nowy, wcześniej nieznany element, polegający na tym, że - jak huczy w kampanijnych kuluarach - niektórzy kandydaci z tyłu peletonu rozpaczliwie walczącego o zebranie 100 tysięcy podpisów przekazywali sobie, na zasadzie wzajemności, dane osób, które im się podpisały (lub które mieli po prostu w bazie danych), aby w ten sposób doczołgać się do owego „stutysięcznika”, który decydował o „być albo nie być”.
Rzadko zgadzam się z poprzednikiem prezydenta Andrzeja Dudy- prezydentem Bronisławem Komorowskim, ale tym razem to uczynię: tak, wszyscy w świecie polityki wiedzą (przynajmniej ci, którzy chcą wiedzieć), że część kandydatów, która się zarejestrowała sfałszowała podpisy albo mówiąc ściślej fałszowały ich sztaby, bo oni oczywiście, niebogi, o niczym nie wiedzieli.
Co z tym fantem zatem zrobić? Apele o uczciwość nie mają większego sensu. Trzeba po po prostu wyraźnie podnieść limit zebranych podpisów. Proponuje je podwoić! Skoro przeszło dwa razy mniejsza ( demograficznie ) od Polski Rumunia ma limit dwustu tysięcy podpisów, to Polska licząca ponad 38 milionów mieszkańców (a nie 18 ,jak ten największy kraj Bałkanów ) wręcz powinna mieć może nie tyle zaporowy ,co realny próg, który utrudni włączenie się do poważnej kampanii mało poważnego politycznego planktonu.
Proponuje Państwu porównać wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich ale nie pierwszej szóstki, siódemki kandydatów z największą liczba głosów tylko tych na dalszych miejscach. Mogę się założyć, że niemało z tych którzy przedstawili do rejestracji 100 tysięcy podpisów nawet nie uzbiera stu tysięcy głosów. I to będzie najlepszy asumpt do podwyższenia liczby stu tysięcy podpisów....
Artykuł ukazał się na portalu "Wprost"
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka