Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
97
BLOG

POLSKA,USA: KOREPETYCJE DLA SEKRETARZA HEGSETHA

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Polityka Obserwuj notkę 0

Polska nie gra w tej samej lidze co USA, ale powinniśmy znać swoją wartość. Za „pierwszego Trumpa” dzięki z jednej strony postawieniu przez naszego prezydenta i nasz rząd na budzącego niechęć w UE Donalda Trumpa, ale też z drugiej strony z powodów od nas niezależnych : Brexitu i amerykańskiej konieczności znalezienia dla Waszyngtonu partnera „numer 1” w UE, którym stała się- zapełniając lukę po Londynie- Polska - mieliśmy świetne relacje z Białym Domem. Inna sprawa czy potrafiliśmy tę koniunkturę właściwie wykorzystać. Chyba jednak nie, bo w polskiej naturze nie leży, niestety, targowanie się z sojusznikami. Rzeczpospolita jest pod tym względem kuriozalnym wyjątkiem w świecie- a musi się to, w trosce o nasz interes narodowy, zmienić.

Stany Zjednoczone Ameryki są światowym mocarstwem „numer 1”. Polska raptem tylko- albo aż!- państwem „numer 1” w Europie Środkowo - Wschodniej i „nowej Unii”. A jednak mimo oczywistych dysproporcji polityczno- gospodarczo- militarno- demograficznych nasze relacje nie mogą wyglądać jak stosunki wasala z panem. Tak potrzebujemy Ameryki ,ale też ona potrzebuje nas- chociaż oczywiście „miej proporcje Mocium Panie”.

Waszyngton potrzebuje Warszawy szczególnie teraz, gdy zawiera dla wielu kontrowersyjny, a na pewno trudny i niepopularny „deal” z Rosją. Polska może okazać się głównym kandydatem do roli "przyzwoitki", ale wolałbym widzieć dla nas rolę gwaranta dla Starego Kontynentu, a zwłaszcza dla naszego, szczególnie doświadczonego przez najnowszą historię, regionu, iż porozumienie Waszyngton- Moskwa nie będzie układem ponad europejskimi głowami i wbrew interesom europejskich narodów. Dlatego ciesząc się z potrzebnej i ważnej- choć o jej długofalowych skutkach dopiero się przekonamy- wizyty nowego sekretarza obrony USA Petera Hegsetha nie uważam, że sam jej fakt był dla Polski, jak oznajmił wicepremier i szef MON Władysław Kosina-Kamysz „wielkim sukcesem”. Wolałbym mówić o obustronnych korzyściach i o wspólnym interesie a nie snuć narrację, że sam fakt przyjazdu do Polski ministra odpowiedzialnego za obronność kraju, który sprzedaje nam -nie daje !- sprzęt wojskowy za miliardy dolarów jest sam w sobie jakimś szczególnym wyróżnieniem. Odtrąbić sukces należy dopiero po tym jak pojawią się wymierne korzyści z tej wizyty dla polskiego bezpieczeństwa, polskiej armii, czy polskiego przemysłu zbrojeniowego.

A sprawiającemu sympatyczne wrażenie sekretarzowi obrony Hegsetowi, który wzbudził moją solidarność od momentu huraganowego ataku na niego ze strony amerykańskiego liberalno-lewicowego establishmentu, gdy tylko ogłoszono plan jego nominacji - życzę, aby odtąd wiedział (nauczył się), że jest w Polsce dużo amerykańskich żołnierzy. Mówię o tym nie bez kozery: gdy pierwszego dnia urzędowania nowego amerykańskiego ”ministra wojny” rozmawiał on z dziennikarzami w Pentagonie to wymijając miejsca, gdzie są bazy jego rodaków w mundurach wymienił Niemcy, a nie wymienił Polski. Wierzę, że tego wybryku już nie powtórzy...

*Artykuł ukazał się na portalu "Wprost"

historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka