Piszę te słowa w Turkmenistanie. Kiedyś za sowieckich czasów była to Turkmenia, a oficjalnie „Turkmeńska Socjalistyczna Republika Radziecka”. Dziś to kraj oficjalnie neutralny i w przeciwieństwie do paru innych środkowoazjatyckich republik ZSRS nie należy do sojuszu militarno-politycznego z Rosją na czele. Pewnie jest bardziej odporny na naciski Moskwy, skoro ma szczęście z nią nie mieć ani kilometra wspólnej granicy. Nawet granice z Afganistanem (ok. 750 km), czy Iranem (prawie 1000 km), mimo talibów z jednej strony, a państwa chcącego być mocarstwem jądrowym z drugiej, wydają się być mniej groźne. W ostatnich trzech dekadach przez długi czas Turkmenistan zajmował jedno z dwóch pierwszych miejsc w Azji Centralnej, gdy chodzi o gospodarkę. Wszystko dzięki gazowi oraz bawełnie (9. producent świata).
Dla własnych obywateli to państwo opiekuńcze, bo zgodnie z uchwałą tamtejszego parlamentu z 2003 roku od tego czasu aż po rok 2030 dotowana jest woda, sól, gaz i elektryczność.
Każdy ważny, oficjalny gość – jak ja – a w czasie już drugiej mojej wizyty w tym kraju reprezentowałem ponownie Parlament Europejski – otrzymuje w prezencie od władz w Aszchabadzie (stolica państwa) dywan (rękodzieło) oraz często album z fotografiami koni, które dla Turkmenów mają szczególne znaczenie. To zresztą zbliża ich do Polaków.
W siedzibie głównej tutejszej straży granicznej, współfinansowanej przez UE, pogranicznicy od razu z dumą podkreślają, że gdy chodzi o szkolenia to szczególnie pomaga im Polska i wspominają niedawną wizytę w Warszawie oraz na granicy naszego kraju z Białorusią. Słucha tego europoseł z Niemiec, ale zachowuje kamienną twarz. Przypomina mi to nieco sytuację z Albanii, gdzie niemiecki szef naszej delegacji również z nieprzeniknioną twarzą słuchał zachwytów prezesa tamtejszego NIK nad wieloletnią już pomocą Polski – a byliśmy przyjmowani w sali konferencyjnej imienia… śp. profesora Lecha Kaczyńskiego, prezydenta RP, ale przecież też prezesa polskiej Najwyższej Izby Kontroli. A to z kolei przypomina mi inną oficjalną wizytę delegacji europarlamentu – z kolei w Japonii, gdzie ówczesny minister spraw zagranicznych kraju „Kwitnącej Wiśni” rozpoczął spotkanie z nami, zwracając się nie do przewodniczącego – Niemca, tylko do mnie jako Polaka i wspominając studia pod koniec lat 1980-tych w Warszawie na ówczesnej SGPiS (obecnie Szkoła Gówna Handlowa). W tych trzech miejscach: Aszchabadzie, Tiranie i Tokio nie było raczej Niemcom w smak (a dwóch przypadkach byli szefami delegacji) podkreślanie polskich zasług, ale nie dali po sobie tego poznać. Inaczej było na Tajwanie, gdzie przewodniczyłem delegacji europosłów, w której dwóch Niemców nie mogło ukryć, że są niezadowoleni, że muszą słuchać Polaka – a nie odwrotnie…
Wracając do naszych baranów w Turkmenistanie, a raczej owiec – karakuł, które są tam na potęgę hodowane. Z Rosją mają Turkmeni relacje skomplikowane, bo z jednej strony chcą realnej niezależności, a z drugiej dwie trzecie eksportu turkmeńskiego gazu kupuje Gazprom.
Co więcej: co 19 mieszkaniec Turkmenistanu to Rosjanin. Świadczą o tym statystyki religijne, gdzie poza 93% wyznawców Islamu (sunnici) - 5,3% czyli 270 tysięcy stanowią prawosławni. Dodajmy do tego historię, bo przecież carska Rosja podbiła ziemię Turkmenów ponad 140 lat temu, a Turkmenistan formalnie jest niepodległy od lat 32. Rosyjski znają tu wszyscy, ale jednocześnie uporczywie podkreśla się jako oficjalną doktrynę państwową – neutralność. Widnieje ona w dewizie państwa: „Turkmenistan jest Ojczyzną Neutralności”, a także nawet w nazwie hymnu narodowego: „Hymn Państwowy Niepodległego Neutralnego Turkmenistanu”. Owa tak często przywoływana „neutralność” w kontekście geopolityczno-historycznym jest po prostu demonstracją… niepodległości!
Państwo Turkmenów ma więcej szczęścia niż Kazachstan, bo nie graniczy ani z Rosją, ani z Chinami. Ale też mniej, bo kraj Kazachów jest pod względem wielkości dziewiątym państwem świata , a Turkmenistan z jego niespełna pół milionem kilometrów kwadratowych może tylko o tym pomarzyć. Tym bardziej należy docenić, że Turkmeni po cichu, stopniowo, nic o tym nie mówiąc, ale starają się wyzwolić spod rosyjskich wpływów...
*tekst ukazał się w „Gazecie Bankowej” (07/2023)
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości