Nie przypadkiem to kraje skandynawskie- obok państw tzw. „nowej Unii”, a szczególnie Polski i krajów bałtyckich - są w awangardzie unijnego sceptycyzmu – a może realizmu? – odnośnie Rosji. Szwecja i Finlandia w znacznie większym stopniu niż kraje Europy Południowej – Francja i Włochy ,ale tez Niemcy i Austria rozumieją zagrożenie ze strony Moskwy. Wynika to z historii. Finowie pamiętają zarówno to, co działo się w 1939 roku: wojnę fińsko-sowiecka i bohaterstwo żołnierzy marszałka Mannerheima, którzy bronili niepodległości i integralności terytorialnej swojego kraju, ale też pamiętają okres swoistej „finlandyzacji”, gdzie przez dekady istnienia komunizmu i Związku Radzieckiego – Helsinki owszem mogły podejmować decyzje dotyczące polityki wewnętrznej w zasadzie niemal takie, jakie chciały, ale w polityce zagranicznej były zakneblowane przez Kreml.
Szwecja też ma dobra pamięć i pamięta permanentne naruszanie w ostatnich kilkudziesięciu latach jej przestrzeni powietrznej przez samoloty wojskowe ZSRR, a potem Federacji Rosyjskiej, a akwenów morskich przez sowieckie, a potem rosyjskie okręty wojenne czy ,częściej, łodzie podwodne.
Mało kto w Polsce zwrócił, niestety, uwagę na decyzje władz w Sztokholmie, które już w 2018 roku niespodziewanie dla wielu wprowadziły, a raczej wróciły do… obowiązkowej służby wojskowej!
Teraz w Finlandii toczy się dyskusja o potencjalnym akcesie „Suomi” do Paktu Północnoatlantyckiego. Fińska współpraca z NATO rozwinęła się przed ośmiu laty po zaborze Krymu przez Rosję. Przed czteroma laty Finowie uznali, że póki co nie ma powodów, aby do Paktu wchodzić, ale trzeba z nim współpracować w wymiarze i militarnym i stricte politycznym.
Ostatnie obawy związanie z kolejną rosyjską agresją - tym razem już na całą Ukrainę - ożywiły tam publiczną debatę o wstąpieniu Finlandii do NATO. Jeśli jednocześnie, w tym samym czasie prezydent kraju i premier rządu publicznie wypowiadają się, że ich państwo może ubiegać się o członkostwo w Pakcie Północnoatlantyckim – jest to dobra odpowiedź na rosyjski szantaż względem Kijowa, ale też zarysowanie pewnego kierunku na przyszłość . Jeżeli szefowa rządu Sanna Marin mówi, iż: „Finlandia ma możliwość wystąpienia o członkostwo w NATO. To kwestia naszej wolności podejmowania decyzji, cześć prawa każdego państwa do decydowania o własnej polityce bezpieczeństwa” – to cieszy, ale specjalnie nie dziwi. Jednak zmiana stanowiska w tej sprawie współrządzących Zielonych – z niechętnego na pozytywne – wymaga szczególnego odnotowania. Zwłaszcza, że w Finlandii ,podobnie jak w Niemczech, to Zieloni dzierżą MSZ (minister Pekka Haavisto). Szef Zielonych w fińskim parlamencie -nazywa się ichni „Sejm”: Eduskunta - oficjalnie, wbrew dotychczasowej linii partii, opowiedział się za wstąpieniem jego ojczyzny do NATO. Ba ,europosłowie z Finlandii są jeszcze bardziej radykalni. Niektórzy z nich wręcz mówią o okresie 5-letniej „poczekalni”, a następnie złożeniu wniosku akcesyjnego. Tak wypowiedział się mój kolega Ville Niinisto (nie mylić z prezydentem Sauli Niinisto).
Cóż, ze Skandynawii wieją dobre polityczne wiatry....
*tekst ukazał się we Wprost (11.01.2022)
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka