Rzadko się zdarza, aby wybory lokalne wzbudziły tak duże zainteresowanie na arenie międzynarodowej. No, chyba, że dotyczy to wyborów w niemieckich landach – wiadomo, że wyniki elekcji w krajach związkowych Republiki Federalnej są niemal zawsze swoistym referendum dla rządu największego państwa członkowskiego UE.
Tym razem jednak chodzi o Gruzję i drugą turę wyborów samorządowych, które miały miejsce w ten weekend. Byłem tam obecny w oficjalnej misji obserwatorów z ramienia Parlamentu Europejskiego, zresztą jako jedyny Polak i jedyny konserwatysta. Wybory wygrała formacja rządząca tym najbardziej „uzachodnionym” państwem Kaukazu Południowego od 2012 roku czyli „Gruzińskie Marzenie” – ale wyniki zostały od razu zakwestionowane przez opozycję. Wybory pokazały, że Gruzja jest głęboko podzielona, wręcz przecięta na pół, bo w największych miastach niemal zawsze wybory kończyły się wynikiem 51-49%. Nie wchodząc jednak w wewnętrzne sprawy Gruzji – „nie czyń drugiemu, co Tobie niemiłe” – nie stawiając się w roli nauczyciela, prokuratora czy sędziego można stwierdzić, że jest jeden optymistyczny wniosek płynący z wyborczego weekendu w tym jednym z dwóch najstarszych chrześcijańskich państw świata (obok Armenii). Jest on następujący: w kraju, w którym 85% społeczeństwa deklaruje wolę, aby Gruzja była w strukturach Zachodu, a nie Wschodu, Rosja ma coraz mniej czego szukać.
„Gruzińskie Marzenie” premiera Irakli Garibaszwilego walczy na śmierć i życie z Zjednoczonym Ruchem Narodowym (UNM) współtworzonym przez Mikheila Saakaszwilego (siedzi w więzieniu i głoduje), a kierowanym teraz przez kandydata na mera Tbilisi Nika Melia (siedział, ale wyszedł) – ale obie śmiertelnie skłócone partie chcą, aby Gruzja weszła do UE i NATO. Charakterystyczne, że jedyny prorosyjski kandydat, były premier Giorgi Gacharia startując na mera stolicy zdobył raptem 11%.
Te europejskie i euroatlantyckie aspiracje Gruzji trzeba mocno wspierać. To kwestia po prostu polskiego interesu. A dodatkowo sentymentu, bo w żadnym innym państwie nie ma tylu pomników i ulic prezydenta Polski (sp. profesora Lecha Kaczyńskiego), jak właśnie tam. I tylko w jednym kraju poza Polską urodził się kiedykolwiek prezydent RP – tym krajem była Gruzja, a prezydentem Władysław Raczkiewicz (urodzony w Kutaisi w 1885 roku), sprawujący urząd Głowy Państwa w latach 1939-47…
*tekst ukazał się na portalu dorzeczy.pl (02.11.2021)
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka