W tymczasowym rządzie Królestwa Niderlandów doszło właśnie do sytuacji, która zdarzyła się blisko dekadę temu w rządzie Jej Królewskiej Mości w Londynie. Wówczas do dymisji podała się bardzo ważna postać brytyjskiej polityki, była przewodnicząca rządzącej Partii Konserwatywnej, a w tym czasie wiceminister spraw zagranicznych Sayeeda Hussain baronessa Warsi. Ta najwyżej wówczas stojąca w hierarchii brytyjskiej polityki muzułmanka demonstracyjnie zrezygnowała ze stanowiska „numer 2” w FCO (Foreign and Commonwealth Office) czyli tamtejszego MSZ jako wyraz protestu przeciwko zbyt proizraelskiej – jej zdaniem – postawie własnego rządu. Rzeczywiście, lokator 10, Downing Street, gdzie mieści się siedziba premiera Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej – David Cameron miał w tej sprawie stanowisko zgodne z linią zajmowana przez Londyn od dekad, linia poparcia dla Izraela.
Teraz na posiedzeniu rządu w Hadze doszło do bardzo ostrej polemiki między, mówiąc nieco umownie, „proizraelskim” premierem Markiem Rutte - dopiero co został po raz czwarty (sic!) szefem rządu a „propalestyńska” minister spraw zagranicznych Sigrid Kaag. Zapewne na autentyczną różnicę zdań nałożyła się rywalizacja międzypartyjna, bo Rutte to szef liberałów, a pani Kaag to liderka formacji Demokraci’66 czyli „partii nr 2” w Królestwie Niderlandów (pamiętajmy, że od 1 stycznia 2020 to oficjalna nazwa Holandii!). Ów holenderski casus, pomijając aspekty walki personalnej (szefowa MSZ sugeruje, że jej premier jest oportunistą, a on z kolei puszcza oko, że liderka jego głównej partii koalicyjnej jest dość arogancka) i partyjnej (rywalizacja dwóch największych partii w Tweede Kamer-holenderskim parlamencie) pokazuje spektakularnie jak bardzo kwestia konfliktu izraelsko-palestyńskiego dzieli europejską scenę polityczną i klasę polityczną w poszczególnych krajach Starego Kontynentu. Pomijam już fakt, że szefowa MSZ Niderlandów jest żoną Palestyńczyka (skądinąd byłego doradcy przywódcy Obozu Wyzwolenia Palestyny, Jassera Arafata)...
Od lat piszę w różnych miejscach na ten właśnie temat, przy czym pierwszy taki tekst ogłosiłem gdzieś z dekadę temu w dwumiesięczniku „Arcana” ,wówczas redagowanym przez profesora Andrzeja Nowaka. Moja teza brzmi następująco: wzrastający w Europie Zachodniej procent muzułmańskich wyborców będzie coraz bardziej wpływać na stanowisko rządów i parlamentów tych krajów w kontekście konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Słowem: coraz więcej wyborców-muzułmanów, często głosujących tak samo, blokiem, będzie powodować wyborczy wyścig o ich głosy (na razie bardzo widać to Wielkiej Brytanii), a to z kolei może przesuwać stanowisko poszczególnych krajów w kierunku Palestyny kosztem Izraela.
Zupełnie inna sytuacja jest w naszym regionie Europy...
*tekst ukazał się na portalu gpcodziennie.pl (26.05.2021)
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka