Gdy jechałem ostatnio na mecz siatkarskiej PlusLigi do Sosnowca, gdzie gra MKS Będzin, prowadzony przez charyzmatycznego i bardzo aktywnego w mediach społecznościowych trenera Jakuba Bednaruka, pomyślałem sobie, że specyfika sportów zespołowych polega na tym, że najwięksi indywidualiści, najwybitniejsi siatkarze, piłkarze czy koszykarze, muszą się podporządkować zespołowi. „Ego” lidera musi być złożone na ołtarzu sukcesu zespołu. Przypomniała mi się wtedy amerykańska anegdota o Teodorze Roosevelcie, prezydencie USA dwóch kadencji (lata 1901-1909), krewnym późniejszego prezydenta Franklina Delano Roosevelta, który zasiadał w Białym Domu najdłużej w historii (bo za jego czasów nie było ograniczenia kadencji do dwóch i F. D. Roosevelt był wybrany trzy razy, choć w trakcie swej trzeciej kadencji zmarł). Wracając jednak do tego starszego Roosevelta, to jego syn opowiadał, że ojciec ma tak rozdęte ego, że na weselu żałuje, że nie jest Panem Młodym, a na pogrzebie że nie jest nieboszczykiem...
Jeden z najwybitniejszych siatkarzy PlusLigi wrócił do Polski z odległej geograficznie ojczyzny mając 8-kilogramową nadwagę. Sternicy czołowego klubu w Lidze Mistrzów Świata załamali ręce. A ja przypomniałem sobie znowu amerykańską anegdotę – nie dlatego, że ojczyzna owego, bardzo sympatycznego zresztą sportowca, jest w ostrym konflikcie politycznym z USA. Otóż inny amerykański prezydent William Howard Taft był niesamowitym grubasem i ważył około 280 funtów. To w przeliczeniu na europejskie kilogramy daje imponującą liczbę 126 kg. Gdy był jeszcze Sekretarzem Obrony czyli ministrem wojny w Białym Domu, podczas bankietu na jego cześć sędzia Brower zakończył toast skierowany do przyszłego prezydenta następującymi słowy: „Nasz minister wojny Taft jest politykiem niezwykle grzecznym. Sam widziałem jak ustąpił w tramwaju miejsca aż trzem paniom naraz”…
A tak serio – nadwaga w sporcie, zwłaszcza po okresie kwarantanny i lockdownu to poważny problem. Na szczęście teraz, dzięki temu, że mądrzy ludzie słuchają mądrych ludzi (sic!) sportowego lockdownu, przynajmniej gdy chodzi o sport wyczynowy, nie będzie.
W sporcie tak, jak w polityce – wiem cos o tym – funkcjonują swoiste dynastie. Iluż siatkarzy ma córki i synów siatkarzy. Jaroszowie – z naszego wrocławskiego podwórka, ale też Kłosowie, Grobelni, matka i córka Różańskie, Magdalena Śliwa i jej córka Izabela Lemańczyk... Można by długo wymieniać. Gdy tak o tym myślę, przypomina mi się kolejna międzynarodowa anegdota. Ta o wielkim amerykańskim pisarzu Marku Twainie – kto z nas w dzieciństwie nie czytał „Księcia i żebraka” albo jako człek już dorosły nie śmiał się z reakcji Twaina na to, że ukazał się jego nekrolog: pisarz na konferencji rasowej stwierdził „Jak Panowie widzicie, plotki o mojej śmierci są mocno przesadzone” ... Otóż Twain dyskutował kiedyś z pewnym Francuzem. Ów Francuz ,z charakterystyczna dla tej nacji arogancją chcąc udowodnić, że Amerykanie mają bardzo krótką historię, a zdecydowana większość ich przodków pochodziła z Europy powiedział dowcipnie, że gdy przeciętny Amerykanin się nudzi to zawsze może zająć czas badanem, kim był jego dziadek… Na co Mark Twain z kamienną twarzą odpowiedział, że gdy przeciętny Francuz się nudzi zawsze może zabić czas badaniem, kim był tak naprawdę jego ojciec…
Cóż, w dzisiejszych czasach, które nie generują zbyt wielu powodów do uśmiechu – uśmiechać się i należy i trzeba. Czyż nie? Po to także jest ten tekst.
Często w świecie sportu wybuchają burze w szklance wody wynikające z tego, że coś z szatni „przecieka” do mediów. Czasem któryś sportowiec, trener czy członek sztabu szkoleniowego jest po prostu niedyskretny. Bywa, że wynika to z gadulstwa i niefrasobliwości, bywa, że jest to zamierzone, bo na przykład zawodnik chce wypuścić informacje, które mogą doprowadzić do zmiany trenera, a trener uderzyć w zawodnika, który nie chce mu się podporządkować. Gdy słyszę takie historie, znowu przypomina mi się anegdota „made in USA”. Anegdota tym różni się od dowcipu, że mówi o czymś, co wydarzyło się naprawdę. Otóż w trakcie rządów w Stanach Zjednoczonych następcy wspomnianego już tu Franklina Delano Roosevelta – prezydenta Harry Trumana (rządził przez dwie kadencje w latach 1945-1953) został przestawiony plan pomocy finansowej dla państw ,które szczególnie ucierpiały podczas rozpętanej przez Niemców II wojny światowej. Był to tzw. „Plan Marshalla” (1948-52). Jeden z wysokich z urzędników amerykańskiego MSW złośliwie skomentował inicjatywę Trumana: „Do diabła, nasz Stary jest sprytny, ale nie bardzo”. Nie mający skóry słonia prezydent Truman wściekł się i wezwał szefa resortu, aby ukarał swojego podwładnego: „Ładne historie dzieją się w Pańskim ministerstwie, dowiedziałem się, że jeden z pańskich podwładnych …” .
Minister przerwał prezydentowi: „Powiedział, że jest Pan sprytny, ale nie bardzo. Wiem o tym, kazałem go zwolnić”. Prezydent Truman na to z zadowoleniem: „Słusznie! Za nielojalność!”. Na co minister: „Nie, nie, Panie Prezydencie. Nie za nielojalność, tylko za … zdradę tajemnicy państwowej”.
*tekst ukazał się w tygodniku "Słowo Sportowe" (16.11.2020)
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Sport