Z sukcesem zakończył się zorganizowany w Polsce szczyt V4, czyli państw Grupy Wyszehradzkiej. Charakterystyczne, że w ostatnich latach mówi się głównie o czworokącie Warszawa–Budapeszt–Praga–Bratysława, a praktycznie nic o Trójkącie Weimarskim, czyli układzie Polska–Niemcy – Francja. Trójkąt Weimarski jest niczym Trójkąt Bermudzki. Postanowiłem to naprawić i dziś poświęcę mu nieco miejsca.
Uczynię to jednak w niecodzienny sposób − skupię się nie na bieżącej polityce, bo ona może mocno dzielić, lecz na kontekście kulturowo-historycznym, z którego wynikają liczne anegdoty, gdyż może być to element łączący.
Francuscy kochankowie
Francuzi to naród kobieciarzy. To tradycja, której przestrzega się tam pieczołowicie. Dużo pisano o podbojach miłosnych francuskich prezydentów. Socjalista François Mitterand miał nieślubną córkę, centroprawicowy prezydent Jacques Chirac (1977−1995) znany był z posiadania licznych kochanek, centroprawicowiec Nicolas Sarkozy uciekł przez okno z pokoju hotelowego, gdy nagle zjawił się mąż jego przyjaciółki. Socjalista François Hollande miał czworo dzieci z nieformalnego związku z partyjną towarzyszką Segolene Royal, potem zawarł ślub z Valérie Trierweiler, ale i tak wymykał się na skuterze z Pałacu Elizejskiego, aby spotykać się z aktorką Julie Gayet i zapewne… rozmawiać o francuskiej średniowiecznej poezji miłosnej.
Już cesarz Napoleon III znany był jako miłośnik kobiet. Kiedyś, w czasie spaceru po Paryżu, spotkał niesłychanie piękną młodą damę, która zgodziła się z nim spotkać następnego dnia wieczorem sam na sam w altanie ogrodu należącej do jej męża. Mąż, paryski kupiec, miał oczy dookoła głowy i przejrzał zamiary swojej połowicy. Zaczaił się w ogródku i gdy zobaczył, że cesarz podczas tej randki staje się coraz bardziej ofensywny, a jego małżonka coraz mniej defensywna – zaczął donośnie skandować: „Wiwat! Niech żyje cesarz Napoleon! Wiwat! Niech żyje!”. Po paru minutach owych okrzyków jego cesarska mość ewakuował się z altany…
Podróż na gapę dr. Rabelais’go i wiek Maurice’a Chevaliera
Któż z nas nie słyszał o francuskim pisarzu, autorze „Gargantui i Pantagruela”? François Rabelais – bo o nim mowa – był marnie zarabiającym lekarzem i mieszkał w Lyonie. Nie miał pacjentów, więc zdesperowany uznał, że musi przenieść się do stolicy. Nie miał jednak pieniędzy na podróż do Paryża. Wymyślił zatem, jak pojechać tam na gapę. Wziął dwa słoiki. Do jednego przyczepił kartkę: „Trucizna dla króla”, a do drugiego „Trucizna dla królowej”. Potem napełnił je… popiołem. Wreszcie zawiadomił władze, że niejaki Rabelais chce dokonać zamachu na parę królewską. Został aresztowany i pod eskortą zawieziony do Paryża. W stolicy zbadano słoiki i gdy okazało się, że jest to popiół, lekarz odzyskał wolność. Potem mówił, że jego wojaż do Paryża nie był zbyt wygodny, za to całkowicie darmowy...
Wróćmy jednak do przypisywanego Francuzom wyjątkowego zainteresowania kobietami. Ta zabawna historia dotyczy znanego piosenkarza i aktora Maurice’a Chevaliera. Gdy miał prawie 70 lat, był gościem na rewii, gdzie tańczyły bardzo młode i ładne dziewczyny. Francuz zadumał się: „Ach, gdybym miał 20 lat więcej!”. Jego sąsiad się zdziwił: „Ależ Maurice, chyba 20 lat mniej!”. Na co Chevalier: „Ależ nie, gdybym był starszy o 20 lat, te panny już nic by mnie nie obchodziły”.
Kiedyś Chevalier oglądał z przyjaciółką najnowszy amerykański film, w którym główną rolę grała Audrey Hepburn. Chyba zazdrosna o jej urodę partnerka Chevaliera powiedziała: „Urocza aktorka. Tylko mówią, że jest zimna jak głaz”. Na co usłyszała ripostę swojego towarzysza: „Nie należy sądzić o temperamencie kobiet wedle ich wyglądu. Na przykład granat też jest zimny przed eksplozją…”.
Piesek ambasadorowej i gniew Bismarcka
Czas na drugi kraj należący do Trójkąta Weimarskiego, czyli Niemcy. Ciekawą anegdotę kolportują sojusznicy Niemiec, czyli Rosjanie. Dotyczy ona kanclerza Rzeszy Ottona von Bismarcka. To był najwyższy urząd w Niemczech, obok cesarza (który w końcu Bismarcka zdymisjonował). Według strony rosyjskiej kanclerz odwiedził ambasadora Rosji w Berlinie, hrabiego Szuwałowa – wedle protokołu dyplomatycznego powinno być odwrotnie. Porywczy Bismarck jakoś tym razem nie dogadał się z Rosjaninem i bez słowa pożegnania opuścił rezydencję. Opuszczając pałacyk, niemal zderzył się z małym pieskiem ambasadorowej. Widząc to z balkonu, hrabina Szuwałowa krzyknęła do Bismarcka: „Ależ panie premierze, niech Pan przynajmniej nie pogryzie mojego psa”.
Słuchając niemieckich anegdot, ma się wrażenie, że poczucie humoru w tym kraju mają raczej nie politycy, tylko poeci i muzycy. Często jest to zresztą humor sytuacyjny. Słynny poeta niemieckiego romantyzmu Heinrich Heine był zanudzany przez dramaturga Marlisa opiniami dotyczącymi jego najnowszego dramatu. Heine słuchał cierpliwie, ale gdy pisarz na końcu spytał, czy poeta miał czas, żeby przeczytać jego „Podróż do piekła”, wybuchnął: „Nie, proszę pana, ale szkoda, że pan stamtąd wrócił”.
Kamień von Bodenstedta
Inny, mniej znany poeta, Friedrich von Bodenstedt, otrzymał kiedyś od znajomego list, za który sam musiał zapłacić, ponieważ jego autor tego nie uczynił. List zawierał raptem jedno zdanie: „Donoszę, że nie mam nic do doniesienia”. Wściekły, że musi płacić za poczucie humoru kolegi, poeta sporządził paczkę, do której wsadził duży kamień i również wysłał to jako przesyłkę do zapłacenia przy odbiorze. Pokaźny pakunek zawierał także liścik: „Po otrzymaniu Twojego listu, spadł mi z serca załączony kamień”.
Wybitny muzyk Johannes Brahms miał uświetnić swoją obecnością uroczystości organizowane przez żonę ważnego ministra. Przesłała ona do Brahmsa listę gości wraz z prośbą, aby kompozytor wykreślił z niej nazwiska osób, z którymi nie chciałby się spotkać. Przerażony liczbą gości i koniecznością konwersowania z nimi cały wieczór, Brahms natychmiast odesłał listę, wykreślając z niej tylko jedno jedyne nazwisko. Swoje...
To tylko garść anegdot, które świadczą, że nasi partnerzy z Trójkąta Weimarskiego cenią poczucie humoru. Jednak czy zrozumienie tego może ocieplić nasze relacje i spowodować ożywienie martwej w ostatnich latach struktury? O ile nie będzie to sprzeczne z interesami, może i tak…
*tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" (22.02.2021)
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo