W tym roku mija kilka ważnych rocznic związanych z ludźmi, którzy na przestrzeni wieków mieli wpływ na polską gospodarkę. Charakterystyczne, że wielu z nich to cudzoziemcy. I Rzeczpospolita, państwo wielkie i bogate, miała wielką siłę przyciągania. Warto dziś przedstawić sylwetki dwóch z nich.
W tym roku mija 440. rocznica śmierci Tytusa Liwiusza Boratiniego. Ten Włoch, rodem z Wenecji, to postać, której życie nadaje się na filmowy scenariusz. Jako dwudziestolatek pojechał do Egiptu, gdzie mierzył piramidy, sporządzał mapy, a także pracował jako archeolog w Memfis i Gizie. Sporządzał tam rysunki, inwentaryzując egipskie zabytki – owe szkice ukazywały się potem w XVII-wiecznych księgach naukowych. Z Kairu dotarł do Wiednia – tam zdobywał wiedzę dotyczącą sztuki menniczej – aby w końcu zameldować się w Krakowie.
Włoski architekt polskim szlachcicem
Po kilku latach przeniósł się do Warszawy, bo pociągał go blask polskiego dworu królewskiego. Dzięki wstawiennictwu królowej Polski Ludwiki Marii Gonzagi został starostą tucholskim. W wieku zaledwie 33 lat powołano go na nadwornego architekta królewskiego. Rozbudował Zamek Ujazdowski i Pałac Kazimierzowski przy Krakowskim Przedmieściu.
Charakterystyczne, że podczas potopu szwedzkiego, gdy najeźdźcy wywozili z Rzeczypospolitej niezliczone ilości niezwróconych dotąd dzieł sztuki, Włoch zachował wierność polskiemu królowi. Ba, sfinansował nawet oddział wojska i pożyczył pieniądze skarbowi państwa. Co więcej, dzielny Wenecjanin wstąpił w szeregi polskiej armii i pod dowództwem hetmana Stefana Czarnieckiego walczył ze Szwedami. Po polskiej wiktorii uszlachcono go, podobnie jak jego brata Filipa. Urodzony jako Burattini, w Polsce umierał już jako spolonizowany Boratini.
W czasach pokoju przydała się mu wyniesiona z Austrii znajomość, sztuki menniczej: w 1658 r. otrzymał od króla mennicę w dzierżawie i bił pieniądz. Dzięki temu w ciągu 10 lat, do abdykacji ostatniego Wazy, Jana Kazimierza, wszedł w posiadanie fortuny. Bił bowiem monety w Warszawie, ale też w Krakowie, Wilnie i Brześciu. Każdy, kto interesuje się historią numizmatyki, musi pamiętać produkowane przez Boratiniego szelągi, zwane boratynkami. Była to nowa moneta o niskiej wartości z przymusowym kursem jednej trzeciej grosza. 300 monet bito z jednego funta miedzi, z czego 57 proc. monet zabierało państwo, ale aż 28 proc. brał sam Boratini, by pokryć koszty produkcji, a także dla własnego zysku.
Boratynki produkowano w latach 1659–1668. Wenecjaninowi zarzucano, że nielegalnie bił szelągi poza limitem. Olbrzymia liczba wprowadzonych monet do obiegu i ich raczej niska jakość ośmielały fałszerzy.
Na pierwszym etapie nową monetą spłacono długi państwa, ale na dłuższą metę było to psucie pieniądza. Ludność sarkała, szczególnie żołnierze, którzy żołd dostawali w… wypełnionych monetami workach. Gdy doszło do antykrólewskiego rokoszu Lubomirskiego, szlachta żądała m.in., aby nie wypłacano żołdu w boratynkach. Te kontrowersje sprawiły, że szelągi Boratiniego weszły do historii... przysłów polskich. Z tamtego okresu pochodzi bowiem powiedzenie: „znać kogoś jak zły szeląg”.
Ów polski Włoch albo włoski Polak był też wynalazcą. Wynalazł np. maszynę nawadniającą ogrody, napędzaną wiatrem, a także hydrostatyczną wagę, która określała procentowo stopy metali. Poprzednikowi króla Jana Kazimierza, którego był faworytem, Władysławowi IV Wazie, podarował traktat na temat stworzenia „maszyny latającej”, a już z kiesy monarchy wybudował model liczącego półtora metra długości, mającego spadochron (!) i busolę „latającego smoka”.
W Ujazdowie (nie był on wtedy częścią stolicy) stworzył też obserwatorium astronomiczne. Był także budowniczym mostu na Wiśle. Urodzony w Republice Weneckiej, zmarł w Wilnie w wielu 64 lat, w 1681 r.
Konwertyta Flemming
18 lat po śmierci Boratiniego urodził się Jan Jerzy Flemming – równo 250. rocznica jego śmierci upłynie w grudniu tego roku. Podobnie jak Włoch nie urodził się w Polsce, przybył do I Rzeczypospolitej z Brandenburgii już jako dorosły człowiek. Do historii Polski wszedł jako teść Adama Kazimierza Czartoryskiego, bo jego córką była sławna księżna Izabela, oraz podskarbi, czyli ówczesny minister skarbu. W wieku 25 lat został dowódcą pułku królowej, by po kolejnych ośmiu zostać, jak wcześniej Boratini, starostą, tyle że szereszowskim. W dziejach polskiej gospodarki zapisał się jako skuteczny zarządca skarbu Wielkiego Księstwa Litewskiego, i to przez dwie dekady.
Był protestantem i gdy został generałem artylerii, oburzyło to polską, katolicką szlachtę. Flemming zareagował na to... przejściem na katolicyzm. Zapisał się także w dziejach polskiej dyplomacji, bo w imieniu Augusta III posłował na dwór rosyjski, aby carycę Elżbietę pozyskać dla antypruskich planów polskiego monarchy. Co prawda bez rezultatu, jednak Flemming stał się tej misji jedynym beneficjentem, ponieważ otrzymał Order Orła Białego...
Gdy objął w dzierżawę komory celne w Wielkim Księstwie Litewskim, pilnował, aby kupcy płacili cło, i był zwolennikiem twardego egzekwowania prawa w sprawach skarbowych. Będąc przez blisko 20 lat podskarbim wielkim litewskim, wiedział, że nie ma większych szans na gruntowną reformę – w sytuacji niestabilności politycznej państwa, poddawanego zewnętrznej presji – i przynajmniej starał się walczyć z przestępcami gospodarczymi, czym zdobywał szacunek, ale też wrogów.
Kiesę państwową zostawił zasobną
W zasadzie natychmiast zwiększył dochody skarbu o 300 tys. złotych, egzekwował cła, nakładał nowe, a nawet zarządził w Wielkim Księstwie Litewskim redukcję monety, walcząc w ten sposób z fałszywymi pieniędzmi. Rodzinnie związany z Czartoryskimi, był wrogiem Potockich. Można o nim powiedzieć, iż był homo politicus: nie przejął się faktem, że podczas sejmiku w Brześciu Litewskim został poturbowany, i dwa lata później został marszałkiem Trybunału Głównego Wielkiego Księstwa. Wykorzystał to do rozliczenia swojego poprzednika Karola Radziwiłła. Kilka lat później wraz z Czartoryskimi zwalczał potężnego ministra królewskiego dworu, Niemca Heinricha von Brühla. Walczył z Radziwiłłami, za co zapłacił niemałą cenę – oddziały radziwiłłowskie spustoszyły jego Terespol (miasto Błotków w okolicach Brześcia zamienił we własną rezydencję o nazwie Terespol).
Dbając o dochody państwa, potrafił też zadbać o własne: miał kilka starostw, dzierżawił prywatne dobra, a żeby zwiększyć ich wydajność, sprowadzał niemieckich osadników. To dzięki niemu Włodawa stała się centralnym punktem handlu na linii Wisła–Bug.
Gdy rezygnował z funkcji podskarbiego i zostawał wojewodą pomorskim, nadwyżki w skarbie było ponad milion złotych.
Ten urodzony poza Polską patriota I Rzeczypospolitej miał symboliczną śmierć. Podczas kolacji z… ambasadorem rosyjskim niemieckiego pochodzenia Kasprem von Saldernem doszło między nimi do ostrej awantury, w efekcie Jan Jerzy Flemming dostał ataku apopleksji. Jego spadkobierczynią została córka Izabela Czartoryska, dziedzicząc majątek wart 30 tys. dukatów rocznego dochodu.
Zaiste państwo polskie miało w sobie swoisty magnes, olbrzymią siłę przyciągania, która powodowała, że ludzie urodzeni poza naszą ojczyzną emigrowali do Polski, służyli jej, pracowali dla niej, polonizowali się i na polskiej ziemi umierali.
*tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" (21.01.2021)
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura