Do polskiego papieża mam stosunek emocjonalny, jak zapewne wielu ludzi mojego pokolenia. Tak, tak, „pokolenia JP2”. Bo jest takie pokolenie. Jego wyróżnikiem nie jest to, że jesteśmy aniołami – co to, to nie! Nie jesteśmy dewotami, bigotami i pewnie wielu ludzi z tego pokolenia nie strzela cytatami z encyklik Jego Świątobliwości Jana Pawła II. Nie w tym rzecz. Na pewno dzięki papieżowi-rodakowi jesteśmy (trochę) lepszymi ludźmi. Czerpaliśmy z niego lekcje patriotyzmu – i to w nas, we mnie, zostało. Tak było przy okazji Jego pielgrzymek do Ojczyzny. Kiedy ich już nie ma, kiedy Jego nie ma – dopiero teraz widać, jak brakuje tego Człowieka. I jak brakuje tego Polaka.
Nie szukam prostych uogólnień. Nie będę ględził, że pokolenie moich dzieci jest mniej religijne niż my byliśmy uczestnicząc w katechezach Ojca Świętego jako cząstka milionowych audytoriów czy mniej wrażliwe na wartości ponadczasowe, które były udziałem mojej generacji – dzięki, w wielkiej mierze, papieżowi „z dalekiego kraju”. My mieliśmy historyczne szczęście urodzić się w czasie, w którym On nauczał – choć przecież w wielu aspektach był to parszywy czas i wcale nie mieliśmy szczęścia, że żyliśmy w czasie komuny...
Polski papież nas wychował – jako Polaków, jako obywateli, jako – grzesznych – chrześcijan. Grzeszyliśmy zapewne dzięki księdzu Wojtyle nieco mniej. Dlatego dziś, gdy „nasz papież” stał się tarczą strzelniczą dla rożnego rodzaju nikczemników – burzy się we mnie krew. Atakują świętego człowieka ludzie podli albo skrajnie głupi. Wszystko jedno – na jedno wychodzi. Tyle, że kilkunastoletni smarkacz-uczeń może z tego wyrośnie za lat dziesięć czy paręnaście, gdy założy własną rodzinę i patrząc przez pryzmat własnych dzieci stanie się, kto wie, konserwatystą. Być może będzie mu głupio i nie przyzna się synowi i córce, co wykrzykiwał, a może i co malował na pomniku polskiego papieża. Nie ma natomiast nadziei, że wyrosną ze swojej prymitywnej propagandy anty-JP2 różne medialne szczujnie. One nie dojrzeją – one dokładnie wiedzą, co robią. Mają zohydzić świętości i czynią to w poczuciu dobrze spełnionego laicko-internacjonalistycznego obowiązku. Machiny medialne ruszyły – dotychczas świętego Jana Pawła niemal nie tykali, uważali, że to się nie opłaca, że jeszcze nie teraz, jeszcze za wcześnie. Teraz wybił czas, teraz wybiło szambo.
Znam wielu ludzi, którzy owszem ochrzczeni, wychowani w duchu „Świętej Wiary Rzymsko-Katolickiej”, ale nie praktykują zbyt gorliwie, chodzą do kościoła „od wielkiego dzwona”, może na Boże Narodzenie, a może z wielkanocnym koszyczkiem. Ale właśnie ci ludzie, rodacy Jana Pawła II wściekli się na bezczeszczenie papieskich pomników i bezczeszczenie dobrego imienia papieża-Polaka równie mocno, a może jeszcze bardziej gwałtownie niż ci pokornego serca, którzy chodzą do swojej parafii co tydzień.
Bo trawestując wersy Jana Lechonia o Matce Boskiej Częstochowskiej – w świętego Wojtyłę wierzą nawet ci, którzy w nic nie wierzą...
Atakują Jana Pawła nikczemnicy tacy sami, jak ci, którzy w ostatnim czasie zniszczyli w Szczecinie tablice upamiętniającą ofiary komunistów z Grudnia 1970.
Polskie państwo, jeśli jest silne – a nie jest „atrapa” państwowości – powinno takich ludzi napiętnować moralnie i karać prawnie. Czy tak czyni?
*tekst ukazał się w grudniowym numerze miesięcznika „Nowe Państwo” (12.2020)
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo