To będzie specjalny tekst, bo przecież bardzo rzadko zdarza się pisać artykuł, który ukaże się akurat w być może najważniejszy dzień roku – Wigilię. Dla Polaków to czas specjalny. Zawsze tak było. Przejmujące obrazy Wigilii powstańców-zesłańców na Syberii czy świąt w niemieckich obozach śmierci podczas II wojnie światowej – weszły do historii narodowej martyrologii. Przy zachowaniu wszelkich proporcji: więzienne wigilie w obozach internowania w 1981 roku też obrosły legendą. Przez lata śpiewano w Polsce pieśń, która powstać miała w obozach internowania naszych żołnierzy w Rumunii, jesienią 1939 roku, ze znamiennymi słowami: „O Boże, skrusz ten miecz, co siecze kraj, nasz kraj”. Przez lata śpiewano też: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”. Sam tak śpiewałem przez lat bez mała parędziesiąt. Teraz śpiewamy już – i Bogu dzięki – inaczej: „Ojczyznę wolną pobłogosław Panie”.
Anglicy o wierze
Natomiast owa pieśń powstała w Rumunii przed 81 laty jest zapisem polskiej wiary i nadziei żywej pod każdą szerokością geograficzną.
Właśnie w czas Bożego Narodzenia można zacytować słowa, które nie straciły nic na aktualności, choć zostały wypowiedziane... szesnaście wieków temu. Święty Augustyn powiedział, że „Wiara polega na tym, że przyjmujesz za prawdę to czego nie widzisz, a w nagrodę zobaczysz to, w co wierzyłeś”.
Z czasów dzieciństwa pamiętam w pokaźnej maminej bibliotece sporą kolekcję książek Gilberta Keitha Chestertona, wybitnego angielskiego pisarza, katolika – jak wielu innych najbardziej znamienitych ludzi pióra Albionu w XX wieku, takich jak: Graham Green, Bruce Marshall, Archibald Joseph Cronin, czy też książki filologa i filozofa chrześcijańskiego Johna Ronalda Reuela Tolkiena.
Otóż tenże Chesterton, którego książki wydawane przez PAX nawet w okresie stalinizmu musiały być swoistym powiewem wolności choć środowisko Bolesława Piaseckiego musiało sporo płacić za tę koncesje – pisał: „Gdy ludzie przestają wierzyć w Boga, to nie znaczy, że w nic nie wierzą. Oni zaczynają wierzyć w cokolwiek”. Czy słowa te nie pasują wręcz doskonale do dzisiejszych czasów, gdy ci, którzy decydują się na akt formalnej czy faktycznej apostazji gorliwie starają się zapełnić pustkę po Bogu?
Pozostając na Wyspach Brytyjskich warto wspomnieć angielskiego pisarza, malarza, muzyka, myśliciela i podróżnika z XIX wieku, który tworzył przed Chestertonem i zmarł gdy ten miał 28 lat (w 1902 roku) – Samuela Butlera. Ów autor słynnej satyry na wiktoriańską Anglię był raczej krytykiem chrześcijaństwa i instytucji kościelnych, o czym świadczy jego książka o wszystko mówiącym tytule „The Fair Haven”. Zapewne niebo jest bardzie „fair” niż myślał ów tłumacz „Iliady” i „Odysei” na język angielski. Ale jego słowa, człowieka sceptycznego wobec Kościoła, mogą jednak i zastanawiać i inspirować: „Ludzie są przerażeni zarówno widząc, że ktoś powątpiewa w religię, jak i wówczas, gdy ktoś jej ściśle przestrzega”. Inne słowa Samuela Butlera mogą dać szczególnie dużo do myślenia w czasie tak olbrzymiej , często tak bardzo niesprawiedliwej krytyki duchowieństwa. Oto ona: „Od kapłana oczekuje się powszechnie, że będzie wśród ludzi tym, czym niedziela jest wśród dni tygodnia”. Cóż, czy po upływie półtora wieku od napisania tych słów nie jest podobnie?
Einstein czyli: „żyć tak, jakby cudem było wszystko”
Wielki Albert Einstein, który przeszedł do historii jako odkrywca teorii względności i genialny fizyk, powiedział rzecz, którą chciałbym zadedykować wszystkim prostakom z tytułem profesora, którzy napędzani bądź ideologią komunistyczną bądź skrajnie liberalno-materialistyczną prowadzili przez dużą część wieku XIX, cały XX wiek i pierwsze dwie dekady XXI wieku prywatną wojnę z Panem Bogiem i wiarą. Oto słowa Einsteina brzmiące niczym motto Bożonarodzeniowego artykułu: „Religijne przeżycie, odczuwane w zetknięciu z nieznanym, jest najpotężniejszą i najszlachetniejszą siłą napędową wszelkich badan naukowych”.
Warto przytoczyć jeszcze jedną zmuszającą do refleksji myśl Einsteina: „Są dwie drogi, aby przeżyć życie. Jedna to żyć tak, jakby nic nie było cudem. Druga to żyć tak, jakby cudem było wszystko”.
Francuski katolicki pisarz, skądinąd z amerykańskimi korzeniami i piszący również po angielsku Julien Green, był kiedyś zafascynowany Freudem, ale potem zwrócił się w kierunku katolicyzmu. Pisał o walce Dobra ze Złem w czasach, kiedy tych pojęć jeszcze nie relatywizowano jak obecnie. Warto przytoczyć jego myśl, która doprawdy jak ulał pasuje ,niczym najkrótszy komentarz, do fali dzisiejszych wściekłych antykatolickich wystąpień i działań (niszczenia kościołów, krzyży i figur Matki Boskiej, zakłócanie mszy świętej, fizyczne atakowanie ludzi wierzących). Oto słowa członka Akademii Francuskiej (wszedł do niej na miejsce laureata Nagrody Nobla z 1952 Francoisa Mauriaca), które są niczym fotografia współczesnej antykatolickiej furii: „Wśród niewierzących antyklerykałów jest tyleż bigotów, ile wśród wyznawców religii”.
Julien Green przeżył dosłownie niemal cały wiek, bo urodził się w 1900 roku w Paryżu, a zmarł w wieku 98 lat. Co myślał ten katolicki pisarz o Francji, „córze Kościoła”, o której z takim bólem mówił polski papież święty Jan Paweł II?
„Kiedy w jakimś państwie jest zbyt wiele nienawiści, trzeba, aby religia dawała wiele sposobów pojednania”
Søren Kierkegaard, filozof, teolog i poeta romantyczny z Danii był jednym z ojców filozofii egzystencjalnej, a w szczególności jej chrześcijańskiego nurtu. Ten „Sokrates Północy”, jak go nazywano zmarł w wieku ledwie 42 lat, ale zdążył nawiązać na najwyższym intelektualnym poziomie nie tylko do św. Augustyna, ale też ostro spierać się z Heglem. Ten ukształtowany przez własnego ojca w duchu religijnego posłannictwa filozof napisał kiedyś słowa, które na pierwszy rzut oka wydają się być abstrakcyjną metaforą. Ale może taką nie są? Oto jego myśl: „Wielu ludzi sądzi, że chrześcijańskie nakazy moralne są trochę zbyt surowe, że przypominają nieco zegarek, który chcemy by się spieszył, aby mieć pewność, że nie spóźnimy się na spotkania”.
Proszę, niech będzie mi wolno, przed symbolicznym podzieleniem się opłatkiem – za pośrednictwem „Gazety Polskiej Codziennie” – z moimi rodakami, przypomnieć myśl Monteskiusza. Ten francuski filozof i pisarz czasów Oświecenia, skądinąd członek zagraniczny Akademii Stanisławowskiej w Nancy (stworzonej przez polskiego króla Stanisława Leszczyńskiego), jest autorem sentencji, która chyba bardzo pasuje do sytuacji Polski A. D. 2020: „Kiedy w jakimś państwie jest zbyt wiele nienawiści, trzeba, aby religia dawała wiele sposobów pojednania”.
Wszystkim moim Czytelnikom życzę godnego i radosnego przeżywania Świąt Narodzenia Naszego Pana – najbardziej polskich ze wszystkim Świąt.
*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (24.12.2020)
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura