Pamiętam, jak dziś, moją ś.p. Mamę przyklejoną do radioodbiornika, który trzeszczał i szumiał, bo przecież „ Radio Wolna Europa” było przez komunistów zagłuszane. Miałem wtedy 7 lat. Był Grudzień 1970 roku. Rozumiałem, że dzieje się coś ważnego. Jak wytłumaczyć dziecku, że niedaleko toczy się walka o wolność i biorą w niej udział rodacy? To nie takie proste. Ale ta scenę zapamiętam do końca życia.
Podwyżka cen artykułów żywnościowych była bezpośrednią przyczyną protestów, demonstracji, wieców, strajków i w końcu zamieszek na Wybrzeżu. Wszyscy wiedzą, że ogniskami protestu była Gdynia, Gdańsk i Szczecin. Mało sobie już kto to uświadamia, że miejscem tej polskiej walki o wolność był tez Elbląg i Słupsk.
27 tysięcy żołnierzy, 5 tysięcy milicjantów i 550 czołgów ....
Protesty tłumione były przez milicję i wojsko. I tu zasadnicza uwaga, bo w powszechnej świadomości, także nas, ludzi obozu niepodległościowego to MO czyli Milicja Obywatelska była główną siłą pacyfikująca protesty A. D. 1970. Tymczasem prawda była inna . Decyzją władz Komitetu Centralnego PZPR w tłumieniu protestów brało udział 5 tysięcy milicjantów i – wbrew naszemu myśleniu o tamtym czasie – aż 27 tysięcy żołnierzy! Władze użyły aż 550 (sic!) czołgów i 700 transporterów opancerzonych. Straty oficjalnie to po naszej stronie około 41 zabitych (podaję za wydaną w Paryżu -pod redakcja Piotra Jeglińskiego - przez Editions Spotkania w 1986 roku książką „Grudzień 1970” ) i 1165 rannych. Najwięcej ofiar śmiertelnych było w Gdyni – 18, następnie w Szczecinie – 16, w Gdańsku – 6, w Elblągu – 1. Komuniści przyznają się do „kilku zabitych”, bez sprecyzowania ilu ich było dokładnie oraz do ponad setki rannych.
Oczywiście podwyżka cen mięsa, przetworów mięsnych oraz innych artykułów spożywczych była tylko kroplą, która przelała czarę goryczy. Zapewne jednak cała ta operacja była również, niezależnie od wolnościowych aspiracji narodu, elementem rozgrywki wewnątrz obozu władzy. W partii komunistycznej rosła w siłę frakcja, która chciała dokonać wymiany rządzącego już 14 lat I sekretarza kompartii Władysława Gomułkę. Nie był on wcale sędziwy, miał bowiem 65 lat, ale wystarczająco politycznie „zużyty”, że środowiska skupione wokół „towarzysza Edwarda Gierka” i „towarzysza Mieczysława Moczara” uznały, iż trzeba spróbować dokonać zmiany na szczytach władzy. Elementem tej operacji miały być tzw. „wydarzenia grudniowe”.
Podwyżki w cieniu zbliżenia z „kapitalistycznymi” Niemcami
Towarzysz „Wiesław” (partyjny pseudonim Gomułki) popełnił błąd nadmiernej rutyny. Skupił się na niewątpliwie istotnym wydarzeniu międzynarodowym, jakim była wizyta w Polsce po raz pierwszy po II wojnie światowej premiera Niemiec Zachodnich czyli kanclerza Niemieckiej Republiki Federalnej (ówczesna nazwa RFN) Willy Brandta. Dla ówczesnej władzy – choć przecież nie tylko dla niej, bo było to zgodne z naszym interesem narodowym – kluczowe było uznanie przez „kapitalistyczne Niemcy” zachodniej granicy Polski. Starano się robić wszystko, aby, uwaga, nie drażnić Niemców. Popularne filmy i książki o tematyce wojennej, pokazujące walkę z Niemcami i niemieckie zbrodnie nagle zaczęły być mniej popularne, z afisza w jednym z warszawskich teatrów zdjęto na przykład w październiku 1969 roku po ledwie 17 przedstawieniach sztukę mojego ojca Henryka Tadeusza Czarneckiego o Procesie Norymberskim w kontekście odpowiedzialności za Powstanie Warszawskie („Podpalacze. Dialogi Norymberskie” w Teatrze Ziemi Mazowieckiej ). Reżyserowi zakomunikowano, że nie powinien przeszkadzać w... „polityce towarzysza Wiesława”. Tymczasem w cieniu tej wizyty równolegle Biuro Polityczne KC PZPR podjęło decyzję o podwyżkach – było to 30 listopada 1970. Władze, a przynajmniej ich część ze spiskowcami na czele, zdawali sobie sprawę z potencjalnej reakcji społecznej. Skutecznie utajnili informację na 12 dni, wykorzystując czas na przygotowania, zarówno w MON, jak i MSW, do potencjalnych zamieszek . W przeddzień ogłoszenia tej wiadomości w radiu w resorcie spraw wewnętrznych przystąpiono do operacji „ochrony porządku i bezpieczeństwa publicznego”. Podwózki ogłoszono najpierw wieczorem 12 grudnia w Polskim Radiu, a następnego dnia, nomen, omen, 13 grudnia – w prasie. Nie chodziło tylko o mięso, choć to najbardziej chyba zabolało ludzi i najbardziej zostało zapamiętane. Podwyższono także ceny mąki – o 18%, dżemów i powideł – o 36%, ryb – o 16%. W sumie ceny podwyższono średnio aż o 23%. Protesty rozpoczęły się 14 grudnia i trwały 9 dni, aż do 22 grudnia. Rozpoczęły się tak, jak 10 lat później, w Stoczni Gdańskiej im. Lenina, skąd tysiące stoczniowców wyszło z zakładu i udało się pod nieodległą siedzibę Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Jednocześnie podjęto próby rozmów z uczelniami. Na schodach głównego gmachu Politechniki Gdańskiej nastąpiła najpierw słowna, a potem fizyczna szarpanina z prorektorem Wiesławem Wełnickim. Popołudniu w tym samym miejscu stoczniowcy namawiali studentów, aby zorganizować wiec „solidarnościowy”, ale ci odmówili. Pamiętali, ze protesty studenckie dwa lata wcześniej milicja tłumiła przy wsparciu stoczniowców. Stoczniowcy opanowali radiowóz i namawiali przechodniów do przyłączenia się do pochodu, aby „pokazać swoją siłę”. Studenci przyłączyli się w końcu do protestu, ale na ulicy, a nie na uczelniach. W Trójmieście szczególnie aktywni byli studenci Politechniki i Akademii Medycznej.
„Kuzyni” – prowokatorzy z SB
Następnego dnia, 15 grudnia ogłoszono strajk powszechny w Trójmieście, do którego dołączył elbląski „Zamech”. Po raz pierwszy MO na masową skalę użyła gazu łzawiącego i pałek, chroniąc budynku KW PZPR – i tak go jednak podpalono tego samego dnia wieczorem. W tym samym czasie w Gdyni strajkujący napisali osiem głównych postulatów (między innymi podwyżkę minimalnego wynagrodzenia, zwłaszcza kobiet). Strajkujący przekazali postulaty przewodniczącemu Miejskiej Rady Narodowej (odpowiednik dzisiejszej Rady Miasta) w Gdyni, umiarkowanemu działaczowi PZPR Janowi Mariańskiemu, który miał je przekazać wicepremierowi Stanisławowi Kociołkowi (później określanemu jako „kat Trójmiasta”). Tymczasem w nocy z 15 na 16 grudnia zostali aresztowani członkowie gdyńskiego Komitetu Strajkowego.
Warto dodać – wiem to na przykład od osób pracujących w tym czasie w ośrodku TVP w Szczecinie, którzy uzyskali nasłuch radiostacji milicyjnych- władza dokonywała prowokacji i „grupę chuliganów” tworzyli po prostu funkcjonariusze po cywilnemu. Zapamiętano następujący dialog. Milicjanci meldują o grupie, która rozbija wystawy sklepowe. Dowódca odpowiada: „To kuzyni. Nie interweniować”...
Oczywiście rabunek sklepów, rozbijanie wystaw itp. nie zawsze były dziełem funkcjonariuszy „w cywilu” – autentyczni protestujący zdemolowali kasy dworcowe na Dworcu Głównym w Gdańsku, a z kolei młodzież z „poprawczaka” w Malborku faktycznie rabowała sklepy w Gdańsku przy ulicy Rajskiej i ulicach z nią sąsiadujących – nieudane okazały się próby ich powstrzymania przez protestujących.
Warto dodać, że zapłonął też gmach KW PZPR w Szczecinie (w wyniku starć zginęło tam 16 osób, głównie młodych). Wydarzenia na Wybrzeżu wywołały solidarnościowe protesty i strajki, głównie krótkotrwałe – o czym się dziś w ogóle nie mówi – także w Warszawie, Wrocławiu, Krakowie, Białymstoku, Wałbrzychu, a nawet Oświęcimiu i Nysie.
W efekcie Grudnia’70 Gomułkę zastąpił, jeszcze w czasie trwania protestów, Edward Gierek, a komuniści kupili sześć lat spokoju – do wydarzeń Czerwca’76. Z punktu widzenia wspólnoty narodowej Grudzień’70 stał się legendą i kolejnym etapem na polskiej drodze do wolności i niepodległości.
*tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" (17.12.2020)
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura