Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
127
BLOG

Inna Ameryka: teściowa Twaina, kucharka Hepburn, urwis Lincoln, mechanik Ford ...

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Ostatnio z Ameryki napływają wieści dość ponure, ale – zapewniam Was – Ameryka jest zupełnie inna. Wesoła. Radosna. Dowcipna. Z poczuciem humoru, czasem błyskotliwym. Także autoironiczna. Pozwolę sobie to udowodnić posługując się licznymi anegdotami – a więc czymś, co zdarzyło się naprawdę – jakże obfitymi w historii Ameryki.

Ameryka na luzie…

Gdy ktoś przypadkowo spotkany mówi mi, że przypominam mu Ryszarda Czarneckiego, od razu przypomina mi się historia, która dotyczy słynnego filmowego pożeracza serc, amanta amerykańskiego filmu w pierwszych dekadach jego istnienia Rudolpha Valentino. Gdy ten znany aktor spracował po parku Coney Island, zobaczył jak patrzą na niego badawczo dwie panie, po czym usłyszał : „Popatrz tylko na tego durnia, który chce udawać Valentina”…

Dla wszystkich, którzy uwielbiają swoje teściowe anegdota o Marku Twainie, który na urodziny swojej teściowej napisał nowelkę, a w niej mamę swojej zony porównał do … gazety codziennej. Trochę zdziwiona, a trochę obrażona małżonka spytała go, skąd takie porównanie. Na co Twain: „A czyż Twoja matka nie ukazuje się u nas codziennie?”.

Nie jestem dobrym kucharzem. Powiem więcej: żaden ze mnie kucharz. Przyrządziłem w życiu dwa razy obiad. Przyznaję bez bicia: w obu przypadkach na użytek telewizji. Stąd bliska mi jest anegdota o innej postaci amerykańskiego kina czyli Audrey Hepburn, której z kolei wydawało się, że w kuchni jest świetna. W dniu, w którym chciała wydać przyjęcie, posłała pokojówkę do kucharki z informacją, że niedługo przyjedzie jej pomóc w kuchni. Po powrocie pokojówki aktorka spytała czy kucharka jest zadowolona z takiej dobrej nowiny. I usłyszała: „Bardzo, tylko prosi, żeby pani przyszła jutro, bo dzisiaj ona ma bardzo dużo roboty”.

Nie narzekajcie na Wasze dzieci i wnuki, że nie zawsze myją ręce, uszy, szyję, itp. To taka norma w szczenięcych latach. Skądś to znamy, czyż nie ?Skądinąd norma obowiązująca pod każdą szerokością geograficzną. Pokazuje to anegdota z dzieciństwa jednego z najwybitniejszych prezydentów w dziejach USA Abrahama Lincolna (był nim w latach 1861-1865 do swojej tragicznej śmierci w zamachu). Lincoln chodził do szkoły ludowej w niewielkim mieście Hodgenville. Był niezłym hultajem. Pewnego razu jego nauczyciel dokonał inspekcji czystości każąc pokazywać dzieciakom ręce. Młody Abraham zdążył wytrzeć prawą rękę o spodnie i tą właśnie pokazał. Mimo to była bardzo brudna. Belfer oburzył się: „Ty niechluju! Zasłużyłeś na 10 trzcin na tę brudną łapę. Ale mogę darować ci karę, jeśli znajdziesz w klasie jeszcze brudniejszą rękę od twojej”. Przyszły prezydent USA zareagował błyskawicznie i z radosną miną podniósł lewą rękę, której nie zdążył jeszcze wyczyścić...

Lincoln i Ford – amerykański sen, jankeska ironia

Henry Ford to integralna część dziejów naszego sojusznika za Wielką Wodą. Tak, ten sam, który miał mówić, ze każdy Amerykanin może kupić jaki chce samochód, pod warunkiem, że będzie to czarny Ford… Ale ja nie o tym. Niegdyś ów miliarder, ale też filantrop i oczywiście – a jakże – wydawca gazety, kazał dać redaktorowi naczelnemu swojego dziennika na pierwszą stronę takie oto hasło: „Jak możemy ulżyć cierpiącej ludzkości?”. Szybko – bo już nazajutrz-doczekał się odpowiedzi w konkurencyjnej gazecie. Podobnie wielkimi czcionkami i podobnym miejscu widniał napis: „Henry! Umieść więcej sprężyn w fotelach swoich samochodów!”

Tenże Ford był obiektem niezliczonych anegdot. Kolejna mówi o tym, jak jadąc samochodem – oczywiście „Fordem” – zobaczył kierowcę, który łapał się za głowę przy zepsutym aucie. Tym unieruchomionym samochodem był też „Ford”. Miliarder zatrzymał się, zaproponował swoją pomoc, wczołgał się pod samochód, naprawił auto własnej marki w pół godziny, wygrzebał się spod samochodu i oświadczył szczęśliwemu kierowcy, że może już jechać dalej. Ten wyciągnął piec dolarów, aby zapłacić za pomoc. Na co Ford: „Dziękuję Panu, pieniędzy mam dosyć”. Na co zdumiony kierowca już naprawionego „Forda”: „Tego już nie rozumiem! Jeżeli ma Pan tyle pieniędzy, to czemu jeździ Pan Fordem?”

Gdy Ludwik Dorn jako minister spraw wewnętrznych i administracji wygłosił swoje słynne zdanie o lekarzach, którzy „pójdą w kamasze”, przypomniała mi się anegdota o najdłużej urzędującym w dziejach USA prezydencie czyli Franklinie Delano Roosevelcie. Najdłużej, bo został wybrany na trzecią kadencję wtedy, gdy nie było jeszcze dwukadencyjności (maksimum) głów państwa w USA. Skądinąd kadencji trzeciej nie dokończył, bo zmarł. Otóż tenże F. D. Roosevelt (nie mylić z innym prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, spokrewnionym z nim Theodorem Rooseveltem, który rządził w Bialym Domu na początku XX wieku) zapytał kiedyś pewnego ucznia, kim chciałby być jak dorośnie: „Lekarzem” – usłyszał. „Lekarzem? Dlaczego właśnie lekarzem?” – powiedział nie kryjąc niechęci prezydent Roosevelt. Na co chłopak: „Bo jest to zawód najłatwiejszy i najkorzystniejszy. W każdym innym zawodzie płacą, gdy praca zostanie wykonana, a lekarz zawsze przyjmuje honorarium, obojętnie czy chory wyzdrowieje czy umrze.”… Oczywiście ja, niżej podpisany Ryszard Czarnecki, nie podzielam antylekarskiej obsesji owego prezydenta-Demokraty.

Anegdota „made in USA”

Niektórzy w polityce w Polsce – ba, przecież nie tylko w naszym kraju, ale pod różnymi szerokościami geograficznymi – prężą muskuły, opowiadając kogo to oni znają na krajowym, a zwłaszcza międzynarodowymi rynku politycznym. Jak słyszę takiego samochwałę, natychmiast przed oczyma staje mi konferencja prasowa jednego z moich ulubionych aktorów, komików i reżyserów Woody Allena. Pada pytanie: „A jak to wygląda ,Woody, gdy całujesz dziewczynę w filmie. Czy jesteś wtedy uczuciowo zaangażowany?” A oto odpowiedź ironicznego i w życiu i na ekranie Allena: „Raz pocałowałem Jeanne Moreau na ekranie i ani ona, ani ja nie przeżywaliśmy tego głębiej. Ale, bileterzy odciągnęli mnie od ekranu i musiałem znów usiąść na swoim krześle”.

Ameryka przeżywa trudny czas. Współczuję Ameryce w naszym interesie, bo jak ktoś ma katar w Waszyngtonie, to kichamy my w Polsce i wielu innych krajach. Stąd też proponuję podróż do Ameryki, w której nie ma przeliczania głosów, fałszerstw i oskarżeń i fałszerstwo – za to jest sporo humoru i trochę dystansu do siebie...


*tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" (12.11.2020)


historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Rozmaitości