Pojęcie „austriackie gadanie” weszło do języka polskiego jeszcze w czasach zaboru – właśnie austriackiego. Generalnie oznaczało ono mówienie rzeczy bezwartościowych – i było pojęciem pejoratywnym. Bądź, co bądź Austriacy, którzy zajęli między innymi polski Kraków i polski Lwów byli okupantami, choć w powszechnym, ponadzaborowym odbiorze traktowano ich nieco inaczej niż tych najgorszych wrogów Rosjan i Prusaków – Niemców. Polacy potrafili bowiem sobie nie tylko wywalczyć spora autonomię na terenie Cesarstwa, ale też spore wpływy w centralnych strukturach państwa. Nie były to może wpływy tak silne jak naszych bratanków-Madziarów, którzy przecie potrafili doprowadzić do sytuacji, w której państwo austriackie, państwo Habsburgów stało się oficjalnie, w nazwie monarchią z dwoma narodami w nazwie, czyli Austro-Węgrami. W polskiej pamięci zbiorowej, a przynajmniej w pamięci polskich – z treści, a nie tylko z nazwy – elit jest obecny fakt jakże niechlubnej roli administracji austriackiej w podsycaniu buntu Jakuba Szeli w latach 1840-tych, który doprowadził do mordowania polskich ziemian. Z drugiej strony trudno wymazać z pamięci fakt, że Polak Kazimierz Badeni był premierem Cesarsko Królewskich Austro-Węgier, a Agenor Gołuchowski pełnił funkcję ministra spraw zagranicznych tego państwa. Mieliśmy też dwóch ministrów finansów: wspomnianego Gołuchowskiego i Leona Bilińskiego. Na przełomie wieków XIX i XX to właśnie polskie ziemie pod tymczasową austriacką administracją stały się naszym narodowym „Piemontem”.
A co do poczucia humoru Austriaków: cóż, sami Państwo ocenią, czy jest ono lepsze czy może inne od ich sąsiadów, Niemców… Można to zobaczyć w zwierciadle anegdot. Oto one.
W Wiedniu, mieście Straussów pianista i pedagog Juliusz Epstein był znany z tego, że udzielał uczniom niesłychanie krótkich indywidualnych lekcji. Raz spotkał znajomego i w trakcie rozmowy powiedział mu: „Proszę, zaczekaj tu piec minut, zaraz wrócę, tylko udzielę uczniowi godzinnej lekcji…”
Jak Wiedeń – to dalej muzyka. Śpiewak operetkowy Alexander Girardi spóźnił się kiedyś, nie przysłowiowe piec minut, ale godzinę na próbę. Zirytowany dyrektor skomentował: „Na Pańskim miejscu nie przyszedłbym już wcale!” Śpiewak zripostował: „Widocznie nie ma Pan poczucia obowiązku”.
Inny śpiewak, mający polskie korzenie Leo Slezak dostał na austriackiej prowincji bardzo korzystny angaż. Dyrektor teatru wręczając mu kontrakt skomentował złośliwie: „Nie jest Pan taki głupi, na jakiego Pan wygląda.” I nadział się na kontrę: „W tym właśnie jest różnica między mną a Panem, Panie Dyrektorze.”
Najbardziej znany z wymienionych kompozytor i dyrygent ,dyrektor opery w Wiedniu Gustaw Mahler nigdy nie opuścił próby. Jednak pewnego razu niespodziewania powierzył jej prowadzenie zastępcy, a sam wyszedł. Wrócił po godzinie i zaczął dyrygować. Po próbie jeden z muzyków z orkiestry zapytał go, co się stało. Na co Mahler: „Ożeniłem się”...
*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej” (25.11.2020)
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości