W wojnie z czerwoną Rosją w 1920 roku w polskiej armii walczyli nasi rodacy z USA i Francji i to w pokaźnej liczbie, co świadczyło o patriotyzmie rodaków-emigrantów (a czasem już nawet dzieci polskich emigrantów). Wśród nich było kilku Polaków-Mulatów, owoc miłości ich polskich ojców do, jak byśmy to dziś powiedzieli: Afroamerykanek. Przed stu laty to były jeszcze Murzynki...
Niemal wszyscy nasi krajanie o nieco ciemniejszej karnacji niż reszta „Błękitnej Armii” dostali się do sowieckiej niewoli. W szeregach Armii Czerwonej wzbudzili popłoch. Komunizm komunizmem, ateizm ateizmem, ale „czerwonoarmiejcy” hołdowali burżuazyjno-religianckim zabobonom: polskich Mulatów uznali za ... diabłów. Gdy wieść o tym rozniosła się w Wojsku Polskim, szereg naszych żołnierzy uznało, że warto zdemoralizować wroga i ... „robili się” na Murzynów. Metoda była ponoć prosta.
Używać do tego miano specjalnych świec, które zostawiały trudnościeralny ciemny osad Było to dużo lepsze od sadzy, która co prawda była bardziej czarna, ale łatwiej ją było zmyć, a przez to wykryć oszustwo.
Tak to bywało onegdaj, przed 100 laty, gdy daliśmy łupnia Sowietom. Tak a propos Sowietów, to gwoli ścisłości historycznej należy właśnie tak pisać o wojnie roku 1920: polsko-sowiecka. Nie była to bowiem wojna z bolszewikami, bo olbrzymia większość żołnierzy Armii Czerwonej nacierających na Polskę nie była wcale członkami partii komunistycznej. Ba, byli wśród nich również „biali” Rosjanie, którzy za komunizmem nie przepadali, od komunistów sporo wycierpieli, ale chętnie skorzystali z okazji, żeby brać udział w agresji na Polskę – odwiecznego wroga „Matiuszki Rosiji”. Nie była to więc wojna z partią bolszewików, tylko z ówczesnym rosyjskim państwem, Związkiem Sowieckim, przez polskiego historyka Jana Kucharzewskiego określonym – chyba słusznie – jako „czerwona Rosja”.
O tym straszeniu czerwonoarmistów diabelskim wyglądem poprzez robienie z siebie Murzynów opowiedział mi wnuk bohaterskiego żołnierza wojny A. D. 1920 Stanisława Trytka. Pan Stanisław do śmierci w 1983 roku żył obrazami tej walki o niepodległą Polskę.
Piszę te słowa w Brukseli, siedząc przy moim europarlamentarnym biurku, za mną, po lewej, znajduje się stojak z wielkim sztandarem ofiarowanym mi przez polskich oficerów z napisem „Za wolność Waszą i Naszą. Warszawa 11 listopada 1918 rok”. Cóż, Parlament Europejski – europarlamentem, a zanurzenie w polskiej historii będzie towarzyszyć mi zawsze, do końca życia.
Obowiązki wszak wzywają. Za chwilę mam umówioną rozmowę z ambasadorem Kuwejtu przy UE, którą zacznę od złożenia mu kondolencji z powodu śmierci szejka Sabaha al-Ahmada al-Jabera czyli władcy tegoż kraju. Przed chwilą zakończyłem spotkanie z węgierskim posłem z FIDESZU, który pytał mnie o sytuację w Polsce i ucieszył się, że polityczne przesilenie mamy za sobą. Popołudniu spotkanie z europosłem z Francji, byłym korespondentem „Le Monde” w Warszawie i Moskwie – o sytuacji na Białorusi i nie tylko. A oprócz tego posiedzenie Komisji Kontroli Budżetu na temat wydatków instytucji i agencji UE, a następnie spotkanie delegacji Unia – Kraje Półwyspu Arabskiego.
Dzień, jak co dzień. Kto to wie? Kto doceni?
*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej” (07.1 0.2020)
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka