Świat już nie będzie taki, jaki był. Chodzi oczywiście o zarazę, o COVID-19. Ale Polacy, walcząc udanie z pandemią koronawirusa (czołowa pozycja w statystykach europejskich i światowych, gdy chodzi o relatywnie niewielką liczbę zgonów na milion mieszkańców), jednocześnie chcą w miarę normalnego życia. Dziedziną, w której ta normalność wraca w sposób szczególny, jest sport.
Nie chodzi mi o piłkę nożną, bo w Polsce dokończono rozgrywki ligowe, ale zrobiono to również w Niemczech, Anglii, Włoszech czy w Hiszpanii. Tu Polska po prostu nie odbiega od europejskich standardów, wpisuje się w nie, i dobrze. Jednak nasz kraj jest absolutnym wyjątkiem, gdy chodzi o siatkówkę i żużel.
Polak znajdzie wyjście z sytuacji bez wyjścia
Co do żużla, czyli speedwaya albo po prostu czarnego sportu, to Polska nie tylko jako pierwsza zainaugurowała rozgrywki ligowe, i to na trzech szczeblach, lecz także w Polsce zorganizowano pierwsze na świecie w okresie pandemii mistrzostwa kontynentu. I to w sytuacji, gdy odwołano piłkarskie mistrzostwa Euro 2020 oraz igrzyska olimpijskie, które miały się odbyć po 56 latach w Tokio. To przykład, że Polak potrafi, że Polacy nie poddają się żadnym przeciwnościom losu – tak jak kiedyś potrafili poradzić sobie z okupacjami czy zaborami, tak teraz potrafią znaleźć wyjście z sytuacji bez wyjścia i zorganizować imprezę mistrzowską pod międzynarodowym szyldem. Oczywiście formuła tych mistrzostw Europy na żużlu była trochę inna – nie trzy kraje je współorganizowały, jak bywało dotychczas (w tym roku miały to zrobić Polska, Dania i Chorwacja), tylko jeden. Ale za to nie cztery turnieje, lecz aż… pięć! Wszystko transmitowane przez telewizję i z udziałem publiczności, choć oczywiście przy respektowaniu limitów liczebnych narzuconych przez Główny Inspektorat Sanitarny, z jego szefem prof. Jarosławem Pinkasem na czele, oraz przez polskie władze. Turnieje odbyły się na jednym z największych i najpiękniejszych stadionów żużlowych świata – Motoarenie Toruń im. Mariana Rosego (inauguracja i zakończenie w ostatnią środę), ale także w Bydgoszczy, Gnieźnie i Rybniku. Dla statystycznego obowiązku dodam, że mistrzem Europy został Brytyjczyk Robert Lambert, wicemistrzem Duńczyk Leon Madsen, choć ten akurat mieszka w Polsce, między Wejherowem a Kościerzyną, ma polską żonę i dziecko. Najlepszy z Polaków, były mistrz świata juniorów Bartosz Smektała, był piąty.
Skądinąd mistrzostwa świata w tej dyscyplinie, czyli Grand Prix, w tym roku to – w związku z pandemią – osiem turniejów, z czego pięć będzie rozegranych w naszym kraju. Jak widać, Polska trzyma czarny sport w sensie organizacji mistrzostw kontynentu i globu, a także funkcjonowania Ekstraligi, w której jeżdżą najlepsi żużlowcy świata.
Inni tracą czas – Polacy nie
Nie inaczej jest, gdy chodzi o siatkówkę. Olbrzymia większość reprezentacji narodowych na świecie odwołała zgrupowania, mecze, ale nie Polacy. Inni mają czas stracony – ale nie my. W krajach uznawanych za najsilniejsze w tej dyscyplinie sportu obok Polski, czyli w Brazylii, USA i Rosji, szaleje koronawirus. Rozgrywki ligowe zostały tam opóźnione, a kadrę narodową kibice mogą oglądać na archiwalnych zapisach igrzysk olimpijskich czy mistrzostw świata. Tymczasem polska reprezentacja siatkarek (skądinąd jedna z najsilniejszych w Europie – czwarte miejsce w mistrzostwach Starego Kontynentu w 2019 r. – i jedna z najlepszych w świecie – piąte miejsce w globalnej Lidze Narodów w ubiegłym roku) rozegrała niedawno pierwszy w skali świata mecz międzypaństwowy jakiejkolwiek reprezentacji podczas pandemii. Dwa spotkania z Czeszkami w Wałbrzychu weszły do annałów światowej siatkówki – nikomu podczas zarazy koronawirusa nie przyszło do głowy, żeby organizować mecze na poziomie reprezentacji narodowych – poza nami.
Po reprezentacji polskich siatkarek również mężczyźni zagrali pierwszy w skali świata mecz reprezentacji narodowej. Były to dwa spotkania z Niemcami w Zielonej Górze. Kolejni partnerzy Polaków – Estończycy – odwołali z powodu pandemii przyjazd do Polski na zaplanowane mecze towarzyskie w Łodzi, ale niezrażeni tym Biało-Czerwoni zagrali dwa sparingi między sobą na zasadzie rywalizacji drużyny Michała Kubiaka (kapitan reprezentacji) i drużyny Fabiana Drzyzgi, a następnego dnia drużyna Wilfredo Leona zmierzyła się z drużyną Karola Kłosa. Sparingi te były transmitowane przez telewizję i oglądały je setki tysięcy widzów. To kolejny dowód na fenomen tego sportu w naszym kraju. Jesteśmy jedynym państwem na świecie, w którym każdy mecz mężczyzn w najwyższej klasie rozgrywkowej, czyli PlusLidze, jest transmitowany przez telewizję (Polsat Sport)! Dotyczy to również większości meczów żeńskiej Tauron Ligi. Ba, od tego sezonu, który podczas pandemii ruszy… wcześniej niż zwykle, mają być transmitowane pojedyncze mecze drugiej klasy rozgrywkowej mężczyzn, też zresztą nazywającej się Tauron Ligą. Inne kraje mogą nam pozazdrościć medialności tej dyscypliny – tam nawet mecze reprezentacji pokazuje się rzadko i tylko fragmenty. W Polsce siatkówka ma status sportu narodowego, obok żużla, co też jest polską specyfiką – i oczywiście obok piłki nożnej, co akurat jest światową normą.
Wybijamy się na normalność
Tak naprawdę jednak ten artykuł nie jest o sporcie, lecz o genialnej umiejętności Polaków do przystosowania się do każdych, nawet najtrudniejszych warunków. Gdy inni zawieszają rozgrywki na poziomie reprezentacji – my nie odpuszczamy. Gdy inni opóźniają rozgrywki ligowe – my je… przyspieszamy. Gdy inni sezon spisują na straty – my wręcz odwrotnie. Gdy inni odwołują czy przekładają igrzyska czy mistrzostwa – my je jak gdyby nigdy nic organizujemy. Ba, nawet z większą liczbą turniejów, jak w przypadku żużlowych Tauron SEC, czyli mistrzostw Europy.
W gruncie rzeczy dla mnie w tym tekście sport jest tylko pretekstem. Chodzi o pokazanie charakteru narodu, który wybija się na normalność wtedy, gdy inni pogodzili się z nienormalnością. Chodzi o mentalność wspólnoty, która przez wieki poddawana różnym presjom, a często represjom, potrafiła zawsze znaleźć odpowiedź na niedogodności, aby tworzyć własną rzeczywistość. I funkcjonować, jak gdyby nigdy nic. Przez dziesiątki lat na przestrzeni wieków chodziło o sprawy poważniejsze niż sport. Teraz „tylko” o sport. A może jednak „aż” o sport, który w czasach pokoju stał się, obok gospodarki, płaszczyzną spektakularnej rywalizacji między narodami.
Z tej naszej umiejętności funkcjonowania w najtrudniejszych sytuacjach i okolicznościach – w sporcie, ale nie tylko w nim – możemy być dumni.
*tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" (03.08.2020)
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Sport