Narzekają przegrani. Ci, którzy mają szansę na zwycięstwo w wyborach prezydenckich lub przynajmniej znaczące poprawienie notowań własnej formacji – zakasują rękawy i robią swoje. Prezydent RP dr Andrzej Duda miał wczoraj swoją konwencję wybroczą. Zdalną, bo inna w czasach pandemii nie jest możliwa. Można? Można. Ale ta kampania przejdzie do historii polskiej polityki nie tylko z racji panujących warunków (zaraza). Oto była rzeczniczka rządu Donalda Tuska (o czym nigdy, co charakterystyczne, nie wspomniała ani ona, ani jej sztab z Arłukowiczem na czele), rozpoczęła kampanię mając dwadzieścia parę procent, a teraz ma 6-7 razy mniej! To nie jest rekord w polskiej historii najnowszej: w 1995 roku Hanna Gronkiewicz-Waltz też miała w sondażach prawie 30%, by w wyborach uzyskać …2 %. Nic dziwnego, że kandydatka PO ucieka z wyborczego okrętu – ta kampania to kompromitacja tej partii i nic dziwnego, że za wszelką cenę żąda ona przełożenia wyborów. Jednak o bojkocie nie ma mowy, bo w interesie PSL, Lewicy i Konfederacji są wybory w maju. Bo dla nich oznaczać one będą, mimo oczywistej porażki, znaczące poprawienie sondaży partyjnych, a nawet prawdopodobnie zastąpienie PO na miejscu partii „numer 1” w opozycji. Do wyborów opozycja idzie więc bardziej niż podzielona.
*komentarz ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (2-3.05.2020)
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka
