Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
84
BLOG

Pandemia – jeden dzień po …

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Koronawirus Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

 „The day after” – tytuł tego amerykańskiego filmu o wybuchu bomby atomowej posłuży mi za próbę opisania tego, co będzie po wiktorii nad koronawirusem. Ba, tylko kiedy ta wiktoria nastąpi? Brytyjscy eksperci przewidują, że dopiero … na wiosnę 2021 !  Ale może jednak ich analizy pochodzą z czasów, kiedy premier Jej Królewskiej Mości Boris Johnson uważał, że z względów na gospodarkę  nie należy zamykać restauracji, pubów, dyskotek, klubów, et caetera. Teraz zjadł własny język i zmienił zdanie – zdaje się, że ku rozpaczy niektórych naszych publicystów (w tym jednego prawicowego), którzy uważali, że trzeba  w Polsce kopiować model brytyjski i zachowywać się, jak gdyby nic się nie stało... 

Polska „trendsetterem” 

Cóż, gdy chodzi o koronawirusa, to Polska wraz z Królestwem Danii i Republiką Czeską okazała się w  Europie „trendsetterem” – podobnie, jak z  Węgrami kiedyś w kwestiach imigracji. 

O ile jednak wiemy, kiedy następują zwycięstwa wojenne – bo albo zwieńczone są one traktatami pokojowymi albo jasnym i spektakularnym wyrżnięciem armii przeciwnika na polu walki – o tyle ostateczne zwycięstwo w zapewne bardzo długiej wojnie z COVID-19 będzie rozłożone w czasie. Ta walka zakończy się, prawdopodobnie z wielkimi stratami, różnie na różnych kontynentach i różnie w różnych ich częściach. Jeśli ufać oficjalnym danym, to Chińska Republika Ludowa ma już najgorsze za sobą, ale jedno z dwóch – obok właśnie Chin – najliczniejszych państw świata czyli Indie, dopiero wchodzą na tę tragiczną drogę pandemii. Podobnie jest z największym muzułmańskim państwem świata czyli z liczącą 270 milionów obywateli Indonezją. Na Starym Kontynencie natomiast w chwili, gdy Europa Południowa toczy śmiertelny bój, to nasz region – Europa Środkowo – Wschodnia ponosi straty relatywnie wciąż niskie, choć oczywiście statystyka nie zmniejszy rozpaczy rodzin tych, którzy odeszli. Chcę wierzyć, wierzę i są takiej wiary podstawy, że straty na froncie z COVID-19 w Polsce (i np. w Czechach) wynikają ze znacznie szybszej reakcji państwa, świetnie zorganizowanej pracy służb i znakomitej samodyscypliny społeczeństwa- zupełnie inaczej niż to działo się czy dzieje się w Italii czy w Królestwie Hiszpanii-a nie z powodu faktu, że pandemia falami zagarnia kolejne regiony Europy.  Ale i tak zapewne tsunami koronawirusa dopiero do nas nadejdzie. 

Być przygotowanym na życie „po” 

Zatem jeśli najtrudniejsze dopiero przed nami i zapewne większością europejskich krajów, to jaki jest sens mówienie o tym, co będzie „the day after”? Po pierwsze: trzeba żyć nadzieją. Po drugie: już dziś trzeba sobie wyobrażać życie państw i narodów po koronawirusie. To trochę tak, przepraszam za porównanie, jak w czasach okupacji niemieckiej setki ludzi w Polskim Państwie Podziemnym w ramach Delegatury Rządu na Kraj pracowali, aby przygotować naszą państwowość, w  wymiarze gospodarczym, społecznym, systemu zdrowia, naukowym, itd. do czasów pokoju.                             

A więc?  Jak będzie? Zapewne całe gałęzie przemysłu przejdą przez pandemię niemal suchą nogą, nie zmniejszając produkcji, a nawet ją… zwiększając. Myśleć tu należy przede wszystkim o branży środków medycznych, dezynfekcyjnych, ale też przemysłowi spożywczemu nie grozi specjalne trzęsienie ziemi: nieczynne są i przez jakiś czas będą restauracje czy bary, ale siłą rzeczy ludzie jeść muszą i popyt gospodarstw domowych na jedzenie wyraźnie rośnie. Mówię o tym dlatego, że choć gospodarka jako całość poniesie w każdym kraju olbrzymie straty, to absolutnie nie rozłożą się one równomiernie na różne sektory. 

Co do pakietów pomocowych, które w ciągu 48 godzin, a więc w zasadzie równolegle zostały ogłoszone we Francji Wielkiej Brytanii, Polsce i Niemczech, to nie są one po to, jak rozumiem, aby całkowicie zrekompensować straty – bo to niemożliwe, ale żeby przejść przez ten dramatycznie trudny czas – do tego nie wiadomo jak długi? – no, może nie suchą nogą, ale też nie tonąc.   

Po pandemii zadziała ekonomiczna sinusoida, a więc olbrzymie ożywienie gospodarcze i inwestycyjne, bo ci na świecie, którzy  dysponują wielkim kapitałem teraz nie mają go gdzie inwestować – chyba, że w sektor medyczny i okołomedyczny. Paradoksalnie, kto przeżyje kataklizm ekonomiczny związany z  pandemią – będzie miał szansę ekspansji, bo siłą rzeczy konkurencja zapewne się trochę wykruszy, a produkcja w poszczególnych branżach będzie jednak mniej lub bardziej ograniczona. 

Lepsi ludzie, solidarne wspólnoty? 

Ale nie tylko samym chlebem żyje człowiek. Jakie będą narody, społeczeństwa, wspólnoty po pandemii? Mamy do czynienia – nie tylko w Polsce, choć to Polska dla mnie jest najważniejsza i cieszę się, że świeci przykładem – z erupcją szlachetności, zdrowego rozsądku, samodyscypliny, ba, autentycznego poświęcenia ze strony wielu ludzi i całych środowisk (myślę o gros pracowników różnych służb). Czy to będzie fundament budowy lepszych relacji międzyludzkich i społecznych w poszczególnych krajach? Czy od tej pory rzeczywiście już „nic nie będzie takie samo”? Życie pokaże. Oby… 

Wszak żeby jednak zobaczyć jak to będzie „the day after”, trzeba najpierw dotrwać do końca pandemii w dobrym zdrowiu fizycznym i psychicznym. Dlatego też #zostańwdomu#. Chuchajmy na zimne. Pamiętajmy, że era pandemii to czas gry zespołowej: indywidualne błędy, jak w  sportach drużynowych, kończą się źle dla pewnego zespołu (społeczności). 

 O polityce wewnętrznej pisać nie będę, bo „łaska Pańska na pstrym koniu jeździ” i choć po tak fantastycznym zadziałaniu ze strony struktur rządowych różnego szczebla wydawać by się powinno, że ludzie to docenią nie tylko w maju, ale tez na przykład w sierpniu czy wrześniu, to tak naprawdę zależeć to może w pewnej mierze od przebiegu pandemii w Polsce, skali ofiar i ludzkiego zmęczenia. Opozycja wie dobrze, co robi grając na przełożenie wyborów, bo stan autentycznego uznania i szacunku dla instytucji radzących, prezydenta i formacji politycznych sprawujących władzę nie jest wszakże, czego uczy historia, dany raz na zawsze... 

W wymiarze zewnętrznym prorokować jest trudniej, ale jest prawdopodobne, że Włosi, Hiszpanie i inne nacje nie zapomną Unii Europejskiej „grzechu zaniechania” czyli bezradnej powściągliwości i braku pomysłów na solidarne działanie UE-27  oraz unikanie realnych odpowiedzi ze strony instytucji unijnych na dramatyczne wezwanie, jakim był i jest COVID-19.  

Pandemia przeora świadomość ludzi, może też w jakimś stopniu zmienić (jak bardzo?) światowy układ sił. Na razie nie ma podstaw, aby sądzić, że zmieni mapę polityczną Polski. Stanowczo jednak odradzałbym z tym związana pychę – zbyt wiele czynników może przyczynić się do zmiany tej sytuacji… 

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (30.03.2020) 


historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Rozmaitości