Upadek literatury i czytelnictwa zaczął się w dniu, w którym każdy może wydać książkę. Postanowiłem napisać parę słów o pisarstwie, bo ostatnio namnożyło się pisarzy na każdym portalu. A najgroźniejsi są ci, którzy sami siebie mianowali pisarzami. Do blogerów odnoszą się z pogardą. Strofują, banują, nierzadko biją jak kapo. Katują słabszych dla samej przyjemności bicia. Nigdy nie wydali powieści. Nie wiedzą, albo nie chcą wiedzieć, że skomasowany we własnej książce zbiór informacji zaczerpniętych nie z autopsji, nie z własnego daru obserwacji lecz z cudzych opracowań, to nie jest literatura. Być może jest to publicystyka rodem z blogosfery. Tak czy inaczej publicystyka to jest nic innego jak tendencyjne naświetlanie faktów. Niech więc owi autorzy nazywają siebie publicystami, a nie pisarzami.
Ja na prowincjonalny parnas wdrapywałem się przez 77 lat. Powoli, po amatorsku, jako hobbysta. Pisarze wczoraj i dziś? O, różnice są kolosalne. W Polsce Ludowej żeby zostać profesjonalnym literatem trzeba było wydać w profesjonalnym wydawnictwie dwie powieści, albo powieść i tom opowiadań, albo trzy tomiki wierszy. Wtedy komisja kwalifikacyjna przy Zarządzie Głównym Związku Literatów Polskich przyznawała status członka ZLP. Jednak w wielu przypadkach komisja odrzucała wnioski autorów i czekała na następne dzieła kandydatów na pisarzy.
Członkowie ZLP mieli przywileje. Między innymi dostępne były roczne stypendia z Ministerstwa Kultury i Sztuki oraz Centralnej Rady Związków Zawodowych, na kontynuowanie twórczości literackiej. To były co miesiąc pieniądze wielkości przeciętnej pensji w pracy biurowej. Pisarze korzystali z niezłych stawek za spotkania autorskie. A rynek spotkań był nieograniczony. Biblioteki, klubokawiarnie „Ruchu”, domy kultury, ośrodki nowoczesnej gospodyni, kluby rolnika. Wszędzie czekano na pisarzy. Telewizja była w powijakach. Pół wsi schodziło się do klubu wieczorem, żeby obejrzeć Dziennik Telewizyjny w kolorze i zobaczyć żywego literata i ewentualnie kupić jego książkę. Komunistyczna władza potrzebowała pisarzy, artystów, filmowców. Jednocześnie wydawano w dużych nakładach dzieła literackie pisarzy z krajów kapitalistycznych.
Legitymacja ZLP nobilitowała nierzadko ludzi z nizin społecznych, bez wyksztalcenia, ale utalentowanych. Legitymację członka ZLP przyjął osobiście w Warszawie Jan Paweł 2. A prezes związku Jarosław Iwaszkiewicz lubił mówić, że jeden z naszych kolegów został papieżem. Władze poszczególnych województw starały się, aby w lokalnych stolicach powstały siedziby oddziałów ZLP. Sam dostałem poważną propozycję przeniesienia się do innego województwa. Zapewniano mi pracę w dziennikarstwie i mieszkanie. Nie przeniosłem się. Tak, tamta władza hołubiła pisarzy. A kiedy pisarze się zbuntowali władza wzięła i rozwiązała ZLP. Rozpędziła też na cztery wiatry Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. Straciłem więc członkostwo w obu tych organizacjach i od tamtego czasu władza mnie już nie kocha.
Nowa władza Polski Kapitalistycznej ma w nosie ludzi pióra i artystów. Odebrała im 50 % ulgę z uzysku honorariów. Odebrała ulgę na Internet, a niektórzy lokalni zarządcy Polski całkiem niedawno obiecywali, że Internet w mieście będzie bezpłatny.
Odkąd przestała obowiązywać ostra selekcja przy rekrutacji członków ZLP, wzrosła nagle liczba prozaików i poetów. Z jednej strony twórcy piszą z drugiej strony czytelnictwo leży na łopatkach. Po pierwsze, bo książki są za drogie. W mieszkaniach już nie ustawia się regałów z książkami od podłogi po sufit. Królują telewizory, komputery, laptopy, smartfony. Czytanie książek stało się trudne i kosztowne.
Ceny moich książek drukowanych w Belgii, dostępnych w sieciwww.unibook.com zmieniają się niemal codziennie w zależności od kursu euro. „Drugi brzeg miłości”, powieść w sprzedaży od 8.09.2010, kosztuje 69,94 zł; „Dziewczyna w okularach”, opowiadania, dostępna od 29.04.2012 w cenie 54,40 zł; „Inna barwa księżyca”, reportaże, w sprzedaży od 2.01.2012 w cenie 51,84 zł; „Smak wiatru w Birkenau”, powieść, od 3.01.2011, kosztuje 47,41 zł. Do tego trzeba doliczyć koszt przesyłki każdej książki z Belgii do Polski 6,9 euro.
Dla krajowych masowych czytelników bariera cenowa jest duża. Dla Polonii na świecie pewnie też, bo ta na ogół nie kupuje książek autorów z Polski.
Ostatnio przeczytałem reklamę w Internecie, że mają do sprzedaży w Polsce milion książek po 9,50 złotych każda. To dlaczego z czytelnictwem literatury jest wciąż tak źle?
Jeszcze dwa słowa o możliwościach wydawniczych. Są dla każdego bardzo duże. Zwróciłem się do paru wydawców z propozycją wydania powieści. Bardzo chętnie, ale z dofinansowaniem. Jeśli dam 6 tys. złotych i zagwarantuję sprzedaż 400 egzemplarzy, to nie ma sprawy. Żaden nie zapytał, co to za powieść, ile ma arkuszy wydawniczych, ile stron? Literatura jest nieważna. Liczy się marketing i zarządzanie. Aż trudno w to wszystko uwierzyć.
Moje książki wydane w Belgii. "Drugi brzeg miłości" powieść 2010. "Smak wiatru w Auschwitz-Birkenau" powieść 2015 . „Inna barwa księżyca”reportaże 2012. "Dziewczyna w okularach" opowiadania 2015. "Moje zmory i marzenia" felietony 2013. "Czarne anioły" powieść 2015. "Zdobycie rzeki" opowiadania 2016. "Morderstwo w klubie dziennikarza" powieść 2017.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka