Myślę tu oczywiście o Borysie Budce i Rafale Trzaskowskim. Pierwszy, przewodniczący Platformy Obywatelskiej, agresywny, nieustępliwy w zwalczaniu PIS-u i Kaczyńskiego, upier..... po prostu. Taki sam zapewne, jako przewodniczący, był w stosunku do swoich kolegów i podwładnych.
Drugi - wice- PO, kandydat tej partii w ostatnich wyborach prezydenckich ze świetnym jak na tę partię wynikiem ponad 10 mln głosów, równie wyszczekany i agresywny w stosunku do PIS i Kaczyńskiego. W dodatku prezydent stolicy.
I nagle po 7. latach nieobecności zjawia się "syn marnotrawny", były przewodniczący PO i były premier Donald Tusk. I co się dzieje? Bez żadnych wyborów partyjnych, bez żadnego demokratycznego głosowania wśród członków PO jeden kozak Budka rezygnuje z przewodniczenia PO, a drugi kozak Trzaskowski pokornie zgadza się na objęcie przewodnictwa w partii przez D. Tuska. Co sprawiło, że ci ambitni politycy (szczególnie doceniony w wyborach powszechnych Trzaskowski) potulnie podkulili przysłowiowe ogony, porzucili własne ambicje i teraz udają, że powrót Tuska to wielkie szczęście dla partii? Odpowiedź może być tylko jedna - z Tuskiem przyszła wielka siła, która za nim stoi. I nie może być to siła polska, wewnętrzna. Donald Tusk w moim przekonaniu został zadaniowany w celu obalenia obecnych konserwatywno-patriotycznych władz Polski i można się spodziewać, że będzie miał pełne wsparcie zarówno Niemiec jak i Komisji Europejskiej. O takim wsparciu nasze tytułowe dwa kozaki mogą tylko pomarzyć.
Ale Donald Tusk niech nie liczy na ich lojalność, kiedy powinie mu się noga, nie wykona zadania i zostanie porzucony przez swoich niemieckich protektorów. Oba nasze kozaki, plus G. Schetyna i Radosław Sikorski chętnie sięgną po owo potężne wsparcie nie oglądając się na konającego politycznie poprzednika. Bo to są tacy ludzie.
Inne tematy w dziale Polityka