Ostatnio oglądałem, a raczej próbowałem oglądać film „Overlord” wyprodukowany przez nazywanego „nowym Spielbergiem” J.J. Abramsa. Abrams jako reżyser i producent odpowiada za szereg świetnych filmów i seriali, niestety jednak „Overlord” to bez wątpienia jego najgorsze dzieło.
Zaznaczmy, że „Overlord” z założenia miał być hołdem dla kina klasy B, a nawet C. Jest to bowiem historia grupy amerykańskich spadochroniarzy, podczas lądowania w Normandii natrafiających na niemiecki (tzn. „nazistowski”, bo jak wiemy w amerykańskich filmach wojennych od pewnego czasu przeciwnikiem są zawsze „naziści”, a nie Niemcy) ośrodek, w którym przeprowadzane są eksperymenty na ludziach. Nawet jednak w takim dziele powinniśmy móc odnaleźć śladowe ilości logiki. Tymczasem „Overlord” to kpina z widza.
To nie jest recenzja i nie zamierzam szeroko opisywać głupot popełnionych przez autorów filmu (zwłaszcza, że – jak muszę przyznać – w pewnym momencie miałem dosyć oglądania tego gniota). Muszę jednak napomknąć o tym, że np. w pierwszych scenach filmu dowódcą plutonu amerykańskich żołnierzy podczas II wojny światowej okazuje się być Afroamerykanin. Nie muszę mówić, że jest to równie mało realne, jak zombie, na które później natrafiają żołnierze. Główny bohater też jest zresztą Afroamerykaninem – poprawność polityczna w USA prowadzi już, jak widać, to zmian w historii (podczas II wojny Afroamerykanie nie mogli służyć w jednostkach liniowych).
To jednak szczegół. Bardziej irytujący był sposób pokazania niemieckiego „tajnego” ośrodka. Otóż mieścił się on w kościele po środku wioski, z której od czasu do czasu Niemcy wyciągali mieszkańców, by na nich eksperymentować. Zaznaczmy, że – jak przynajmniej jest to pokazane w filmie – sama wieś w żaden sposób nie była strzeżona lub ogrodzona. U widza pojawia się więc oczywiste pytanie – czemu mieszkańcy nie uciekli, tylko przez lata dawali się przerabiać Niemcom na zombie? Być może odpowiedź pojawia się w części filmu, której nie widziałem, ale wątpię.
Dodajmy jeszcze, że Niemcy prowadzący ośrodek w żaden sposób nie przejęli się trwającą inwazją i lądującymi wokół spadochroniarzami. Jak gdyby nigdy nic nadal prowadzili eksperymenty i nie zamierzali uciekać, albo ukrywać ślady swoich działań.
„Overlord” odstręcza z dwóch powodów: po pierwsze, poprzez wspomnianą wyżej głupotę scenariusza. Po drugie zaś, oglądając ten gniot trudno zapomnieć o tym, jak wojna i działania Niemców wyglądały w rzeczywistości. Oni nie musieli prowadzić jakichś małych ośrodków na francuskiej prowincji. Oni posiadali rzeczywiste, gigantyczne fabryki śmierci, gdzie tacy jak Mengele prowadzili straszliwe, a przede wszystkim całkowicie realne (i to jest prawdziwy horror) eksperymenty na ludziach.
Amerykańscy filmowcy szukają sposobów, jak przestraszyć i zaszokować swoich widzów – proszę bardzo. Ale wykorzystywanie do tego tragedii II wojny światowej jest nie tylko błędem, jest czymś z gruntu złym. Bo nic, co pokażą filmowcy nie może się równać pod względem grozy z tym, co Niemcy wyprawiali w rzeczywistości. W dodatku zbrodni dokonanych przez Niemców było tak wiele, że w literaturze i filmie opowiedziano ledwie malutki fragment całości (już pomijam fakt, że dla światowego widza brutalność II wojny sprowadza się zwykle tylko do Holokaustu). Wymyślanie historii o nazi-zombie, gdy tymczasem miliony ofiar realnych niemieckich zbrodni popadają w zapomnienie jest po prostu niesprawiedliwe.
Jeśli Amerykanie chcą pokazać prawdziwy horror, to powinni pokazać (oczywiście nie jestem naiwny, wiem, że tego nie zrobią) to co Niemcy wyprawiali na warszawskiej Ochocie i Woli 75 lat temu. Lektura zachowanych opisów gwałtów i zbrodni dokonanych na mieszkańcach Warszawy leczy z chęci oglądania nawet najbardziej brutalnych hollywoodzkich horrorów. To, co Niemcy robili Polakom, przekracza wyobrażenie amerykańskich scenarzystów...
Inne tematy w dziale Kultura