Nie wiem, czy Państwo jeszcze pamiętają, ale kilka lat temu głównym orędownikiem rozbiórki Pałacu Kultury był Radosław Sikorski. Każde swoje wystąpienie w Sejmie kończył stwierdzeniem „...a poza tym uważam, że Pałac Kultury powinien być zburzony”. Było to oczywiście nawiązanie do Marka Porcjusza Katona, który w podobny sposób nawoływał do zniszczenia Kartaginy.
Cóż, wezwania Katona do rozprawy z Kartaginą Rzym w końcu zrealizował. Niszczenie Pałacu zakończy się zapewne tak, jak wszelkie inne działania Sikorskiego – czyli niczym (swoją drogą, warto zauważyć, że jako ważny polityk Sikorski mógł przecież zainicjować rozwiązania prawne mając na celu rozbiórkę PKiN – nigdy jednak nie zamienił słów w czyny).
Mnie osobiście Pałac nie przeszkadza. Przeszkadzają, owszem, takie bzdurne inicjatywy, jak pomysł uroczystych urodzin tego „daru Stalina”. Ale niczego więcej, niż bzdur, się po Hannie Gronkiewicz-Waltz i jej ludziach nie spodziewam. Dziwi mnie za to, że idiotyczne „urodziny” wywołały aż taką burzę wśród blogerów Salonu24 – zwłaszcza, że w przecież w tym roku sezon ogórkowy nam nie grozi. Tyle się dzieje w polskiej polityce, a tu dyskusja o jakimś budynku? I to 26 lat po 1989 roku? Jeśli chcieliście burzyć Pałac, Panie i Panowie, to trzeba to było zrobić wtedy. Tymczasem, jak na razie, w wielu miejscach Polski nadal straszą pomniki „bohaterów” z Armii Czerwonej, MO, albo nawet KBW.
Celowo adresuję swoje słowa wprost do zwolenników wyburzenia Pałacu. Mam bowiem wrażenie, że to głównie ludzie ze starszego pokolenia, które już miało okazję wykazać się czynem – ale w swoim czasie pozwolili na porzucenie ideałów antykomunistycznej rewolucji.
Czytając elaboraty o konieczności burzenia PKiN przypominają mi się obrazki ze spotkań dawnych opozycjonistów, którzy ciągle z zapałem śpiewają „..a na drzewach zamiast liści, będą wisieć komuniści”. Komuniści nigdzie nie będą wisieć, bo dożywają swoich dni w luksusowych willach i g... im możemy zrobić. Tak samo Pałac nie musi się martwić. A on przynajmniej, w odróżnieniu od spasionych postkomunistów, przydaje się na coś Polakom – zawiera w sobie sale kinowe, muzea, teatry, centrum konferencyjne. Czy to nam się podoba, czy nie, zniknięcie PKiN spowodowałoby pojawienie się wielkiej luki na kulturalnej mapie Warszawy.
Osobiście uważam, że większym problem od PKiN jest gigantyczna pusta przestrzeń Placu Defilad, która jest niczym rana na tkance miasta. Być może najlepszym rozwiązaniem byłoby to, proponowane już w latach 90. - otoczenie Pałacu wieńcem wieżowców oraz mniejszych budynków i stworzenie w miejscu placu nowoczesnego „city”.
Tak się pewnie w końcu stanie. Za 100 lat PKiN będzie niezbyt widocznym punktem w panoramie Warszawy – za to cenną pamiątką czasów, o których przecież nie powinniśmy zapomnieć.
Inne tematy w dziale Polityka